PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: nerwicy ciąg dalszy.. czyli jak sobie nie radzę..
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Witam wszystkich bardzo serdecznie, wracam tu po dłuższym czasie nieobecności gdyż jest źle.. czyt. jak trwoga to do Boga .

Mam chłopaka, przeprowadziłam się do jego rodzinnego miasta. Od stycznia mamy razem zamieszkać. Wiadomo, na początku było cudownie, euforia etc.
Zapomniałam o wszystkich dolegliwościach o których tu kiedyś pisałam. No może zapomniałam to zbyt duże słowo. Jakoś przytłumiły się.
Od pewnego czasu jednak jest tragicznie, bo (i tu będę wymieniać):
- jestem zła na wszystko, o byle co dosłownie. O to, że szklanka krzywo stoi, że bluzka leży na krześle,
- denerwuje mnie jak mój chłopak mlaszcze, siorbie, no po prostu wprawia mnie to w obłęd. Ostatnio doszło do tego, że w myślach miałam coś takiego, że jeśli za chwilę nie przestanie mlaskać to go zabiję. To jest przerażające,
- krzyczę i denerwuję się bez powodu, potrafię zrobić awanturę o największą drobnostkę,
- jestem chorobliwie zazdrosna, mogę to powiedzieć z czystym sumieniem. Mimo, iż nie mam powodu robię scenę zazdrości. Jestem zazdrosna nawet o kobiety w TV, o kobiety na ulicy. Mimo, że mój chłopak nic na ich temat nie mówi, to ja robię z tego wielkie halo, sceny zazdrości i wręcz gotuję się w środku. To mnie niszczy, a ja nie potrafię z tym walczyć. Z resztą już od dawna tak mam, od zawsze byłam zazdrosna, to już choroba.
Boję się, że to wszystko zniszczy nasz związek. Boję się, że pewnego dnia mój mężczyzna powie mi "idź sobie, nie chce takiej dziewczyny, z Tobą nie da się żyć".
A ja brnę w to dalej i nie znam od tego ucieczki..
Psychoterapia.

(przy okazji masz "złotego faceta"; chyba)
Oj mam, jestem tego świadoma i dziękuję mu za to, ale to niestety niczego nie zmienia.
A co do psychoterapii, to chyba czas najwyższy pójść w tym kierunku..
Bez przesady z tym ozłacaniem, chłopak przecież widzi co się dzieje i co robi? Wbrew pozorom to chyba dość typowe objawy dla związków, wiele razy czytałem podobne historie.
Nie potrzebujesz czuć się winna, 'miłość musi być wyrażana zarówno poprzez konfrontację, jak i pełną wdzięczności akceptację' (Scott Peck).
Psychoterapia to niezła opcja również moim zdaniem.
Powiadasz, że mógłby być lepszym specjalistą?
@Michał
Cóż, może wspólne życie nie jest dla 'laików', skoro tak mały procent związków się udaje. W kwestii przynajmniej swojego własnego związku chyba jednak trzeba być 'specjalistą'.
Tylko, że mój stan nie jest tak zły tylko gdy jestem w związku. Poza tym też jest źle.
Zazdrość przejawia się w każdym calu. A poza tym to tylko jeden z wielu elementów, który sprawia, że jest mi źle.
No właśnie, jak 'poza tym' jest źle, to w związku tym bardziej na dłuższą metę może być źle. Chyba dobrze jest najpierw samemu ze sobą dojść do ładu. Można się wzajemnie wspierać, ale to jest sprawa każdego z osobna. Dobry związek to moim zdaniem powinny być dwie osobne, dojrzałe i niezależne osobowości.
Nie będę inny i polecę psychoterapię. Swoją drogą to jest dobry przykład na to ,że nawet po przełamaniu pewnych elementów fobii i zaczęciu normalne funkcjonowanie to i tak zawsze coś do pracy zostanie. Można się przełamać w dziesiątkach sytuacji ,a czy osiągniemy poziom siły i stabilności w każdej sferze życia dzięki temu?
Z tego wynika, że i ja mam zalążki nerwicy. To się przejawia w takich durnych sytuacjach, jak np. wczoraj czułam nieopisaną agresję do pieczarek.

A i w związku też to bywa. Skąd się takie coś bierze w ogóle? Może to jakaś usterka duszy jest... o.O To by było nawet logiczne, bo rozwój duchowy do takich stanów jest wskazany.
Cytat:Z tego wynika, że i ja mam zalążki nerwicy
(Niemal?) każdemu człowiekowi towarzyszą elementy nerwicowe, drobne natręctwa, etc. Problemem staje się dopiero ich poważne spaczenie, nagromadzenie, utrudnienie egzystencji.

Cytat:np. wczoraj czułam nieopisaną agresję do pieczarek
Jesteś pieczarkofobem i ogranizacje grzybiarskie oskarżą cię o nietolerancję, wnioskując przy okazji zakaz zabijania grzybów (to twory między światem roślin i zwierząt!) oraz o prawo do zawierania związków partnerskich między ludźmi i borowikami.
Wiem, suche.

Mi się spodobało :-P
Luna
Wiadomo, że nie każdą złość od razu trzeba przypisywać chorobie, ale u siebie widzę jej nadmiar po prostu, bez żadnej przyczyny ;3

Jak mnie nie wydacie to może uchronię się od kary ;<
W tym chyba problem, że niewygodna przyczyna może być wypierana ze świadomości, ale skutek (złość, agresja, gniew..) zostaje i nie wiadomo w końcu ani skąd się bierze, ani co z tym zrobić.
Według mnie taka złość może być pochodną zwykłej frustracji. Przy odpowiednich warunkach, taka frustracja kiełkuje i przeradza się w złość/nerwicę. Myślę, że najlepszym rozwiązaniem (wg. mnie) jest oddanie się technikom relaksacyjnym i pełnemu hedonizmowi (no może trochę przesadziłem :Husky - Podekscytowany:).
uno88 napisał(a):Nie będę inny i polecę psychoterapię. Swoją drogą to jest dobry przykład na to ,że nawet po przełamaniu pewnych elementów fobii i zaczęciu normalne funkcjonowanie to i tak zawsze coś do pracy zostanie. Można się przełamać w dziesiątkach sytuacji ,a czy osiągniemy poziom siły i stabilności w każdej sferze życia dzięki temu?

Zgadza się. Często zdarza się tak (przynajmniej u mnie), że to co zostało już przełamane po prostu wraca, nawet ze zdwojoną siłą.

W każdym bądź razie wciąż boję się pójść na psychoterapię, do psychologa czy też do psychiatry. Jest jakaś wewnętrzna bariera której niestety nie mogę przełamać.
Niezmiennie tak samo. No i ostatnio nawet przyjaciółka się ode mnie odwróciła, tzn urwał nam się kontakt, ja próbowałam się z nią spotkać, ale z jej strony był brak odzewu. Poszła na studia, poznała nowe koleżanki i tyle..
A ja czuję się taka samotna i zagubiona będąc 300 km od domu..
Jestem tu z chłopakiem, ale póki co mieszkam u jego babci, co dla mnie też nie jest komfortowe, ale muszę wytrzymać tak jeszcze do połowy stycznia..
Mam wrażenie, że jestem tu niechciana.. Mam wrażenie, że słyszę jak mnie obgadują i mówią o mnie złe rzeczy.. Już sama nie wiem co jest prawdą.. Komu i czemu mam wierzyć..
Mnie przed wizytą u psychologa strzeże kilka barier, ale przede wszystkim takie te papierki z cyferkami, co zawsze jest o nie tyle zamieszania, które pan-przyjaciel-lekarstwo-na-wszelkie-zło co godzinkę kasuje z wielką chęcią.
A ja bym z chęcią poszła, tylko że na prywatną wizytę mnie nie stać, a jeżeli chodzi o ubezpieczenie by iść przez NFZ, to takowego nie posiadam.. :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Tzn jestem ubezpieczona, póki się uczę do 26. roku życia u mamy w książeczce, ale mama jest 300 km stąd i nie mam możliwości wziąć od niej tej książeczki.. i koło się zamyka :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
A teraz mam okres, w którym poszłabym do specjalisty, tylko, że niestety nie mam takiej możliwości..
moze dasz rade zarejestrowac sie w urzedzie pracy?
A mam taką możliwość? Nie będąc tutaj zameldowana?
hmm.. nie wiem. zapytaj