PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Moja choroba
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że tematy i działy są na tym forum poszeregowane metodologicznie, także ten post proszę przenieść do właściwego działu :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Nie lubię, a w zasadzie nienawidzę ludzi, nawet własnych sąsiadów. Moi rodzice zostawili mnie dziadkom gdy miałem ok 2-3 lata, ponieważ byli za młodzi i nie potrafili uporać się ze sobą, a poza tym cierpiałem na ciężką astmę, która dzięki Bogu niemal zniknęła. Jednakże poprzez zażywanie sterydów stałem się otyły, w związku z czym rówieśnicy w przedszkolu i szkole wyszydzali mnie, a nawet uciekali się do perwersyjnej przemocy fizycznej. W wieku 7 lat zostałem przymusowo porwany przez matkę już wówczas rozwiedzioną i musiałem z nią zamieszkać, jednak nie na długo bo nie potrafiła sobie poradzić z moją astmą i przekazała mnie dziadkom. Ojciec przypomniał sobie o mnie gdy skończyłem podstawówkę i nagle zaczął ingerować w moje życie (dziadkowie nie wykazali zrozumienia i powiedzieli, że to dobrze, bo oni wkrótce umrą). Po wzorowym zdaniu matury zaczął się jednak koszmar. Dwa lata na UJ na prawie był traumą, o której nie potrafię mówić spokojnie do dzisiaj. Na samo wspomnienie tego okresu mam ochotę otworzyć butelkę wódki. Cóż, jestem alkoholikiem, moja indolencja na studiach wyszła na jaw i wróciłem do domu w asyście ojca. Podjąłem studia w Opolu w prywatnej uczelni, ale alkohol nie pozwalał o sobie zapomnieć; nie pozwalał na tyle, że i z tych studiów musiałem zrezygnować. Dziś jestem studentem III roku filozofii i piszę pracę licencjacką; mam pozytywne myśli odnośnie mojego losu, co jest ewenementem, ponieważ zwykle wszystko widzę w czarnych barwach. Pracuję obecnie w firmie mojego ojca, który ma zarówno biuro podróży jak i księgarnię, jednakże bardzo źle mi się pracuję, ponieważ nienawidzę klientów, zwłaszcza natrętnych, a próbując być miły, czuję że wysysam ze swego jestestwa resztki energii. Nie pasuje mi to, ale wiem, że we współczesnej Polsce nie mam za bardzo wyboru. Paradoks, wiem że ci ludzie dają nam pieniądze, a jednak każde uderzenie drzwiami w księgarni czy biurze odczytuję jako atak. Sam oglądam bajki dla dzieci, żeby przynajmniej wrócić mentalnie i czasowo do dzieciństwa (np. manga Dragon Ball i Power Rangers). Jednak to tylko czasowe trankwilizery. Moja niechęć do klientów nie wydaje się słabnąć, nawet mimo racjonalnych argumentów; wiem że obecnie moim celem jest napisanie licencjatu, ale konieczność np. jutrzejszego dnia pracy i debilnych klientów doprowadza mnie do rozpaczy. Dodam, że nienawidzę spotykać znajomych na ulicy; ilekroć ich widzę zawsze uciekam na drugą stronę... Obecnie żeby zniwelować stres albo uchlewam się piwem albo bawię się balonikami napełnianymi mąką. Jeśli zaś chodzi o depresję, to leczę się od 6 lat, ale niestety leki, które zażywam, stały się oporne...
Gohan napisał(a):Jeśli zaś chodzi o depresję, to leczę się od 6 lat, ale niestety leki, które zażywam, stały się oporne...
Jakie leki :Stan - Uśmiecha się - Chichocze: ?
Seronil, kiedyś przez krótki czas także Lerivon :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
A niech to diabli wezmą. Pieprzyć to życie, to tylko forum. Wiem coś na ten temat, bo sam byłem przez 5 lat moderatorem, a później administratorem. Nikt się nie odzywa. Nikt nie ma kłopotów takich co ja. Nienawidzę ludzi, mam ostatnio objawy zawrotów głowy i poczucia "odrealnienia", bóle skroni, a po tym wszystkim nudności przez cały dzień. Boję się, że to guz mózgu. Błagam, niech ktoś mi pomoże albo da jakiś sensowny kontakt...
Ja to nawet sobie jestem w stanie pomóc, a co dopiero Tobie. Ale pierwsze co mi przyszło na myśl to wypad do kościoła a później do psychologia jakiegoś czy coś w tym stylu
Gohan napisał(a):mam ostatnio objawy zawrotów głowy i poczucia "odrealnienia", bóle skroni, a po tym wszystkim nudności przez cały dzień. Boję się, że to guz mózgu. Błagam, niech ktoś mi pomoże albo da jakiś sensowny kontakt...
To idz do lekarza, poproś o skierowanie na jakieś badania głowy. Albo od razu do psychiatry, powiedz o tych objawach i może tez jakieś skierowanie Ci da żeby wykluczyć inne niż depresja choroby. Bez lekarza sie nie obejdzie :Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:
Gohan napisał(a):Nienawidzę ludzi, mam ostatnio objawy zawrotów głowy i poczucia "odrealnienia", bóle skroni, a po tym wszystkim nudności przez cały dzień. Boję się, że to guz mózgu.
może to po prostu bóle migrenowe? Coś wiem na ten temat, bo sama męczę się z migrenami od czterech lat. Nie patrz od razu na to tak pesymistycznie. Najlepiej zgłoś się do neurologa, powiedz co Ci dolega, neurolog powinien wysłać Cię na tomografię komputerową głowy i EEG (to możesz mu zasugerować), i to co dalej zarządzi to już zależy od wyników tych badań :Stan - Uśmiecha się:

Co do Twojej nienawiści do ludzi, zdaje mi się, czy oni tym bardziej drażnią Cię ostatnio? Jak by nie było, czy nie masz możliwości, by "odpuścić" sobie pracę na jakiś czas? Tym bardziej, że musisz skupić się na pisaniu licencjatu. Wiem z własnego doświadczenia, że taka "przerwa" działa trochę korzystnie na człowieka...przynajmniej na tyle, by móc znów znosić wszystko co Cię otacza. Więc jeśli masz taką możliwość, dobrze by było gdybyś z niej skorzystał.
Nienawiść to straszliwie silne i wyniszczające uczucie. Nie dziwię się, że czujesz się coraz gorzej.
Doradziłabym coś chętnie, ale nie wiem jak i co. Na pewno musisz coś zmienić w sobie, nie ma sensu zadręczać się nienawiścią do wszystkich dokoła, to bez sensu.
Ale oczywiście do lekarza powinieneś się zgłosić, żeby sprawdzić te bóle głowy.

Pozdrawiam i życzę zdrowia : )
Wczoraj, jak z głupia frant oglądałem ostatni odcinek mojego ulubionego kabaretu pt. "Za chwilę dalszy ciąg programu". Nie wiem, może nie miało to decydującego wpływu, ale znowu dopadła mnie melancholia i smutek, jaki nie towarzyszył mi od chyba 7 cz 8 lat. Zacząłem wyobrażać sobie, że moja Babcia i Dziadek niedługo odejdą i zostanę sam (jestem wychowywany przez nich) no i tak po prostu poryczałem się jak bóbr. Zresztą lęki przed przemijaniem i śmiercią dopadają mnie całkiem często, zwłaszcza jak kończy się dzień. Wziąłem na noc mieszankę paracetamolu z tramadolem i w końcu usnąłem (mogę to zrobić bo Dziadkowie są lekarzami i mają mnóstwo próbek leków w domu), a ja sam jestem technikiem farmacji, który teraz studiuje filozofię. Codziennie boję się, że Dziadków dopadnie jakaś demencja czy inne cholerstwo i na samo wyobrażenie łzy mi napływają do oczu. Oczywiście powoduje to, że tym bardziej nie mogę skupić się na pracy. Jedyne co mi daje chwilowe odprężenie to alkohol, masturbacja i objadanie się...
To nie tak, ze nikt Cię nie rozumie! Jest wielu ludzi z podobnymi problemami, ale nie każdy potrafi o tym pisać. Bo tu nie jest łatwo poradzić cokolwiek. Zwykłe "weź sie w garść" nie pomoże. Nienawiśc i strach to dwa najgorsze uczucia; wiem jak wyniszczają i utrudniają normalne życie.
Najważniejsze, że próbujesz - studiujesz, nie zamknąłeś się w czterech ścianach.\
Uwielbiam anime, DB rządzi :Stan - Uśmiecha się: Niestety rozumiem Twój ból. Najlepiej dystansować sie od tego, pogodzić się z przemijaniem. Kiedy człowiek przestanie traktować śmierci i przemijania jako coś strasznego i nienaturalnego, to mija wtedy, lęk znika. Trzeba zająć się czymś, nie myśleć. DB to dobra rzecz, ale jest masa innych anime. Znacznie lepszych. Polecam "Welcome to N.H.K.", potrafi pomóc. A także komediowe "Full Metal Panic" etc. Dużo komedii :Stan - Uśmiecha się:
Fobia społeczna nie daje mi normalnie funkcjonować wśród ludzi. Spinam się straszliwie,gdy jestem pomiędzy nimi,czasem brak mi tchu.Pocę się ze stresu jak świnia i śmierdzę.Mam nerwowe ruchy,jakieś głupie tiki i jestem ogólnie zaplątana i oszołomiona. Czasami mam po prostu ochotę uciec do domu:Stan - Niezadowolony - Smuci się: Zaraz zaczynam pracę w studiu bodymod i będę "skazana" na obecność ludzi przez kilka godzin dziennie. Było by błatwiej,gdyby mówili po polsku,ale mieszkam za granicą i porozumiewam się po angielsku- oczywiście język mi się plącze i nie jestem w stanie przekazać tego co chcę. Leczę się na depresję od kilku lat,teraz jeszcze ta fobia. Trochę mnie to wszystko przytłacza,chciałabym zacząć wszystko jak najlepiej w nowej pracy,zrobić dobre wrażenie na współpracownikach,miło spędzać z nimi czas...
Szukałem ostatnio czegoś podobnego do moich objawów w necie, ale nie wiem czy jest taka "jednostka chorobowa" skupiająca w sobie takie cechy jak niechęć do obowiązków, niechęć do ludzi, pustka emocjonalna, skłonność do agresji werbalnej, brak dbałości o wygląd zewnętrzny, lęki egzystencjalne... Nie wiem co jeszcze, ale to się nie układa w jakiś jeden obraz i to mi się nie podoba. Siedzę właśnie w pracy i normalnie masakra. Klienci albo natrętni albo nokautują swoją głupotą i ciągłą potrzebą "niańczenia". Klient przekraczając próg sklepu zdaje się kompletnie wyłączać myślenie licząc, że odtąd ty będziesz za niego myślał. Koszmar. Jest zresztą pewna specyficzna grupa klientów, o której w trochę innym kontekście pisał ostatnio pan Profesor Mikołejko. Jak tu siedzę i obserwuję ludzi to jest tak jak on pisze. wy+:Ikony bluzgi kochać 2: wózek albo bachor już stąpający po ziemi i "mamuśka" kompletnie ignorująca jego krzyki, wrzaski i braki w wychowaniu. Matka Polka najważniejsza, "święta krowa", a jej bachor nietykalny. Oczywiście zwróć uwagę takiemu rozbrykanemu gnojowi, to się nasłuchasz od Matki Polki, jaki to ty jesteś bezczelny. A we łbie tylko M jak miłości i inne Klany, kosmetyki, ciuchy i... bachory, bo często zmuszony jestem słuchać rozmów między "wózkowymi". Jeżeli kogoś uraziłem to przepraszam, ale tak właśnie to widzę, oczywiście nie uogólniam, bo są wyjątki i to zapewne sporo. Nie znoszę bachorów i cieszę się, że ich nie mam. Nieważne. Dopiero w pół do jedenastej a ja muszę kiblować do 17. I wiem, że to problem, ponieważ dla tzw. normalnych ludzi to żaden problem i podchodzą do tego albo z entuzjazmem albo z obojętnością, a mnie na myśl o tych 8 godzinach chce się wymiotować z bezsilności i poczucia beznadziei. Ktoś mądry oczywiście zaraz powie, ciesz się, że masz co do gara włożyć i że w ogóle masz pracę, ale ja takich argumentów po prostu nie kupuję. W dodatku żyję z dnia na dzień, nie potrafię myśleć perspektywicznie, trochę ze strachu, bo przeraża mnie co będzie jak dziadków zabraknie, a ojciec jest jaki jest, reszta mojej rodziny też żadna rewelacja... Mam jeszcze niedobrą cechę poza wyżej wymienionymi: nie potrafię niczego skończyć, brak mi wytwałości, zapalam się na początku, a pod koniec zawsze "wysiadam". Dobrze, że czasem znajdzie się ktoś życzliwy, kto mnie swoim "autorytetem" czasem "doholuje" do mety, ale zawsze są z tym problemy. Co jeszcze? We wtorek mam tzw. egzamin dyplomowy, czyli popularną obronę. Oczywiście uczenie staram się odkładać tak długo jak to możliwe, ale z drugiej strony trochę się boję... I tearz odkryłem, że jeden przypis w pracy nie jest prawidłowo zrobiony oraz że po obronie wykryją w pracy jakieś nieprawidłowości. Może to i nonsens, ale boję się tego i przeradza się to już w natręctwo myślowe. No cóż, będzie się czym zadręczać w najbliższym czasie. Kończę już. Musiałem się z kimś tym podzielić, bo na co dzień nie jestem rozumiany :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Ja Ciebie rozumiem.

Moja rada była by taka... zastanów się co Cię w życiu kręci, jakie masz talenty, jakie lubisz hobby i rozwijaj to. Na początek nie musi to od razu zastępować tego co aktualnie robisz, ale poświęcaj czas na przyjemności i nie bój się tego. Idź na to, nie dbaj o to co kto powie, po prostu rób co Cię satysfakcjonuje, bo to największa nagroda. Jeśli nie możesz zrezygnować z pracy zarobkowej to wygeneruj czas na robienie tego obok i baw się tym. Zobaczysz, że jak zaczniesz to i czas się znajdzie. Jest wielu ludzi którzy żyją z tego co lubią robić i wyspecjalizowali się w tej dziedzinie i mogą nawet z tego żyć. Spróbuj, życie masz tylko jedno, jeśli nie masz takiej rzeczy która by Ci sprawiała radość, to szukaj jej/ich. Nie żyje się za karę.
Kurczę, jedyne co ja potrafię w miarę dobrze robić i co sprawia mi jako taką przyjemność do pisanie recenzji muzycznych, ale z btego chyba nie da się wyżyć. Tylko, że tu znów jest problem. Nie jestem w stanie robić tego na komendę raz w tygodniu czy raz w miesiącu, bo muszę mieć natchnienie, a to nie zdarza się co dzień. No, ale pomijając już takie niedogodności, to to ewentualnie mógłbym robić... Ach, jeszcze pół godziny, nie całe pół i do domciu :Stan - Niezadowolony - Diabeł:
Już nie mogę czuje się coraz gorzej a dotego fabia społeczna nie daje mi normalnie funkcjonować wśród ludzi. Spinam się straszliwie,gdy jestem pomiędzy nimi,czasem brak mi tchu. Pocę się ze stresu jak świnia i śmierdzę.Mam nerwowe ruchy,jakieś głupie tiki i jestem ogólnie zaplątana i oszołomiona.
Hej. Ostatnio dopadło mnie inne cholerstwo; znaczy nie tyle dopadło, co bardzo się nasiliło. Otóż mam wrażenie, że to jakby quasi-rozdwojenie osobowości. Opiszę pokrótce objawy: wydaje mi się, że jestem inny, atrakcyjniejszy, bardziej śmiały i elokwentny w kontaktach z kobietami, taki lew salonowy. No i wyobrażam sobie różne sytuacje w życiu, aranżuję w umyśle jakieś spotkania, rozmowy, przyjęcia. I często rozmawiam z innymi osobami idąc np. ulicą., np. zadaję osobie w mojej głowie pytanie i udzielam odpowiedzi. Nie chcę nawet wiedzieć, jak głupio to wygląda na zewnątrz. Poza tym mam też coś takiego, że robię pewne rzeczy, czy głoszę poglądy będąc absolutnie przekonanym o ich słuszności, a za parę godzin totalnie się z nimi nie zgadzam i potępiam. I to nie jest jakaś hipokryzja, czy dwulicowość, tylko tak, że w jednym momencie się zgadzam, a za chwilę nie. No i myślę wtedy: Boże, to nie jestem ja, co jest grane? Czuję "obcość" tego zjawiska. No i mam ostatnio lęk, że zostanę odnaleziony w sieci przez swoich znajomych, którzy w ten sposób wykryją moją "dwulicowość". Bo np. na blogach mam zawsze ten sam nick (imię i nazwisko) i raz piszę A, a na innym blogu B albo, że administracja forum ujawni komuś moje IP i mleko się rozleje. Boję się, że to wyjdzie, choć wiem, że to absurdalne. Czy myślicie, że to schizofrenia z objawami rozszczepiennymi?
a to chyba pytanie do psychiatry a nie do nas