PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Prosba o opinie, poradę
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Czesc. Chcialbym poznac Wasza opinie na temat moich problemow (?), chociaż slowo przemyslen by było bardziej na miejscu, tak mysle. Zaczne od tego, że nie przepadam za ludzmi. Moze inaczej, za pewnymi cechami natury ludzkiej. Źle się czuje w ich towarzystwie, bardzo rzadko odczuwam jakakolwiek radosc z kontaktow z nimi. Strasznie mnie irytuje ich (nasza?) przewidywalnosc, potrzeba obcowania z innymi, slepa wiara w sens zycia, ktorego ja nie widze. I nie wiem, czy to problem mój, czy ich, ale już Sartre pisal glosil, ze zycie nie ma glebszego sensu, a to madry czlowiek byl, ale nie o tym. Mam ciagle poczucie winy, nawet gdy jest calkiem bezzasadne, np potrafie przez 15 minut się zadreczac, bo nie wrzucilem gitarzyscie z dworca drobnych do futeralu a fajnie gral, chociaż nie stac mnie na to. Ostatnio coraz mocniej odczuwam, że jestem nic nie warty, nic nie znacze, ogolnie w ogole w siebie nie wierze, czuje się jakbym byl porazka, nieudacznikiem. Do tego jestem bardzo niesmialy, strasznie zakompleksiony. Beznadziejnosc i bezsensownosc i mnie, i swiata przytlacza mnie, zzera od srodka. Nie potrafilem stworzyc zwiazku z dziewczyna, ktora, jak się wydawalo byla bliska mojemu idealowi, ktory gdzies tam sobie stworzylem z tylu glowy. Gdy troche bardziej się do siebie zblizylismy, zaraz jak wsiadlem do autobusu, nie wiem czemu, zaczalem myslec, jak się z nia już nigdy nie spotkac. Nie wiem czemu ucieklem, chyba się przestraszylem, chyba czulem, że nie jestem tego wart, chyba nie chcialem żeby się że mna meczyla, że lepiej jakiekolwiek uczucia jakie moze do mnie zywila dac komus innemu, nie mi. Chcialbym stworzyc zwiazek z druga osoba, ale nie wiem czemu, nie mogę, sam się czasem zastanawiam, czy przypadkiem nie potrzebuje bardziej wspolczucia niż milosci. Srednio potrafie spojrzec z dystansem na to, jak inni się zachowuja wobec mnie. Jak ktos jest mily, np jakas dziewczyna, od razu zaczynam zywic do niej jakies glebsze uczucia, nie wiem, chyba z wdziecznosci. Nie radze sobie że stresem, co rano jak wiem, że musze wyjsc z domu, cos zalatwic, mam mdlosci, dusze się. Do uczelni, i do pracy przyzwyczailem się dopiero po ok pol roku, chociaż i teraz się zdarza. To jest bardzo meczace, ciezko np ukrywac jak się jest w grupie że się chyba zaraz zwymiotuje. Oprocz tego mam lekka nerwice natrectw, wszystko licze, mam pewne rytualy, ale da się z tym zyc. A wg mnie najgorsze jest to, że potrafie się zmusic na tyle dobrze żeby normalnie funkcjonowac, że te kilka osob, ktorym o tym powiedzialem, bardzo się zdziwilo. I wlasnie tutaj się ksztaltuje moje pytanie, czy problemy sa wtedy, gdy naprawdę nie daja zyc, czy też sama swiadomosc wyzej opisanych spraw, ale w sytuacji gdy mozna funkcjonowac w spoleczenstwie to też problem? Mysle nad wizyta u psychologa, ale mam duze obawy, że mnie wysmieje i powie, zebym nie zajmowal kolejki ludziom, ktorzy naprawdę maja problemy. Z gory dzięki za opinie, R.
to są problemy. I nie są one z niczym gorsze od problemów innych. a jak ci jakis psycholog zasugerował, że zawracasz mu głowę bo inni to to albo tamto - najlepiej od razu daj mu w pysk...

Użytkownik 7017

nie wiem czy pomogę ale może spróbuje to na swoim przykładzie opisać.
Ja mam coś podobnego zazwyczaj gdy akurat mam dużo wolnego czasu i dużo czasu na rozmyslanie. Jestem grafikiem więc w swojej pracy właściwie non stop jestem ze swoimi durnymi myślami i zauważyłem że im więcej daję się pochłonąć swoim myślom, to tym gorzej ze mną, dochodzę wlaśnie też do takich wniosków jak u ciebie. Zaczynam nienawidzić ludzi, a jednocześnie zadręczać się tym, że coś komus mogłem zrobić i ten ktoś może o mnie źle myśleć i sobie takie urojenia wkręcam. Że może powinienem być taki czy siaki.
Od kiedy zacząłem zajmować czymś swój umysł. W czasie pracy słuchać radia, podcastów albo audiobooków i ograniczać trochę te swoje "rozkminki" nagle zaczęło mi się polepszać samopoczucie.
Nie mówię żeby od razu zostac kretynem i nic nie myśleć. Tylko że dobrze jest ograniczać zbyt intensywną "rozkminkę", bo to nie jest zdrowe dla człowieka. Może nam się wydaje że jak myslimy to jesteśmy jak tacy filozofowie, ale tak naprawdę to jest bullshit.

Trzeba zająć się czymś co się lubi robić. Ja tak samo dostawąłem mdłości gdy tylko musiałem iśc na uczelnię, aż w koncu pewnego dnia nie wyrobiłem i powiedziałem wszystkim dookoła żeby dali mi spokój bo więcej tam nie wrócę. I teraz czuję się z tym lepiej bo postawilem na swoim. A w przyszłości, no cóz jest wiele dróg. Nie tylko studia i praca w mcdonaldzie...

Jeśli myśleć to bardziej o tym co się chce w zyciu robić, ale też bez przestady. Po prostu tak dla spokoju ducha. Ja np chcę być znanym szanowanym grafikiem, więc póki co do tego dążę. (sorki jesli zjechalem z tematu).

Co do ludzi to mam tak samo. Duże grupy ludzi - powyżej 5 osób - dostaję szału i próbuję uciekać czym prędzej gdzie się da. Po prostu jestem introwertyk i wkurza mnie taki szum i roztargnienie. Ale żeby nie pogłębiać swojej fobii zacząłem ostatnio coraz częsciej umawiać się ze znajomymi sam na sam, albo w gronie 2-3 osób i wtedy jest naprawdę spoko. Polecam tak spróbować.

Co do dziewczyn i miłości, to niestety sam jestem z tym w dup*e, ale próbuję i będę dalej próbować, bo nie wyobrażam sobie takiego samotniczego życia do końca:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:

nie wiem czy pomogłem, w każdym razie powodzenia
Jeśli chodzi o kwestie miłości czy relacji damsko - męskich mam identycznie jak ty goral176. Często w mojej głowie były właśnie takie myśli jak twoje, że nie jestem warta tego by ktoś ze mną był, że są osoby lepsze, ciekawsze ode mnie. Często się dziwiłam, że komuś mogę się podobać ( być może tylko sam wygląd, nie wiem). Często się też dziwnie z tym czułam. Jestem tak bardzo niepewną swojej wartości osobą, że często sama sobie robiłam krzywdę, nie dając nawet sobie szansy na jakąś fajną relacje damsko- męską. Być może właśnie bałam się spróbować lub bałam się, że to nie wyjdzie lub zbłaźnię się w jakiś sposób. Tak samo jak ty, pragnę być z kimś, stworzyć związek, zakochać się, ale coraz częściej wydaję mi się że po prostu nie będę tego potrafiła zrobić. Z tego wynika, że chyba siebie nie lubię lub nie akceptuję. Nie akceptuję swoich nie doskonałości, głównie swojej psychiki. I być może nie chcę drugiej osoby tym obarczać, bo każdy jednak chce mieć przy sobie osobę w pełni szczęśliwą, która zna swoją wartość. I z tego robi się takie błędne koło, bo bardzo chcę ale nie potrafię zmienić swojego nastawienia do siebie. Dlatego w 100% cię rozumiem.
@Stachv, brawo! Każdy motywujący wpis na tym forum jest na wagę złota:Stan - Uśmiecha się:

@goral176, jeżeli, tak jak piszesz, Twoje przemyślenia zżerają Cię od środka i męczy Cię przebywanie wśród ludzi, to moim zdaniem coś jest na rzeczy. Nie byłam co prawda u żadnego psychologa, i nie jestem w stanie powiedzieć, na ile Ci taki ktoś może pomóc - pewnie jest to kwestia trafienia do odpowiedniej osoby, a choćby po lekturze tego forum okazuje się, że nie jest to taką prostą sprawą. Na pewno odrzucenie negatywnych myśli może pomóc, choć dla mnie jest to półśrodek, sam w sobie w magiczny sposób nie zmieni poczucia własnej wartości, może (i pewnie powinien!) być jedynie dodatkiem.

Ze swojej strony mogę jedynie powiedzieć, że podobne przemyślenia zniszczyły mi parę ładnych lat życia, mimo że też starałam się normalnie funkcjonować, a moi znajomi uważali mnie za otwartą, radosną osobę. Po tych kilku latach czuję się całkowicie "wyżarta od środka". Pokazywanie światu swojej lepszej wersji coraz gorzej mi wychodzi, zwłaszcza że już od jakiegoś czasu jestem za tym światem daleko w tyle. Dlatego może warto się do kogoś zgłosić, żeby później nie żałować.