PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Silna depresja, moje życie się już skończyło
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Od ponad roku mam kolejny epizod depresyjny, silniejszy niż wszystkie poprzednie. 
Ciągle towarzyszy mi poczucie winy, jestem nikomu niepotrzebna, a wręcz stanowię problem dla ludzi, z którymi mam styczność. 
Stałam się najgorszą wersją siebie: zgorzkniała, ponura, skrajnie niepewna siebie, porzuciłam zainteresowania i pasje bo mnie nie cieszą, bardzo izoluję się od ludzi, nie potrafię ciekawie prowadzić rozmów (choć kiedyś dość dobrze mi szło). 
Nie dogaduję się z ludźmi; popsuły się moje relacje, również te które były dla mnie ważne. 
Każdy najmniejszy drobiazg mnie przerasta, nawet banalne sprawy urastają do rozmiarów ogromnych problemów, bardzo mnie stresują i przerażają.
Kompletnie nic mnie nie cieszy, nie miewam nigdy nawet namiastki radości, przyjemności — krótko mówiąc, bezgraniczna anhedonia. 
Czuję skrajną nienawiść, wręcz obrzydzenie do samej siebie.

Mam wrażenie, jakbym znalazła się w potrzasku, klatce z której nie da się uwolnić. Wiem, że moje życie się już skończyło, nigdy nie będzie dobrze i teraz czeka mnie tylko wegetacja, szarość, pustka, przeplatana co jakiś czas różnymi stresami, problemami i rozczarowaniami.

Najchętniej popełnianym samobójstwo, bo nic mnie tu nie trzyma, w dodatku wiem że ludziom z otoczenia byłoby lepiej beze mnie. Jedynym powodem, dla którego tego nie zrobię, jest strach przed ewentualną karą po śmierci — gdyby nie to, już by mnie tu nie było. 

Nie wiem, czego konkretnie oczekuję, pisząc to wszystko. Po prostu zdaje sobie sprawę z tego, że tonę, spadam na coraz niższe dno — a ten post jest wołaniem o pomoc.
Nie przejmuj się naddto. Najważniejsze, że jesteś świadoma swojego położenia i pisząc tego posta, oczekujesz pomocy od zewnątrz. Ja wierze, ze wszystko będzie dobrze :Stan - Uśmiecha się:
Pozwolę sobie zacytować wypowiedź  jednej z forumowiczek(którą być może kojarzysz) bo uważam, że jest to dobra rada do zastosowania w Twojej obecnej sytuacji. Szczególnie ostatni akapit jest warty uwagi :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
(13 Gru 2021, Pon 1:00)aie napisał(a): [ -> ]Może właśnie tego teraz potrzebujesz: odpoczynku od ciągłej presji (zewnętrznej i wewnętrznej), stresów, tych wszystkich nie do końca jasnych, często sprzecznych ze sobą społecznych oczekiwań i generalnie od walki.
To nie jest poddanie się - ot, zwyczajne naładowanie bateryjek życiowych. I czas w którym można na spokojne, w ciszy, z dala od ludzi poukładać sobie w głowie różne sprawy.

Mimo, że w trudnych momentach, stanach załamania itp. postrzega się samego siebie bardzo negatywnie, jako osobę skazaną na smutne życie - nie warto skreślać siebie. Daj sobie szansę :Stan - Uśmiecha się:
(03 Kwi 2022, Nie 15:15)Shiro napisał(a): [ -> ]Nie przejmuj się naddto. Najważniejsze, że jesteś świadoma swojego położenia i pisząc tego posta, oczekujesz pomocy od zewnątrz.  Ja wierze, ze  wszystko będzie dobrze :)

Dziękuję :)

(03 Kwi 2022, Nie 15:33)Shirohebi napisał(a): [ -> ]Pozwolę sobie zacytować wypowiedź  jednej z forumowiczek(którą być może kojarzysz) bo uważam, że jest to dobra rada do zastosowania w Twojej obecnej sytuacji. Szczególnie ostatni akapit jest warty uwagi ;)
(13 Gru 2021, Pon 1:00)aie napisał(a): [ -> ]Może właśnie tego teraz potrzebujesz: odpoczynku od ciągłej presji (zewnętrznej i wewnętrznej), stresów, tych wszystkich nie do końca jasnych, często sprzecznych ze sobą społecznych oczekiwań i generalnie od walki.
To nie jest poddanie się - ot, zwyczajne naładowanie bateryjek życiowych. I czas w którym można na spokojne, w ciszy, z dala od ludzi poukładać sobie w głowie różne sprawy.

Mimo, że w trudnych momentach, stanach załamania itp. postrzega się samego siebie bardzo negatywnie, jako osobę skazaną na smutne życie - nie warto skreślać siebie. Daj sobie szansę :)

No tak, sama coś takiego tutaj komuś doradziłam :)

Tylko że u mnie to ładowanie bateryjek trwa już ponad rok... Czuję jedynie, że życie przecieka mi przez palce, marnuję czas bezsensownie. I nic z tego nie wynika, bo motywacji, chęci i sił do życia coraz bardziej ubywa. 

Jeszcze nigdy nie czułam się tak słaba, jak teraz.
Chodzisz na terapię?
(03 Kwi 2022, Nie 16:11)Luka napisał(a): [ -> ]Chodzisz na terapię?

Aktualnie nie, ale niedługo idę do szpitala (psychiatrycznego). Choć wątpię, że cokolwiek pomoże, już nie ma dla mnie nadziei. Gdybym miała wybór, po prostu bym zakończyła to życie, które już i tak przegrałam.
Ile masz lat? Tutaj dużo osób, które ledwo zaczęły życie a już się skreslili
(03 Kwi 2022, Nie 16:35)aie napisał(a): [ -> ]Aktualnie nie, ale niedługo idę do szpitala (psychiatrycznego). Choć wątpię, że cokolwiek pomoże, już nie ma dla mnie nadziei. Gdybym miała wybór, po prostu bym zakończyła to życie, które już i tak przegrałam.

W szpitalu psychiatrycznym zadbają o dobranie leków, według mnie dobra decyzja. Jeżeli będą tam dobrzy specjaliści, a mam nadzieję że tak, leki dadzą ci trochę sił żeby walczyć dalej. Będziesz potrzebowała cierpliwości, bo dobranie dobrych leków i odpowiedniej dawki trochę zajmuje, ale dasz radę : )

Jak poczujesz się lepiej to dobrze jakbyś nie poprzestawała tylko na lekach, znajdź jakąś terapię, najlepiej CBT. Wtedy efekty terapii lekowej o wiele bardziej się utrwalą.

trzymaj się
(03 Kwi 2022, Nie 15:51)aie napisał(a): [ -> ]Tylko że u mnie to ładowanie bateryjek trwa już ponad rok... Czuję jedynie, że życie przecieka mi przez palce, marnuję czas bezsensownie. I nic z tego nie wynika, bo motywacji, chęci i sił do życia coraz bardziej ubywa. 

A jesteś pewna, że rzeczywiście je ładujesz? Czy jedziesz na rozładowanych?
(03 Kwi 2022, Nie 16:43)Shiro napisał(a): [ -> ]Ile masz lat?  Tutaj dużo osób, które ledwo zaczęły życie a już się skreslili

Może to głupio zabrzmi, ale właśnie mam podstawy do obaw, że już wszystko skończone (wolałabym nie wchodzić w szczegóły, ale moje życie aktualnie wygląda tak, że ciężko się będzie odbić z dna). Co prawda nie jest jednoznacznie przesadzone, że sprawa przegrana, wiadomo — ale przy tak roztrzaskanej psychice ciężko będzie wrócić do normalności i tego, co było.

(03 Kwi 2022, Nie 16:55)Kacper napisał(a): [ -> ]
(03 Kwi 2022, Nie 16:35)aie napisał(a): [ -> ]Aktualnie nie, ale niedługo idę do szpitala (psychiatrycznego). Choć wątpię, że cokolwiek pomoże, już nie ma dla mnie nadziei. Gdybym miała wybór, po prostu bym zakończyła to życie, które już i tak przegrałam.

W szpitalu psychiatrycznym zadbają o dobranie leków, według mnie dobra decyzja. Jeżeli będą tam dobrzy specjaliści, a mam nadzieję że tak, leki dadzą ci trochę sił żeby walczyć dalej. Będziesz potrzebowała cierpliwości, bo dobranie dobrych leków i odpowiedniej dawki trochę zajmuje, ale dasz radę : )

Jak poczujesz się lepiej to dobrze jakbyś nie poprzestawała tylko na lekach, znajdź jakąś terapię, najlepiej CBT. Wtedy efekty terapii lekowej o wiele bardziej się utrwalą.

trzymaj się

Hmmm, tak szczerze na leki zbytnio nie liczę, poza tym boję się skutków ubocznych (np. wypadania włosów, zwłaszcza że już i tak mi ich sporo wypadło, chyba właśnie mi.in przez depresję, stres czy coś w tym stylu. Jeśli stracę jeszcze z połowę, to już będę niemal łysa). Bardziej chodzi o terapie, a przede wszystkim kontakt z ludźmi — właśnie dlatego tam idę :)

Terapia rzeczywiście mogłaby pomóc i jest bezpieczniejsza, niż leki. 

Dziękuję :)

(03 Kwi 2022, Nie 17:27)Ajka napisał(a): [ -> ]
(03 Kwi 2022, Nie 15:51)aie napisał(a): [ -> ]Tylko że u mnie to ładowanie bateryjek trwa już ponad rok... Czuję jedynie, że życie przecieka mi przez palce, marnuję czas bezsensownie. I nic z tego nie wynika, bo motywacji, chęci i sił do życia coraz bardziej ubywa. 

A jesteś pewna, że rzeczywiście je ładujesz? Czy jedziesz na rozładowanych?

Dobre pytanie. Właściwie raczej to drugie.

Tak w ogóle to bardzo Wam dziękuję za to, że przeczytaliście mój wątek i za odpowiedzi, oraz za poświęconą uwagę i czas.

To bardzo miłe i dużo mi pomogliście.

Dziękuję :)
(03 Kwi 2022, Nie 14:13)aie napisał(a): [ -> ]Kompletnie nic mnie nie cieszy, nie miewam nigdy nawet namiastki radości, przyjemności — krótko mówiąc, bezgraniczna anhedonia.
kompletnie nic? a jak coś dobrego zjesz albo jakis film? albo ktoś powie cos miłego.
(03 Kwi 2022, Nie 19:29)klusek napisał(a): [ -> ]
(03 Kwi 2022, Nie 14:13)aie napisał(a): [ -> ]Kompletnie nic mnie nie cieszy, nie miewam nigdy nawet namiastki radości, przyjemności — krótko mówiąc, bezgraniczna anhedonia.
kompletnie nic? a jak coś dobrego zjesz albo jakis film? albo ktoś powie cos miłego.

No właśnie nic — wiem że to dziwne, ale naprawdę. Do tej pory nigdy tak nie miałam.
Ja zmarnowałem 18 lat mojego życia. Osiemnaście. W żadnym momencie tak naprawdę nic nie zrobiłem żeby zapobiec tej katastrofie. Niby miałem świadomość że życie przecieka mi przez palce, że szanse przechodzą mi koło nosa, ale przekładałem życie na później, zupełnie straciłem poczucie czasu. Dni zamieniały się tygodnie, tygodnie w miesiące, miesiące w lata, ja tego nie czułem. Zamknąłem się w wirtualnym świecie - gier, pornografii, internetu - dokładałem śmieciowym jedzeniem i cały ten potok dopaminy sprawił że z czasem straciłem kontakt z rzeczywistością. Żyłem przeszłością (traumy, niewykorzystane szanse) i przyszłością (zawsze niedaleką, tysiące razy odkładaną, rzeczywistością w której w końcu zacznę coś ze sobą robić). Teraźniejszość stała się wiecznie powtarzającym cyklem tego ostatniego dnia/tygodnia/miesiąca starego życia po którym przyjdzie przełom.

Dopiero sentymentalna porażka która doprowadziła do potwornego emocjonalnego cierpienia w ostatnich 2 latach, a która w ostatnim roku mojego życia osiągnęła punkt kulminacyjny - poczucie winy i poczucie upokorzenia, żal i gniew, resentyment i litość, a przede wszystkim poczucie beznadziei sytuacji - niejako obudziła mnie z mojego wieloletniego stanu otumanienia, wszystkie te stracone lata stały się namacalne, przyszło poczucie przemijania i tego co straciłem przez te wszystkie lata. Ale i też uodporniła, bardzo choć nigdy wystarczająco, na egzystencjalny ból. Który wcześniej był niejako uśmierzony anestezją śmieciowego jedzenia i komputera, i który wyrwał się spod kontroli ze względu na zawód miłosny i konsekwencje które z niego wynikły dla mnie i dla tej dziewczyny. Teraz mogę to potwierdzić, ból jest nieodzowny do zmiany. Bez bólu nikt nigdy nie zmieni głęboko utrwalonych schematów. Bo takie zmiany to ból do którego trzeba być przyzwyczajonym.

Czasami czuje się przytłoczony tym wszystkim, to wyrwą w życiu która mam. Czasami czuje dreszczyk emocji na myśl o podróży która mnie czeka jeśli zrobię pierwszy krok. Nie ma sensu zastanawiać się nad tym co się zmarnowało bo to już nie wróci. Nie ma też sensu zastanawiać się czy jest za późno bo jaka jest alternatywa? Umrzeć? Zmarnować następne 18 lat? W maju będę miał 32 lata. Czyli za 18 lat będę miał 50 lat. Mogę postarać się żeby te kolejne 18 lat było jak najfajniejszą przygodą, mogę je też spędzić to jak dotychczas żyłem, tylko coraz starszy i coraz bardziej zgorzkniały pogrążający się w coraz większej beznadziei. Lepiej mając pół wieku na karku mięć 36 lat życia, a nie tylko 18. Prawda. Ale alternatywą dla patrzenia na przód jest tylko śmierć, albo wegetacja w beznadziei. Dla kogoś kto wegetował całe swoje istnienie każdy rok życia to skarb, i chyba tak na to trzeba patrzeć.
(03 Kwi 2022, Nie 22:53)Bobek90 napisał(a): [ -> ]Ja zmarnowałem 18 lat mojego życia. Osiemnaście. W żadnym momencie tak naprawdę nic nie zrobiłem żeby zapobiec tej katastrofie. Niby miałem świadomość że życie przecieka mi przez palce, że szanse przechodzą mi koło nosa, ale przekładałem życie na później, zupełnie straciłem poczucie czasu. Dni zamieniały się tygodnie, tygodnie w miesiące, miesiące w lata, ja tego nie czułem. Zamknąłem się w wirtualnym świecie - gier, pornografii, internetu - dokładałem śmieciowym jedzeniem i cały ten potok dopaminy sprawił że z czasem straciłem kontakt z rzeczywistością. Żyłem przeszłością (traumy, niewykorzystane szanse) i przyszłością (zawsze niedaleką, tysiące razy odkładaną, rzeczywistością w której w końcu zacznę coś ze sobą robić). Teraźniejszość stała się wiecznie powtarzającym cyklem tego ostatniego dnia/tygodnia/miesiąca starego życia po którym przyjdzie przełom.

Dopiero sentymentalna porażka która doprowadziła do potwornego emocjonalnego cierpienia w ostatnich 2 latach, a która w ostatnim roku mojego życia osiągnęła punkt kulminacyjny - poczucie winy i poczucie upokorzenia, żal i gniew, resentyment i litość, a przede wszystkim poczucie beznadziei sytuacji - niejako obudziła mnie z mojego wieloletniego stanu otumanienia, wszystkie te stracone lata stały się namacalne, przyszło poczucie przemijania i tego co straciłem przez te wszystkie lata. Ale i też uodporniła, bardzo choć nigdy wystarczająco, na egzystencjalny ból. Który wcześniej był niejako uśmierzony anestezją śmieciowego jedzenia i komputera, i który wyrwał się spod kontroli ze względu na zawód miłosny i konsekwencje które z niego wynikły dla mnie i dla tej dziewczyny. Teraz mogę to potwierdzić, ból jest nieodzowny do zmiany. Bez bólu nikt nigdy nie zmieni głęboko utrwalonych schematów. Bo takie zmiany to ból do którego trzeba być przyzwyczajonym.

Czasami czuje się przytłoczony tym wszystkim, to wyrwą w życiu która mam. Czasami czuje dreszczyk emocji na myśl o podróży która mnie czeka jeśli zrobię pierwszy krok. Nie ma sensu zastanawiać się nad tym co się zmarnowało bo to już nie wróci. Nie ma też sensu zastanawiać się czy jest za późno bo jaka jest alternatywa? Umrzeć? Zmarnować następne 18 lat? W maju będę miał 32 lata. Czyli za 18 lat będę miał 50 lat. Mogę postarać się żeby te kolejne 18 lat było jak najfajniejszą przygodą, mogę je też spędzić to jak dotychczas żyłem, tylko coraz starszy i coraz bardziej zgorzkniały pogrążający się w coraz większej beznadziei. Lepiej mając pół wieku na karku mięć 36 lat życia, a nie tylko 18. Prawda. Ale alternatywą dla patrzenia na przód jest tylko śmierć, albo wegetacja w beznadziei. Dla kogoś kto wegetował całe swoje istnienie każdy rok życia to skarb, i chyba tak na to trzeba patrzeć.

Kurczę, to bardzo smutne... Dobrze, że postanowiłeś jednak o siebie zawalczyć i uczynić ze swojego życia ciekawą przygodę :) Powodzenia, wierzę w Ciebie :)