PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Przeprowadzka do akademika
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Hej:Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Październik tuż tuż, rozpoczynam nowe studia w dużym mieście, daleko (400km) od swojej rodzinnej wioski. Trochę się zastanawiam jak to będzie. Może to nie strach, bo jeszcze 2-3 lata temu na samą myśl o wyjeździe, kilkugodzinnej podróży w zamkniętym busie (gdzie ciężko ot tak sobie wyjść jak się ma na to ochotę), czy w ogóle byciu poza domem, to nie było mowy, bo stres łapał mnie już tydzień przed, ale mimo wszystko jakoś mi nieswojo.

Zastanawiam się czy i kiedy może mnie dopaść strach. Zawsze najbardziej bałem się, że będę wymiotował w miejscu publicznym. Ta fobia towarzyszy mi od kilku lat i pomimo, że jest znacznie lepiej teraz, to przychodzą momenty kiedy wszystko się sypie (mimo, że zawsze w głowie mam zasadę wyniesiona z forum o nerwicy, tzn 2 kroki do przodu, 1 do tyłu - co oznacza, że każda porażka podczas jakiegoś nowego przedsięwzięcia to jednak mimo wszystko krok do przodu). Najgorsze jest to, że trudno mi przyznać się do tego, że mam taką fobię. Nie umiem wciąż podejść do tego z dystansem, siedząc z ludźmi przy pizzy, powiedzieć "nie będę dziś jadł, bo mam taką dziwną fobię, że zwymiotuję". I choć wiem doskonale, że mam prawo mieć taką fobię, że to normalne, bo bierze się ona po prostu ze złych doświadczeń sprzed kilku lat, to jednak ciężko mi wciąż o tym mówić. To ukrywanie się z tą swoją fobią powoduje tylko, że to napięcie i stres podczas jedzenia i przebywania z innymi ludźmi tylko się potęguje. To chyba taka głupia duma, że człowiek nie mówi o tym co czuje, żeby nie uchodzić za słabego. (Zwłaszcza, że jestem facetem)

Dodatkowo brakuje mi wiary w siebie, żeby zrobić coś co samemu się chce, bez oglądania się czy inni to aprobują czy nie. Brakuje mi pewności siebie, by czuć się zawsze na równi z innymi, a nie ciągle ustępować i uśmiechać się do wszystkich, gdy nie ma się na to ochoty. Właśnie po to wybrałem się daleko od domu na studia, by się tego nauczyć. By być zdanym tylko na siebie, wreszcie uwierzyć w siebie i we własne możliwości. Myślę, że z czasem przyniesie mi to korzyści.

A wy co robicie, żeby pokonać swoje fobie? Możecie się podzielić jakimiś technikami/metodami stosowanymi przez was, gdy jest źle?

Gość

studia, +400km od rodzinnej miejscowości- zazdroszczę, baaardzo zazdroszczę, i "kongratulejszyns", że się zdecydowałeś. odnośnie fobii- mam problem tylko z jedzeniem jak fobik, a tak to jestem tylko "trochę za trochę nieśmiała", ale zazwyczaj w takich sytuacjach mówię tylko, że się źle czuję i np. dlatego nic nie mówię, albo, że jestem zmęczona, na ogół jeżeli chodzi o takie samopoczucie, strach itd. to nie udaję na pewno, że jest dobrze. jest mi źle, to jest mi źle, wtedy się izoluję w jakiś sposób. nie robię niczego na siłę tzn. nie staram się przezwyciężać jakich moich fanaberii, obaw poprzez "walkę" z nimi.
hm chociaż jeżeli mnie do tego zmuszają okoliczności, to np. podczas rozmowy z kimś obcym staram się być uprzejma, ale się nie narzucać- głównie zadaję pytania, słucham, ludzie lubią o sobie mówić, więc jest to jakiś sposób zawsze na pozyskanie od kogoś sympatii. zazwyczaj gdy jestem zdenerwowana to płaczę, ale staram się wtedy opanować- najnormalniej w świecie, głęboko, oddycham, staram się zacząć jakoś logicznie myśleć (np. gdzie ostatnio raz miałam w dłoni dowód osobisty, ewentualne miejsca, w których może być i kto mógł go znaleźć :Stan - Niezadowolony - Złości się:) ogólnie staram się jednak być spokojna i opanowana, analizować, to taka metoda "policz do 10"
Brak dystansu do siebie i np. do swojej fobii jest rzeczywiście kłopotliwy. Myślę, że znacznie łatwiej jest kiedy sam siebie nie biorę zbyt poważnie. Wtedy łatwiej się do czegoś przyznać i łatwiej jest znieść ewentualne żarty czy początkowy brak zrozumienia ze strony innych osób. Zresztą każdy ma jakieś swoje 'dziwactwa' nie tylko fobicy. Ja np. uparłem się, że nie będę pił alkoholi :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: Osobiście znam 2 osoby, które w zasadzie nigdy nie jedzą razem z innymi (nawet jak same organizują obiad albo przyjęcie) i nikt nie robi z tego problemu. Można chyba powiedzieć np. że 'nie lubię jeść w miejscach publicznych' (osobiście o wymiotowaniu bym chyba nie wspominał gdy ktoś szykuje się do posiłku :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: )
Jeśli 1987 to rok Twoich urodzin to dlaczego tak późno studiujesz i co robiłeś w międzyczasie?
A wymiotowałeś już przy ludziach, że się tego obawiasz? Ja już spotkałem trochę ludzi ze swojego roku i nikt nikomu nie proponował jedzenia. Jak się spotkaliśmy to tylko piwo. Zresztą nawet jak by co to można podać 100 sensownych i nieośmieszających powodów dla których się nie je.

Co do pewności siebię to Ci nie poradzę bo sam chodzę od 3 dni pijany bo bym nie dał rady tych ludzi spotykać. Sam siebie zawodzę...

I w ogóle szacunek, że idziesz do akademika. Ja bym nie dał rady. Nie na pierwszym roku przynajmniej
@zxc - Skonczylem technikum a pozniej mialem rok przerwy przed studiami.
@ Matatjahu - Tak, wychodziłem nie raz do ubikacji po to, żeby zwymiotowac. To taka reakcja mojego organizmu na stres - poprzez scisniecie zoladka. A ze to fobia, to dziala to tak, ze niestety zwracam caly czas na to uwage, a skoro to robie to i się przejmuje czy nie zwymiotuje (i nie osmiesze sie przy okazji). Dlatego chcialem poniekad rzucic sie na gleboka wode, zeby wreszcie sie tego pozbyc (bo przeciez schemat, przyczyny i dzialanie fobii znam). Zeby dojsc do momentu w ktorym albo bede na tyle glodny ze bede musial zjesc, albo umre/zachoruje (a tego jakos sie mniej boje:Stan - Uśmiecha się - LOL:). Zeby spedzic tyle czasu z innymi ludzmi, ze przestane zwracac uwage na to, ze jem razem z nimi i ze sie patrza.

Najgorsze jest to, ze wstydze sie o tym mowic, wstydze sie wlasnej fobii. No ale powolutku sie przelamuje, juz powiedzialem o niej jednej z zupelnie nowopoznanych osob. Chce teraz popracowac nad pewnoscia siebie, choc nie wiem jak, zeby przestac sie tak bac ludzi. Cholernie mi z tym ciezko, ale poki co daje rady - swoje reakcje na stres i lęk znam juz doskonale, wiec gdy one sie pojawiaja (skurcz zoladka, wymioty, fale goraca itd) to staram sie je przyjmowac spokojnie, nie zaskakuja mnie one i nie sa powodem zamartwiania sie. Tylko ten stres strasznie utrudnia funkcjonowanie:Stan - Niezadowolony - Obraża się:
Nawiążę do jednej z chyba mniej istotnych myśli z Twojego postu, ale...
marcin1987 napisał(a):To chyba taka głupia duma, że człowiek nie mówi o tym co czuje, żeby nie uchodzić za słabego. (Zwłaszcza, że jestem facetem)
Moim zdaniem tu nie chodzi o bycie słabym, a o obawę przed brakiem akceptacji Twojej inności. Wielu ludzi po prostu tego nie zrozumie, wyśmieje.

Tak, masz prawo do posiadania swojej fobii, nie, nie jesteś przez to w jakikolwiek sposób gorszy. Ale jednak się wstydzisz, prawda? A czym jest wstyd? Moim zdaniem to obawa przed brakiem akceptacji. Wstyd bierze się z powszechnego, kulturowego wzorca "zwykłego człowieka" - jeśli jakaś cecha jest mało powszechna, to od razu wzbudza niechęć, strach, czy po prostu niezrozumienie. Gdyby nie było innych ludzi, nie byłoby wstydu.

Ale wracając do głównej tezy - nie obwiniaj się za to, że nie potrafisz mówić o swojej fobii. To naturalne. Ja na przykład, mimo iż na przestrzeni lat nabrałem naprawdę sporego dystansu do siebie, do tej pory o fobii społecznej powiedziałem tylko jednej znajomej osobie (i to niedawno), nie licząc rodziców i jednej pani psycholog. Po prostu nie widzę w tym sensu, bo wątpię, żeby ludzie zrozumieli, a mogą za to nabrać do mnie uprzedzeń.
marcin1987 napisał(a):Październik tuż tuż, rozpoczynam nowe studia w dużym mieście, daleko (400km) od swojej rodzinnej wioski. Trochę się zastanawiam jak to będzie.

Gratuluję, zazdroszczę i życzę powodzenia :-D
Generalnie ja za rok mam zamiar zrobić to samo.