PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Korepetycje / kursy - lęk
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
@up
Ty jej będziesz za to płacić ,czy nie? Bo brzmi to tak ,jakby miała Ci robić wielką ,bezinteresowną łaskę. Skupiając się na czymkolwiek innym ,niż nauce języka nie wykorzystasz pełni swoich możliwości ,więc automatycznie wypadniesz poniżej swoich możliwości.
Jeśli ktoś ma duże problemy w swobodnym zachowywaniu się przy obcych, to chyba lepiej najpierw popracować nad fobią, a potem brać się za korepetytora (bo szkoda czasu i kasy po prostu).

Jakiś czas temu zaczęłam chodzić na "pogadanki" z Bardzo Kulturalnym Kanadyjczykiem, pierwsze spotkanie super, na drugim byłam tak spięta, że nawet zapomniałam zapłacić pod koniec spotkania (a przed spotkaniem specjalnie jeszcze leciałam do bankomatu). Oburzenia Bardzo Kulturalnego Kanadyjczyka chyba nie trzeba opisywać... :eeeee: Wstyd po dziś dzień, więcej się nie widzieliśmy.
Ja z kolei mogłabym dawać korki z rosyjskiego, ale się boję choć w sumie chyba nie mam czego, bo raczej jestem dobra... ale i tak się obawiam, że nawet ktos, kto zna rosyjski powiedzmy na A1 wytknie mi błąd :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się:
kitty, dobrze cię rozumiem... Ja do dzisiaj nie mogę pozbyć się wrażenia, że tak naprawdę niczego nie wiem :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Wyplenić takie myślenie...
Ja chodzę na korki z matmy, polskiego i na kurs z angielskiego. Ma matmie jestem sam z bardzo miłą i sympatyczną panią. Na polskim ze mną chodzą trzy osoby, dziewczyna udzielająca korepetycji wydaje się spoko. Na takich grupowych korkach jest bardzo dużo bezsensownego gadania ludzi na tematy nie związane z materiałem. Poza tym trzeba się odzywać a nie za bardzo się chce i człowiek się męczy w takim otoczeniu. Angielski zaczynam w przyszłym tygodniu.
Byłem wczoraj w szkole językowej na Języku Angielskim. Zajęcia przebiegają spoko, dużo rozmawiam po Angielsku, czuć motywację do działania.  Jestem w trzy osobowej grupie z ludźmi wieku studenckiego. Przed zajęciami na spokojnie sobie pogadałem z gostkiem, wymienialiśmy informacje na temat mojej szkoły. Lekcje prowadzi urocza pani :Husky - Podekscytowany:
W liceum prawie nie zdałam z chemii, bo bałam się zorganizować sobie korepetycje. Zaliczyłam to tylko dlatego, że mama wzięła sprawę w swoje ręce. Sama mnie z kimś umówiła, potem zawiozła. I umawiała się na kolejne wizyty. Zostałam sprowadzona do poziomu przedszkolaka, wstyd mi było, ale lęk był silniejszy niż wstyd  :Stan - Niezadowolony - Brak słów:

Miałam też dość długi epizod z dodatkowymi lekcjami angielskiego. W podstawówce. Nienawidziłam ich, dzieciaki traktowały mnie tam jeszcze gorzej niż w szkole. I na zajęciach było kilka osób, więc jeszcze bardziej dawało się to odczuć. To trwało jakieś 3 lata, bo nie wiedziałam jak powiedzieć mamie że nie chcę tam chodzić. Fakt, wiedza została, ale z taką traumą w pakiecie, że do dzisiaj czasem mi się śni że muszę tam iść...

Mam jeszcze więcej nieprzyjemnych wspomnień związanych z takimi zajęciami, ale oszczędzę sobie wspominania.
Stron: 1 2