PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Spotkania rodzinne
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3
Zastanawiam się czy lęk przed spotkaniami rodzinnymi(np, w święta, albo z jakichś innych powodów) to fobia.. czy ja jestem nienormalna że się tego boję, czy co?
Kiedy zbliżają się święta, jedyne o czym myślę, to to, że trzeba będzie na kolacje, śniadanie czy obiad iść do rodziny, albo to rodzina ma przyjść do mnie. Boje się, ale nie potrafię podać powodu..
Ja mieszkam z mamą, mam starsze rodzeństwo, oni mają już swoje dzieci, więc zazwyczaj to oni przychodzą do mnie. Nie znoszę tego. Próbowałam się zastanawiać jaka jest tego przyczyna.. Może to dlatego, że mam strasznie specyficzną rodzinę. Albo krytykują się na wzajem, z każdego wypowiedzianego zdania aż kapie ironia.. Głupie żarty jakoś mnie nie bawią. Siedzę i słucham.. i mam ochotę wyjść i zamknąć się sama w pokoju.
A w Boże Narodzenie stresuję się nawet tym, gdy widzę pod choinką prezenty i wiem że dla mnie też jest i że na pewno będą mi kazali zaprezentować na forum rodzinnym, a nie daj Boże to będzie jakieś ubranie i będą mi kazali przymierzać.. Nie wiem, czy to normalne.
Kiedyś też bałam się tego, że jak moje siostry przyjdą ze swoimi dziećmi, to moi siostrzeńcy będą grzebać mi w szafkach., coś mi zepsują itd. Teraz tak już nie jest, bo jestem starsza i dzieci mojego rodzeństwa są większe. Także to było kiedyś.
Jakieś wesela, chrzciny, urodziny dla większego grona.. to jest dla mnie tragedia:Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:
Ma ktoś podobnie? Ciągle mi się wydaje, że to jest już przesada:Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:
Ja tak mam. Może nie jest to strach z serii tych największych, ale taki, że przed rodzinną imprezą wyczekuję tylko momentu przyjścia (lub wyjścia) i nie mogę się na niczym skoncentrować.
Denerwują mnie sprawy organizacyjne, to całe usadzanie przy stole, zamieszanie, hałas, witanie się. Dzieci - nie wiem co zrobić jak coś mi wciskają, nie lubię kontaktu z dziećmi przy rodzinie, wstydzę się. Zawsze mi coś wynoszą z pokoju. Nie lubię brania opłatka z talerza i składania sobie życzeń, otwierania prezentu przy innych - trochę głupie, bo przecież to ktoś z nich powinien się wstydzić, że dał coś dziwnego, a nie ja. Nie lubię pytań o to, co dostałam, gdy nie dostałam nic konkretnego - jakaś kasa i czekolada.
Wolałabym też uniknąć rozmów o ślubie i dzieciach, celu w życiu i studiach.

A te spotkania to zawsze wujkowie, ciocie, dziadkowie, rodzice, kuzyni z dziećmi, łącznie ok 15 osób, ale wszystkich b. dobrze znam.
Minako, mam identycznie :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: lubię szumu w okół siebie i raczej jakichkolwiek rodzinnych posiedzeń unikam. Wolę siedzieć w drugim pokoju sam niż z resztą rodziny w innym pomieszczeniu. Jestem antyspołeczny.
nienawidzę.
to są dla mnie sztuczne sytuacje. ja tych ludzi po prostu praktycznie nie znam, a jakies mityczne więzy krwi, to sory, ale nie dla mnie.
na moje szczęście, rodzice wyprowadzili się ode mnie do innego kraju :Stan - Uśmiecha się - Chichocze: siostre traktuje jak obcą osobę i nie ma wstępu do mojego mieszkania. mam swoje, bardzo poważne powody i żadne bajki o tym że 'to przecież moja siostra' nie przejdą.
moja jedyna rodzina to moi rodzice i młodsza siostra, których czasami odwiedzam i czuję się przy nich dość swobodnie, mimo :Ikony bluzgi grzybek: dzieciństwa.

aha, na tzw spotkaniach rodzinnych (czytaj: pogrzeby :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: ) potrafią mnie wykończyć, mają mnie za dziwoląga, bo jestem starą panną, ateistką, nie jem mięsa i kocham koty :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Miyako napisał(a):Kiedy zbliżają się święta, jedyne o czym myślę, to to, że trzeba będzie na kolacje, śniadanie czy obiad iść do rodziny, albo to rodzina ma przyjść do mnie. Boje się, ale nie potrafię podać powodu..
Też tak mam. Nawet nie potrafię tego zdefiniować. Po prostu czuję lęk, nie wiadomo przed czym.

Miyako napisał(a):Może to dlatego, że mam strasznie specyficzną rodzinę. Albo krytykują się na wzajem, z każdego wypowiedzianego zdania aż kapie ironia.. Głupie żarty jakoś mnie nie bawią. Siedzę i słucham.. i mam ochotę wyjść i zamknąć się sama w pokoju.
Eee, każdy tak ma :Stan - Uśmiecha się - LOL: albo przynajmniej ja mam podobnie czasem :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Miyako napisał(a):Kiedyś też bałam się tego, że jak moje siostry przyjdą ze swoimi dziećmi, to moi siostrzeńcy będą grzebać mi w szafkach., coś mi zepsują itd.
:Różne - Wykrzyknik: :Różne - Wykrzyknik: a tak to też miałem! ja nawet rówieśników dlatego nie lubiłem zapraszać :Stan - Uśmiecha się - LOL: w sumie do dziś mnie wkurza niemiłosiernie jak mi ktoś przyłazi, bierze coś i odstawia w inne miejsce! :Stan - Niezadowolony - Diabeł: :Stan - Niezadowolony - Diabeł: jak ma tak robić, to niech w ogóle nie przychodzi :Różne - Wykrzyknik: :Stan - Niezadowolony - Diabeł:
U mnie to zależy jaka rodzina, która etc.
W tamtym roku miałem ślub brata oraz pogrzeb ojca chrzestnego. W tym pierwszym to musiałem usiąść do stołu przy którym siedziało 15 osób w sumie, z czego jeden pił wódkę ile wlezie z moim młodszym bratem. I tych dwóch panów trzeźwych już nie wyszło. Mnie w takich sytuacjach przeraża, że ktoś z nich może się o mnie spytać. Czym się zajmuję etc. Tutaj dodatkowo gorzej, bo nie mogę ot tak wstać i wyjść po 5 minutach. Nie mogę też odpowiedzieć "c*** Ci do tego".

To raz, dwa to u mnie w domu rodzina przy stole siada bardzo sporadycznie. Zazwyczaj gdy są Święta Bożego Narodzenia czy Wielkanoc. Jest to raczej stresujący okres. Pamiętam ostatnie święta, który były piękne dopóki nie trzeba była usiąść do stołu, wtedy matka zaczęła histeryzować i leciały krzyki, wulgaryzmy etc. Ale ogólnie te Święta były z tych najbardziej udanych.

Trzecia rzeczy to miedzy moją najbliższą rodziną (matka, ojciec, rodzeństwo) a inną dalszą rodziną jest gigantyczna przepaść. To co dla innych normalne jest, u nas zazwyczaj w ogóle nie istnieje lub jest traktowane jak coś nienormalnego. No ja właśnie łamię te rodzinne zasady dlatego nie ma możliwości bym mógł podjąć pracę bez kilku kilogramów stresu. W sumie samo wyjście z domu jest bardziej stresujące niż wszystkie rozmowy razem wzięte. Bo te przy tym nie są stresujące.

A co do pogrzebu to poszło nawet ok. Było blisko 400 osób (nie ma literówki), mnie tylko stresowało spotkanie z wujkiem i ciotką z którymi nie utrzymuję kontaktu od 2007 roku i generalnie uważają mnie za c*** od tamtego roku. Ale jako, że mieli negatywny na mnie wpływ to wolałem zerwać z nimi kontakt i już:Stan - Uśmiecha się:.
anikk napisał(a):Denerwują mnie sprawy organizacyjne, to całe usadzanie przy stole, zamieszanie, hałas, witanie się. Dzieci - nie wiem co zrobić jak coś mi wciskają, nie lubię kontaktu z dziećmi przy rodzinie, wstydzę się.
No właśnie, jak słyszę dzwonek do drzwi to od razu mi się pogarsza. A jak się już siada do stołu, to ja nie wiem...ale ja sie chyba nawet stresuje że mi miejsca zabraknie :Stan - Niezadowolony - W szoku:

girlfriendinacoma napisał(a):siostre traktuje jak obcą osobę i nie ma wstępu do mojego mieszkania. mam swoje, bardzo poważne powody i żadne bajki o tym że 'to przecież moja siostra' nie przejdą.
Coś mi się wydaje, że moje relacje z jedną siostrą będą wyglądać tak samo. Jak ja będę mieszkała sama, to ani ja do niej ani ona do mnie nawet nie będziemy dzwonić. Bo teraz jak przychodzi do matki, to traktuje mnie jak zło konieczne. Ja ją też

Mike napisał(a):W tym pierwszym to musiałem usiąść do stołu przy którym siedziało 15 osób w sumie, z czego jeden pił wódkę ile wlezie z moim młodszym bratem.
Właśnie u mnie jest tak też, że na każdym obiadku kolacji świątecznej(bo w inne dni się rodzina nie spotyka tylko właśnie te dwa razy w roku) musi być alkohol. Wkurza mnie to okropnie.
To jest właśnie też to dlaczego m.in. nie lubie, i się boje tych spotkań. Ja generalnie nie pije w ogóle, nie odczuwam takiej potrzeby i nie lubię. I za każdym razem znowu wiem, że będą mi coś wciskać, a ja zwyczajnie nie chcę. Wyrażam sprzeciw i mówię ze nie dzięki, to się zaczynają wyśmiewać, jakby nie wiem co w tym było śmiesznego. Jak człowiek powie w towarzystwie swoich dobrych kolegów że nie pije, to stwierdzą okej spoko, ale żeby rodzina tak? W ogóle ja nie uważam za odpowiednie upijać się w trakcie Wigilii, co często się np. w mojej rodzinie zdarza komuś. A już to że mój siostrzeniec 16-letni jest częstowany alkoholem przez swojego ojca no to jest obłęd. No bo jest stwierdzenie że "się musi nauczyć pić". Okej, ja jestem pełnoletnia już to mi wciskają ale jemu?

A ten lęk to chyba nie wynika z tego że jest duża rodzina, bo np. moja jest mała, jestem tylko ja, moja mama, jedna siostra z mężem i druga i brat. Więc to nie to. Ale żadne spotkanie nie odbyło się jeszcze bez głupich żartów na temat każdej osoby.
Dobrze, że są tylko dwa takie spotkania na rok. Mi brat z kolegą wmusił wino gdy miałem 16 lat. Pół godziny tak mnie męczyli, że w końcu się zgodziłem dla spokoju. Ale u mnie to jest ogólnie dom alkoholowy, bo 3 osoby nadużywa alkoholu i walące się puszki czy butelki po domu to normalny widok.
A gadanie, że każdy musi pić jest chore. Mnie brat w czasie wigilii też wiele razy mówił bym się napił, ale ja mam taki chytry charakter, że jak coś każą mi zrobić to ja w pierwszej kolejności się sprzeciwiam. Teraz nie jestem alkoholikiem, bo chciałem zrobić rodzinie na złość.

A to co piszesz namawianie do alkoholu jest obłędem. Nadużywa u Ciebie ktoś alkoholu (są awantury z tego tytułu etc.)?

Ja zerwę najpewniej wszelkie relacje z rodziną, tj. nie chce mieć z nimi za dużo do czynienia, ale wpierw muszę się stąd wyrwać, co jest ogromnym problemem przez inne jeszcze gorsze dysfunkcje i brak kasy :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:.
A u mnie nie ma alkoholu na imprezach w moim domu, na Wigilii i na Wielkanoc też, mimo że jest dużo osób.
Za to na imieninach u rodziny zawsze jest winko, którym obficie mnie częstują, mi nie przeszkadza. Ale jak wypiją sobie za dużo na jakimś weselu to mam ochotę udusić to histeryczno-u+:Ikony bluzgi pierd: towarzystwo.
Ostatnio byłam na imprezie rodzinnej.W sumie było średnio,ale ja prawie zawsze nie jestem zadowolona z siebie,z tego co robiłam i jak się zachowywałam.Gdy odeszłam na chwilę od towarzystwa babcia myślała,że płaczę. :Stan - Niezadowolony - Płacze:
Mike napisał(a):Ja zerwę najpewniej wszelkie relacje z rodziną, tj. nie chce mieć z nimi za dużo do czynienia, ale wpierw muszę się stąd wyrwać, co jest ogromnym problemem przez inne jeszcze gorsze dysfunkcje i brak kasy :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:.

Ja bym bardzo chciała i myślałam że pójście na studia będzie pierwszym krokiem do wyrwania się, ale niestety niedostateczna ilość kasy i moja fobia zwyciężyły uziemiając mnie w domu :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się: ale jak bym sie wyprowadziła to oj... nie mieliby ze mną częstego kontaktu.

Na imprezach rodzinnych, no to niech sobie piją, ale święta to wg mnie trzeba by przystopować. Generalnie ja nie rozumiem poczucia humoru mojej rodziny. Jakoś nie czuje się z nimi związana..
Ostatnio przed wigilią pokłócili się o godzinę kolacji..płacz, awantura.. super.

Też nie jestem nigdy zadowolona ze swojego zachowania. Zawsze zrobię lub powiem coś, czego żałuję.
Teraz za miesiąc wielkanoc i znów będzie męczarnia dwudniowa.
Właśnie najbliższa mi osoba,oświadczyła agresywnym tonem,że na takim właśnie spotkaniu rodzinnym mogłabym chociaż porozmawiać,a ja 'nie odezwałam się ani jednym słowem'.Co nie było prawdą.
Moja matka nie zdaje,sobie sprawy jaki sprawiła mi ból tymi słowami.Już nie umiem z nią rozmawiać.Stała się raczej moim wrogiem w walce z fs,i nie dość,że mam swoje problemy,to ona staje się jeszcze większym.Nawet moi znajomi mówią,że coś jest z nią nie tak.
Wybaczcie,że się tak żalę ale ostatnio mam coraz większe kłopoty.
Czuję się niewolnikiem własnego ja.
Aleksandro - spróbuj się nie przejmować, chociaż to trudne, ja też często słyszę nieprzychylne słowa i nie raz nie mogę o nich zapomnieć. Ważne by zadbać o to, żeby obok był ktokolwiek inny, kto ma bardziej pozytywne nastawienie. Trzymaj się :Stan - Uśmiecha się:
Ja miałem podobnie u rodzinki ze strony matki, którzy wiecznie narzekali, że mało mówię, gdy są goście i wiecznie mi to wypominali i krytykowali. Kiedyś jak byłem mały, to w ogóle jak goście przyjeżdżali to ja dawałem nogę z domu. Za co spotykała mnie fala gadania. Potem gdy byli goście (było stresująco) to siedziałem przez 5 minut, a potem noga poza dom (to było na wsi tak swoją drogą). Czyli mogłem się przywitać, ale mogłem nawiać zanim zejdzie na mnie temat. Tym bardziej, że ja musiałem odgrywać rolę studenta, którym nie jestem. I wszystkim gościom musiałem wciskać kit, że jestem studentem. Bez dokładniejszego uzgodnienia typu: który rok, jaki kierunek, typ etc. Co dodatkowo stresowało :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:.

A tak poza tym czepiali się, że przy sąsiadach nic nie mówię. W 2007 przez nadmiar wolnego czasu i ich dziamanie popadłem w depresję (najgorsze 6 tygodni w życiu), myśli samobójcze etc. Po powrocie stamtąd obiecałem sobie, że wrócę do pani Kasi - psycholog, a tam za nic już nie pojadę. Niech sobie gadają, że cham etc. ale nie pojadę. Wiele razy wcześniej sobie powtarzałem, że nie pojadę, a i tak jechałem. Tym razem się udało i nie utrzymuję z nimi większego kontaktu od 2007. Latem 2008 odebrałem od nich z 8 telefonów, którymi mnie zachęcali bym przyjechał. Ale się nie dałem :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:.
anikk,tylko przykro jest słyszeć to z ust bliskiej osoby.
Dzięki za te słowa pocieszenia :Stan - Uśmiecha się:
Odkąd zdziczałem, nienawidzę.
Ja też mam z tym problem. Święta, chrzciny, to był dla mnie istny koszmar. Czułam się niezręcznie i chciałam uciec...
Podpisuję się pod wszystkimi postami powyżej. Nie lubiłem spotkań rodzinnych i staram się je unikać, np. udając, że w ten weekend wypada mi zjazd na studiach. Większość mojej rodziny mieszka na wsi i tam najczęściej byłem na chrzcinach, komuniach, weselach. Nie dały się nic moje prośby, żebym tam nie siedział. W końcu komu jest potrzebna moja obecność. Wszyscy wiedzą, że jestem skryty. Na weselach wytrzymywałem godzinę przy stole, po czym szedłem spać do samochodu z bólem głowy od głośnej muzyki i natłoku. Od kiedy siostry wyszły za mąż, czasami odwiedzają nas szwagrowie. Powiem wam, że nie lubię towarzystwa mojego rodzeństwa. Wyobraźcie sobie najbardziej stereotypowych ekstrawertyków, którzy nie zauważają nawet cienia cichej osoby. Szwagrowie najczęściej są w stosunku do mnie niemili i robią ze mnie jaja. Dlatego unikach ich, ile się da. Raz na parę miesięcy zjedzie się rodzinka drugiej siostry na parę dni. Robią niezły bajzel. Jest smród, duchota, czepianie się o wszystko. Nie ma dosłownie gdzie usiąść. Chciałbym się w końcu po studiach wyprowadzić...
Mieszkam za granicą, więc jedyne zjazdy rodzinne jakie wchodzą w grę to pogrzeby, a te nie zdarzają się specjalnie często.
Zbliza sie Wielkanoc... Czas obmyslic plan symulacji choroby I zamknac sie w pokoju...
Wlasnie wyszedlem w plener wypic sam, przygotowac sie na jutrzejsza kompromitacje. Bede mial cykac fotki w kosciele na chrzcinach syna mojego brata. Takze musze stanac na srodku przed pelnym kosciolem i z roznych ujec pstrykac azeby zadowolic moja rodzinke.

Punkt 12. Jeszcze pare godzin.

A po, jeszcze obiadek na ktory zleci sie cala rodzinka! Wprost nie moge sie doczekac!

A tymczasem delektuje sie w prku kolejnym browarkiem. Jeszcze moge.
Ja bym się nie dał tak wkręcić, taki :Ikony bluzgi grzybek: ze mnie brat. : P
(06 Mar 2010, Sob 1:21)girlfriendinacoma napisał(a): [ -> ]nienawidzę.
to są dla mnie sztuczne sytuacje. ja tych ludzi po prostu praktycznie nie znam, a jakies mityczne więzy krwi, to sory, ale nie dla mnie.
na moje szczęście, rodzice wyprowadzili się ode mnie do innego kraju :Stan - Uśmiecha się - Chichocze: siostre traktuje jak obcą osobę i nie ma wstępu do mojego mieszkania. mam swoje, bardzo poważne powody i żadne bajki o tym że 'to przecież moja siostra' nie przejdą.
moja jedyna rodzina to moi rodzice i młodsza siostra, których czasami odwiedzam i czuję się przy nich dość swobodnie, mimo :Ikony bluzgi grzybek: dzieciństwa.

aha, na tzw spotkaniach rodzinnych (czytaj: pogrzeby :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: ) potrafią mnie wykończyć, mają mnie za dziwoląga, bo jestem starą panną, ateistką, nie jem mięsa i kocham koty :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Ja czuję tak samo. Ta sztuczność i powierzchowność mnie mdli
Unikam tak dokładnie że ten problem prawie dla mnie znikł.
Na szczęście.
Chodzę czasami. Zamulam na nich jak rasowy debil. Większość czasu milczę, a jak coś się odezwę to jedynie półsłówkami. Często się też nerwowo uśmiecham jakbym był upośledzony umysłowo.
Szwagier w poniedziałek ma urodziny więc najbliższa okazja na zrobienie z siebie pośmiewiska już tuż tuż. Bosko.
Stron: 1 2 3