PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Moja fobia
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Witam, interesuje mnie czy ktoś miał tę szczegółnie dziwną odmianę fobii co ja. Mianowicie lęk przed sprawdzaniem obecności w szkole. dy tylko nauczycielka otwierała dziennik ja już miałem mmokre dłonie. Potem waliło mi serce, pociłem się. A gdy doszło do przeczytania mojego nazwiska nie mogłem wydusić z siebie słowa. Czy ktoś z Państwa miał podobnie?
Niestety tak. Moje obawy wynikały z myśli, że gdy będzie czytać moje nazwisko to zwróci to uwagę całej klasy na mnie. każdy sobie o mnie coś pomyśli i jeszcze być może skomentuje na głos.
Miałem kiedyś podobnie. Od paru lat już mnie ten problem nie dotyczy bo czasy szkolne minęły ,ale miałem to z powodów takich samych jak HTM. A propos szkoły to miałem jeszcze jazdy ,że stanie się straszna rzecz typu nauczyciel powiem mi: "idź zmocz gąbkę", "przynieś kredę" i tego typu rzeczy. Masakrą dla mnie również było wstanie i zapytanie się: "czy mogę iść do łazienki". Pinoccio skoro jesteś w wieku szkolnym to polecam Ci pójść w najbliższym czasie do psychologa bo problem sam nie minie, a może popsuć wiele dobrych chwil.
Nie, już nie jestem w wieku szkolnym. Pracuję. Ale niestety ten problem ciągle mam. Kiedyś trafiłem do pracy, w której sprawdzana była obecność przez wyczytywanie nazwisk. Zmyłem się stamtąd dość szybko...
Doskonale pamiętam ten problem ze szkoły. Sprawdzanie listy zawsze było dla mnie stresujące. Miałem to szczęście, że zawsze byłem gdzieś na szarym końcu listy i zanim nauczycielka przeszła przez te 20-30 parę osób, to ja zdążyłem wziąć kilka głębszych wdechów, przełknąć wszystko co miałem do przełknięcia, jak miałem pod ręką picie to popijałem, niczym kurde jakiś prezydent przed przemówieniem do całego narodu, by oczyścić gardło, jeszcze do tego jakieś chrząknięcie, żeby broń panie boże się nie okazało, że mam jakąś chrypkę albo coś, a już o zająknięciu żadnym nie było mowy, bo bym się chyba rozpalił jak żarówka ze wstydu. I wszystko to po to, by wypowiedzieć jedno głupie "jestem" lub "obecny", o zgrozo... :Stan - Niezadowolony - W szoku:
Ha :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: Za to w moim przypadku zarówno w podstawówce jak i w średniej zawsze byłem pierwszy na liście :Stan - Uśmiecha się: Boże ile razy modliłem się, żeby się nie zafaflunić. Trochę seplenię i to dla mnie był duży problem. Pamiętam, że serce zawsze szybciej mi biło i czułem jakby zatrzymywanie czasu :Stan - Uśmiecha się: gdy widziałem jak nauczyciel otwiera dziennik. Niby nic wielkiego a wywoływało stres :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Najgorzej jak trzeba było wstawać podczas wyczytywania. Mieliśmy takiego walniętego nauczyciela, który kazał wstawać po 5 razy jeżeli np. szurnęło się krzesłem albo za wolno wstało
Ja niestety nadal mam ten problem. Nienawidzę odzywać się na forum klasy, nie cierpię tego, że zwracam wtedy na siebie uwagę. Może z powiedzeniem "jestem", czy "obecna" nie mam aż takiego kłopotu, ale gdy ktoś mnie spyta o coś na lekcji, nie potrafię nic z siebie wydukać, a jak mi się już uda to niesamowicie się plączę, tak bardzo skupiam się na tym, by nie powiedzieć nic dziwnego, kontrolować swoje ruchy i głos, że przestaję myśleć o temacie zadanego pytania.
Witajcie!
Mam ogromny problem i chciałabym się zapytać kogoś kto miał bądź ma depresje oraz fobie o pewną sprawę. Ja osobiście nie mam fobii tylko zniżona samoocenę natomiast jestem z osobą która miała depresję i fobię i leczyła się na nią...dalej leczy. Zawsze mi powtarzał,że to już nie wróci bo nie tylko bierze leki ale również pracował nad sobą aby to nie powróciło. Wszystko wydawało się ok ale ostatnio jest jakoś inaczej mówi,że jest bardzo zmęczony i może spać całymi dniami, irytuje go większość spraw a ostatnio przez moment poczuł niepokój jaki towarzyszył mu wtedy. Czy możecie mi powiedzieć, czy to mogło wrócić? Czy osoby z przebytą depresją i fobią są na nią narażone do końca życia? Z góry dziękuje za odpowiedź.
Z tego co się orientuję, a ekspertem nie jestem, to depresja ma tendencję do nawracania. Natomiast co się tyczy fobii, to nie wiem czy można ją wyleczyć do konca, z pewnością, że już nigdy nie wróci.

Dlatego moja odpowiedz na te pytania to 2x TAK
A z własnego doświadczenia jak myślisz jak mogę mu pomóc?
Cześć Magda!
Co mogę Ci napisać.To co wiem z własnego doświadczenia, a cierpię od wielu lat na stany depresyjne i fobie. Też miałem długie okresy że wyszedłem. Było naprawdę dobrze. Myślałem że to już nigdy nie wróci, lecz niestety coś się zadziało jakiś impuls i czułem że to dziadostwo powraca.Łudziłem się że to tylko chwilowo i zniknie lecz jednak depresja wracała z całą swoją destruktywną siłą ku mojemu przerażeniu :Stan - Niezadowolony - Smuci się: .Z tego co opisujesz to wydaję mi się że Twój chłopak ma właśnie nawrót.A te przypadłości lekarze często kwalifikują do przewlekłych Może dobrze by było aby się zwrócił o pomoc we właściwe miejsce w którym już mu pomogli. Wiem że to musi być bardzo trudne dla ciebie.Współczuję. Wiem też że osoba która jest blisko i akceptuje tę chorą osobę taką jaka jest może być bardzo, bardzo pomocna w wychodzeniu z tego stanu. Może być ogromnym wsparciem.Lecz też musi mieć siłę i odporność i determinację. Siłę i odporność bo te stany oddziałują na zdrowych ludzi. Lecz może warto i z pomocą innych sprzyjających ludzi. Pozdrawiam i trzymam kciuki
Dziękuję bardzo za odpowiedź,szczerze mówiąc łudzę się dalej,że może to tylko zły nastrój ale chyba sama w to nie wierzę.Pozdrawiam
z tym nazwiskiem to ja też tak miałem
może dlatego że go poprostu nie lubie, i inni mogą się z niego podśmiewać
Pinoccio napisał(a):Witam, interesuje mnie czy ktoś miał tę szczegółnie dziwną odmianę fobii co ja. Mianowicie lęk przed sprawdzaniem obecności w szkole. dy tylko nauczycielka otwierała dziennik ja już miałem mmokre dłonie. Potem waliło mi serce, pociłem się. A gdy doszło do przeczytania mojego nazwiska nie mogłem wydusić z siebie słowa. Czy ktoś z Państwa miał podobnie?
Miałem dokładnie to samo, ale z tego co pamiętam, objawiło się to u mnie dopiero w liceum. Podejrzewam, że działo się to z tych powodów, o których napisał wyżej HTM.
ja tez tak mam/mialam :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony: jestem cala podenerwowana jak tylko zbliza sie cos w stylu wyczytywania nazwisk itd zawsze wydaje mi sie ze wszyscy sie na mnie wtedy jakos dziwnie patrzą i mysle sobie 'no pewno smieszne odpowiedzialam ze jestem' albo 'dziwnie wygladam, pewnie widza ze sie denerwuje' albo 'o matko ale moje nazwisko musi dziwnie brzmiec' ... Aaa !

najgorsze jest jednak jak sama musze sie przedstawic i broń Boże ktos poprosi o powtorzenie albo przekreci nazwisko ... wtedy płone w środku ... :Stan - Niezadowolony - Brak słów:

strasznie to wkurzajace ...
Nazywam się Lewandowski Krzysztof. Mam 17 lat. Mieszkam w Brwilnie. Chodzę do Ekonomika w Płocku(do szkoły gdzie jest mnóstwo dziewczyn) Ale niestety od tak mniej więcej I klasy gimnazjum tak jakby weszło we mnie coś podobne do fobii społecznej.
Chociaż gimnazjum było w tym samym budynku co podstawówka (Zespół Szkół w Maszewie Dużym) mając praktycznie tych samych kumpli co z podstawówki to jednak coś się we mnie zmieniło. Do dzisiaj to mam. Przestałem rozmawiać z kumplami. Zarówno z starymi jak i z nowymi. To była katastrofa. Oni mówili a to o samochodach a to sporcie a to muzyce (co niestety się nie interesuję) Nie wiedziałem o czym gadać. Z roku na rok było coraz gorzej. Zacząłem gadać do siebie, pieprzyć za przeproszeniem o jakiś głupotach z gier, z filmów itp. itd. Oni jak dla normalni a ja dla nich jak czubek. To było upokarzające. Fakt czasem się pogadało ale jak to często u mnie coś tam "niby" powiedziałem a potem grobowa cisza. Normalnie zero. Nic. Jak u młodziaków. Chłopacy zaczęli tak już powoli za dziewczynami a ja skąd. Nie miejcie mnie za geja ale wcale mnie to nie interesowało(w sensie że dziewczyny)
III klasa to już tragedia. Chociaż miałem przyjaciela Adama Kapuścińskiego (który jest nim do dzisiaj) to normalnie zacząłem fiksować na całego. Jak już mówiłem - gadanie do siebie, pieprzenie o głupotach, a do tego doszło ucieczka w samotność i postanowienie zostać singlem. Obydwa te nowe problemy zaczęły rządzić moim życiem Smutny
Pierwszy problem- wiedziałem że skoro nie umiem gadać z ludźmi to znaczy że coś jest nie tak. Drażniło mnie bycie w towarzystwie kolegów i koleżanek więc zacząłem się myśleć kiedy na przykład usiądę gdzieś sam na ławce albo gdzieś na Brwilnie(Mam takie swoje fajne miejsce samotności). Zawsze starałem sobie znaleźć jakieś miejsce w klasie gdzie bym siedział sam ale niestety z marnym skutkiem. Zawsze się któryś musiał przysiąść. Czasami nawet mówiłem prosto z mostu " Chcę usiąść sam a nie z Tobą". O mało się kiedyś przez to nie zdradziłem.
Drugi problem- Kontakty z dziewczynami. Aż strach o tym pomyśleć Sad
Nic. Słowem dosłownie nic. Nawet przykładowe "Co tam?" "Jak tam?". Strasznie się wstydziłem być z jakiąśkolwiek dziewczyną. Byłem normalnie sparaliżowany. Dosłownie nieśmiałość tak mnie z zżerała że byłem "sztywny" A jak coś ona powiedziała to się denerwowałem, pociłem, nie patrzyłem jej w oczy, coś tam palnąłem na od czepnego. A tak to żadnej inicjatywy z mojej strony. Nic. Najgorsze co mogło mi przyjść do głowy to to że uznałem dziewczyny za jakiś "gorszych ludzi" niż mężczyźni. Uznałem że dziewczyny nie są facetom potrzebne w życiu. Wcale. Że liczą się tylko pieniądze, praca i święty samotny spokój. Często uznawałem je za jakieś oszustki i naciągaczki. dlatego postanowiłem zostać singlem.
Tak ukończyłem gimnazjum. Ale niestety nie ukończyłem samotności i małomówności. W wakacje również tak było. Chociaż często się z przyjaciółmi spotykałem nie oznacza to że było ze mną normalnie. Było tragicznie. Później doszedł do mnie nowy problem- nienawiść do społeczeństwa. Ten problem pojawił się u mnie pod koniec wakacji ostatniej klasy gimnazjum który trwa do dziś. Wtedy się czułem że jestem jakby wyrzutkiem społeczeństwa który widzi same jego wady. Uznawałem że społeczeństwo jest sztuczne, dziwne, szare, żyjące bez logicznego myślenia i powtarzające te same czynności od setek lat. Uczucia do ludzi, znajomych, przyjaciół, a nawet do samej rodziny znikały. Dosłownie kładłem na wszystkich olewkę. Obchodziło mnie to i chyba nadal obchodzi że się dorobię w miarę trochę kasy i będę żyć przyzwoicie.
Ic TE w Ekonomiku- 2-go Września myślałem że chyba coś z sobą zrobię naprawdę nie tak. Wszędzie obcy ludzie, dookoła z każdej strony. Cały czas myślałem że się ze mnie śmieją za pleców ale dlaczego to sam nie wiem(Zapomniałem dodać że wrodziła się we mnie sztuka podejrzewania wszystkich ludzi w szczególności jakieś intrygi w plotki w stosunku do mnie). No miałem 2 koleżanki z gimnazjum ale to było praktycznie nic co miałoby mnie pocieszyć. Jakiś idiota z mojej nowej klasy był na tyle tak pieprzonym leszczem że od razu ten kretyn sobie wybrał mnie na ofiarę jako "Nieśmiałego Lawstoranta". Dobrze że ten cymbał już nie jest w tej klasie bo bym go chyba rozwalił(Zapomniałem znów dodać że mam czasami myśli psychopatyczne).
Teraz jest drugi semestr. Nawet się zaprzyjaźniłem z dwiema koleżankami. Z Marysią i z Eweliną. Również utrzymuje kontakt z moimi dawnymi przyjaciółmi czyli z Adamem, Marcinem i Dawidem. Nawet ich ze sobą zapoznałem. Z tego się bardzo cieszę ale mnie to nie wystarcza. . Głęboko czułem w sercu że coś jest ze mną nie tak. Nie gadam z ludźmi, dosłownie boję się ich, nawet jestem tak nieśmiały że nie jestem wcale agresywny w pewnych nieprzyjemnych sytuacjach jak na chłopaka by przystało. Co będzie jeśli pewnego dnia będę musiał z kimś człowiekiem jakoś porozmawiać naprawdę jak człowiek cywilizowany(w sensie że umieć rozmawiać a nie zabawiać jak czasami mi się uda). Wtedy nie dam rady.
Dlatego mam teraz dylemat. Czy iść do psychiatry który być może by mnie wyleczył czego bardzo pragnę bo chciałbym być jak wy. Mieć mnóstwo znajomych, przyjaciół, mieć dziewczynę bo nigdy żadnej nie miałem. Spotykać się z nimi prawie że codziennie. Rozmawiać się z nimi. Śmiać się z nimi. Pocieszać ich w razie potrzeby i Kochać przyjaciół bo na to zasługują u mnie przyjaciele. Ja chcę pomagać biednym ludziom. Takim co mają problemy finansowe a nawet psychiczne bo umiał bym to zrozumieć. Chciałbym również zostać w przyszłości filantropem czyli człowiekiem który pomaga ludziom bezinteresownie. Chcę być dobrym człowiekiem ale Fobia Społeczna mi w tym przeszkadza. Czy raczej nie iść do psychiatry. Jakby moja rodzina i przyjaciele dowiedzieliby się że odwiedzam psychiatrę to chyba by się ode mnie odwrócili i uznali za wariata(Adam nie uznał by mnie za wariata ale reszta pewnie tak). Sam już nie wiem
Pomóżcie mi dokonać wyboru. Wiedzcie o tym że to nie jest łatwe życie.
I sorki za te rozpisanie się. Musiałem to z siebie wyrzucić.
uno88 napisał(a):miałem jeszcze jazdy ,że stanie się straszna rzecz typu nauczyciel powiem mi: "idź zmocz gąbkę", "przynieś kredę" i tego typu rzeczy. Masakrą dla mnie również było wstanie i zapytanie się: "czy mogę iść do łazienki". Pinoccio skoro jesteś w wieku szkolnym to polecam Ci pójść w najbliższym czasie do psychologa bo problem sam nie minie, a może popsuć wiele dobrych chwil.

Z obecnościa nigdy tak nei maiłem - cała reszta - oj tak... no, gąbka to moze jeszcze by uszła, choć.... ale kreda? Przecież strzegły jej woźne, berserker level 35... :-o
Zas napisał(a):Przecież strzegły jej woźne, berserker level 35... :-o

Hehehe +100 do odporności na ogień :Stan - Uśmiecha się - LOL:

Odnośnie tego o czym pisałem wcześniej to moim problemem było wrażenie ,że będę rozliczany ze swojej skuteczności. Typu: panna Kunegunda załatwiłaby kredę w 2 minuty i 30 sekund ,a panu uno zajęło to aż 4 minuty i 50 sekund !!!! Więc panna Kunegunda to obrotna dziewczyna ,a pan uno to jakiś nieudacznik, który ma ze wszystkim problemy.
A, to jak juz, to u mnie pewnie było tak z gąbkami (nie każdy nauczyciel dostarczał kwiatkom wapnia... :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:) - za mokra, za wolno starta tablica...