PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Mieszkacie samodzielnie, czy z rodzicami/rodziną?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Jak wyżej, pytanie kieruję do osób powyżej 18 roku życia. Oczywiście przez mieszkanie samemu (ewentualnie z drugą połową) rozumiem wynajmowanie pokoju, lub mieszkania przy finansowej niezależności od rodziców, mieszkanie w akademiku nie oznacza usamodzielnienia się :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:. Pytanie zadaję nie bez powodu, mam pewien problem, ale muszę pozbierać myśli zanim go opiszę i poproszę o radę. Ten temat jest do tego pretekstem :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Ja mieszkam w domu rodzinnym.
ja z matką, wynajmujemy. W sumie nie wiem czy kiedykolwiek bedzie mi dane mieszkać samej, choć chciałabym. Z drugiej strony nie chce zostawiać matki samej...póki co nie mam tego problemu bo nie mam swojego mieszkania:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Z bratem, tatkiem i matulą. Ostatnio co raz poważniej myślę nad wynajęciem czegoś. :Stan - Uśmiecha się:
Ja się też poważnie zastanawiam, ale na razie mam umowę tymczasową i po prostu się obawiam, że nie będę miał jak zarobić na pokój lub mieszkanko. Co ciekawe mówiłem o tych planach już dwóm osobom i potraktowali mnie jak kosmitę. Czy to takie nienormalne, że dorosła osoba chce się uniezależnić od rodziców, chce czuć się swobodnie, nie mieszkać "na kupie", tylko na swoim (no, nie do końca na swoim, ale samodzielnie)? Czy chory model rodziny wielopokoleniowej dyktowany przeważnie biedą aż tak bardzo wrył się w polską świadomość?
Do cholery, jestem dorosły i chcę wyjść z domu bez tłumaczenia się gdzie idę, z kim, po co i dlaczego, na co, jak długo i jak mocno itd., bez słuchania jaki jestem zły i niedobry, bo nie chcę spowiadać się ze wszystkiego co robię, chcę sobie sam gotować, prać, nie chcę z kimkolwiek dzielić pokoju itd. Aspekty techniczne mieszkania w obecnym miejscu są też istotne, do pracy mam daleko, a komunikacja jest tu fatalna. Dla własnego zdrowia psychicznego więc czekam na przedłużenie umowy i o ile się uda to się wynoszę.
Cieszę się, że ktoś poruszył ten temat. Miszulas, czytasz mi w myślach :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Mieszkam nie dość, że z rodzicami, to jeszcze z dziadkami i trójką rodzeństwa. Ósemka dorosłych ludzi na niecałych 200 metrach to już nie jest zwyczajna rodzina - to jest komuna. Nawet ksiądz po kolędzie był kiedyś zaskoczony ("bo przed wami to tylko osoby samotne albo małżeństwa"). Kwestia mojego mieszkania to jedna z tych, które najbardziej mnie gryzą.

Strasznie zależy mi na uniezależnieniu się pod tym względem (i nie tylko pod tym), ale na przeszkodzie stają możliwości finansowe. Ale nie czarujmy się - także przyzwyczajenie, bo mieszkam tu od urodzenia. I lęk przed zmianą.
Przed paroma miesiącami natrafiłem na lokalne ogłoszenie - trójka pracujących studentów chętnie "przygarnie" czwartą osobę do wynajmowanego mieszkania (nawet dogodna lokalizacja, blisko centrum miasta). Opłata zryczałtowana (razem z mediami) - 450 zł (plus początkowa kaucja). Trochę żałuję, że się z nimi wówczas nie skontaktowałem.
Dobrze, że piszesz o przyzwyczajeniu. W moim przypadku przyzwyczajenie to jedno, a zależność psychiczna to drugie. Mieszkam z dziadkami i bratem, metraż niezbyt istotny, bo kontrola taka sama, jak w kupie na 40 m2 (a wiem, jak to jest), natomiast rodzice mieszkają gdzie indziej (ojciec za granicą). U mnie kwestia finansowa nie jest problemem, bo mnie stać, problemem jest koniec umowy o pracę za kilka miesięcy, a czy przedłużą - tego nie wiem bo i skąd mam wiedzieć.
Piszę "stać mnie" w kontekście wynajmu pokoju lub nawet kawalerki, chociaż plusem obecnej sytuacji jest to, że mogę nieco odłożyć na przyszłość. Za to na mieszkanie (własne) mnie nie stać oczywiście, przez chore ceny mieszkań. W moim mieście nawet za kawalerkę w bloku trzeba wyłożyć co najmniej 90000, a bank nie udzieli tak łatwo kredytu osobie, która dopiero niedawno rozpoczęła pracę. Wiadomo, bywają tańsze mieszkania, ale w zaszczurzonych kamienicach z patologią za ścianą gratis. Jestem ciekaw, czy na zachodzie, żeby mieszkać w godnych warunkach trzeba zakładać sobie pętlę na szyję na x lat...
na swoim? tak, na wynajętym - zdecydowanie nei.

A tak ad rem - strach, przyzwyczajenie i - nie bądźmy naiwni- nieporadność sprawiają, ze nadal z matką. No, brak racy i mozliwosci finansowych niby też :Stan - Uśmiecha się:

BTW - osiem osób?! juz bym chyba dawno wylądował w pokloju bez klamek... nie potrafie zyc z paroma innymi ludźmi na malej przestrzeni. Zwariowałbym! wysatrczy mi, ze akurat moje mieszkanie w plytowcu ma drzwi do jednego pokoju naprzeciwko drzwi do drugiego, wystarczy ze do matki przyjdzie kolezanka albo sasiadka i nawet przy zamknietych drzwiach slysze to ich pier... ekhm, cała rozmowę, cały czas. wtedy na wlasnych myslach skupić się nie da...
shalafi napisał(a):Mieszkam nie dość, że z rodzicami, to jeszcze z dziadkami i trójką rodzeństwa. Ósemka dorosłych ludzi na niecałych 200 metrach to już nie jest zwyczajna rodzina - to jest komuna.

Myślę ze na metraż nie masz prawa narzekac... moja była dziewczyna mieszkała z mamą i 2 dorosłymi siostrami na 32 metrach w 1 pokoju.

Rozumiem że bardziej doskwiera Ci kontrola... to co innego.
Phi, koleżanka ze szkoły mieszkałą w czasach podstawówki zdaje sie na ok 35 m2 z rodzicami, dziadkami i dwójką rodzeństwa :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
Nic tylko strzelić sobie w łeb...
Ok, metraż to nie jest argument.
Ale argumentem nie jest również "inni się cieśnią, więc Ty nie masz prawa narzekać (w domyśle - powinieneś się cieszyć)". Tego nie kupuję. To, że w Afryce głodują, a ja mam jedzenia pod dostatkiem, nie oznacza, że moje problemy są mniej ważne.
Btw., nie mam własnego pokoju. Mieszkam z bratem, który jest jeszcze większym psycholem niż ja.
Zas napisał(a):na swoim? tak, na wynajętym - zdecydowanie nei.

A co złego według ciebie jest mieszkać w wynajetym mieszkaniu?
no właśnie? :Stan - Uśmiecha się - Chichocze:
prócz tego że kasa sie ulatnia w zastraszajączym tempie :Stan - Niezadowolony - Obraża się:
Niee... to byłą odpowiedź na pytanie, czy na zachodzie zakładają sobie sznur z kamieniem młyńskim na szyję, decydując sie na własne mieszkanie. Więc odpowiadam, zę jeśli zachód pojmiemy jako UK, Niemcy, (tam ktoś z kręgu znajomych był i pewnie subiektywnie, ale coś opowiadał) - to zdecydowanie nie jest tak trudno cos wynająć.

Ale osobiście też wolałbym płacic 1500 raty kredytu niż niewiele mniej za wynajem (w moim mieście ceny nie sa takie jak w największych, kawalerkę pewnie za ok 800-900 da się wyrwać (to już z wliczonym czynszem... ale mimo wszystko... swoje nie oznaczałoby raczej kawalerki, bo brać na taką kredyt? czysty kretynizm...)

Tylko ze do tego trzeba wspomnianych w innym wątku ok 3000 na rękę, bo poza kredytem trzeba żyć..
del.
Mieszkam z rodzicami.
Z kredytami jest taki problem ,że można solidnie dać d*py jeśli kupujemy mieszkanie w złym czasie. Wartość rynkowa się zmienia jak i kurs walut. W najgorszym okresie mogło być tak ,że ktoś zadeklarował się ,że zapłaci 700 tysięcy (różnica Franka i spadek cen) za coś co jest warte obecnie 300 tysięcy. I jeśli ktoś taki się wy*ierdoli to bank zabierze mu to mniej warte mieszkanie i karze oddawać brakującą część.
Nie wydaje mi się żeby mieszkanie samemu było jakimś wyczynem.
Dałbym około 1000 zł w błoto i nic by to nie zmieniło.
Lepiej mieszkać w grupie: zawsze taniej.
Mieszkanie typu: "mam 1500 zł i 1499 daję na utrzymanie" - mija się z celem.
Może w Warszawie tyle to kosztuje, w moim mieście wynajem kawalerki ze wszystkimi opłatami można spokojnie zamknąć kwotą 1000 złotych miesięcznie, a często i mniejszą. Zależy od wysokości czynszu.
Mieszkam z matką i bratem w 3 pokojowym mieszkaniu i dokładam się do czynszu itp. Wg mnie bez sensu jest wyprowadzka do kawalerki i płacenie więcej za mniej
Ja mieszkam z rodzicami w domu jednorodzinym mam dla siebie około 90 m 2 wiecej nie jest mi potrzebne mam dla siebie całe 1pietro i troche na dole.
zamul22 napisał(a):Wg mnie bez sensu jest wyprowadzka do kawalerki i płacenie więcej za mniej

Tu racja, wyprowadzenie się dla samego wyprowadzenia sensu nie ma.
Ale nie ma prostej odpowiedzi na pytanie "wyprowadzić się czy nie" w sytuacji osób takich jak ja, które całe życie mieszkają z rodziną, w tym samym mieście, w tym samym miejscu, w tym samym składzie.
Zazdroszczę rówieśnikom, którzy przyjechali na studia ze wsi i małych miast - nie trudności i mniejszego komfortu, ale tego, że mieli szanse zasmakować prawdziwego (choćby i "studenckiego") życia. Wynajęli lokal, sami gotowali i sprzątali, bo nie mieli innego wyjścia (doświadczenie - bezcenne). A przy okazji zawarli przyjaźnie, nierzadko na wiele lat. Wyszaleli się, a potem spokojnie weszli na rynek pracy i założą rodziny. Oni to wszystko mieli (mają) - ja przeszedłem obok. A życie mam tylko jedno.
Jak ktoś lubi być w dorosłym wieku upupiany, ustawiany, traktowany jak dziecko, to faktycznie wyprowadzka nie ma sensu. Ale to nie dla mnie, zawsze miałem silną potrzebę niezależności, może przez brak dobrego wzorca w tej kwestii. No i w chwili obecnej jestem bliżej, niż dalej wyprowadzki :Stan - Uśmiecha się:
shalafi napisał(a):całe życie mieszkają z rodziną, w tym samym mieście, w tym samym miejscu, w tym samym składzie.
Tutaj pojawia się osobna kwestia. Mam permanentnie dość swojego miasta, osiedla.
Mieszkam z rodzicami, ale wkrótce się to zmieni, nie z własnej woli zresztą. Mimo to ciesze się że nie będę dłużej wysłuchiwać jakim jestem zerem i pasożytem.