PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Czy mówić o tym psychiatrze?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Zakładam ten temat nie bez powodu. Dzisiaj otrzymałam list od ubezpieczyciela, który prosi mnie o przesłanie zdjęcia i podstawowych informacji. To znaczy, że po kilku miesięcznej przerwie będę miała znowu ubezpieczenie zdrowotne, więc wypadałoby iść w końcu do psychiatry jakiegoś, bo lata już mnie tam nie było. 

Na bezrobociu miałam dużo czasu, żeby przyjrzeć się sobie, są cechy, które zauważyłam u siebie dopiero teraz, ale mam do nich ambiwalentny stosunek, w sensie nie wiem czy to podchodzi już pod problem, czy mieści się jeszcze w normie, dlatego piszę tutaj, bo może obiektywnie ktoś to oceni. Bardzo proszę o nieocenianie, krytykę tego wpisu, bo jest to rzecz dla mnie bardzo wstydliwa i tak naprawdę to forum jest pierwszym miejscem, gdzie o tym mówię. 

Jedną z takich cech, które mam na myśli jest skłonność do fantazjowania. Wiem, że były tutaj takie tematy poruszane, wiem, że są tutaj osoby uciekające w marzenia, ale kiedy takie "uciekanie" to zwykła reakcja organizmu, mechanizm obronny, a kiedy staje się patologią? 

Kiedy straciłam pracę, kompletnie zatraciłam się w swojej głowie. Odrzucałam partnera, bo wolałam leżeć w łóżku i godzinami fantazjować. Tak było przez parę miesięcy.  Generalnie jak cofnę się wstecz, to uciekam w ten mechanizm od zawsze, nawet w momencie, kiedy sytuacja stresowa na mnie oddziaływuje, jak np. będąc mobbingowaną w pracy w pewnym "nie słyszałam" tych kobiet, co do mnie konkretnie mówiły, bo uciekałam w fantazję. Takie tendencje wzbudza we mnie stres, nuda, oraz... muzyka. A w swojej głowie żyje praktycznie cały czas. Idąc ulicą i słuchając muzyki, mam przed oczami sceny z moich fantazji, co sprawia, że kompletnie olewam to, co się wokół mnie dzieje. Co to za fantazje? To są rozbudowane światy, czasem zupełnie z czapy, a czasem są to obrazy, które chciałam (ale brakuje mi zapału i motywacji) uwiecznić np. na rysunkach czy w opowiadaniach. 

Jest jednak coś z tym związane, co mnie zwłaszcza niepokoi. Otóż, nie wiem jak to opisać, żeby źle nie zabrzmiało. Chodzi o to, że ja pod wpływem stresu, zamiast odczuwać emocje, to tak jakby "przerzucam je" na postacie z moich fantazji. Mam tak od dziecka, a przynajmniej pamiętam, że robiłam tak już jako nastolatka. Opiszę dokładnie na czym to polega. Wiec tak, powiedzmy, że ja mam w głowie jakiś wymyślony świat z wymyślonymi bohaterami, niech będzie, że te postacie żyją sobie np. w wiktoriańskiej Anglii, to jest nieistotne, gdzie żyją, bo u mnie w głowie są różne światy. Ale niech będzie ta Anglia. Jedno jest natomiast niezmienne w tych fantazjach, a mianowicie głowni bohaterowie. Zawsze, ale to zawsze w moich fantazjach są dwie główne postacie, na które przerzucam swoje emocje. Pierwsza to postać kobieca. Mimo, że nie wygląda jak ja i nie jest mną, to jest wręcz obrazem cech, których u siebie nie lubię, lub które inni mi wytykali, za które byłam odrzucana, czyli moich słabości. Ta kobieta jest często brzydka, pochodzi z nizin społecznych albo ma niski status (jeśli weźmiemy przykład tej wiktoriańskiej Anglii, to byłaby służką lub babą z ulicy, z biedoty), jest wrażliwa, boi się ludzi i kompletnie nie potrafi się  bronić, więc pada ofiarą zaczepek, przemocy. Bardzo często ta postać ma podobne życie do mojego, ojca alkoholika, który nią gardzi, rodzeństwo, które jest pod każdym względem lepsze  bardziej lubiane, okresowo jest zaczepiana, prześladowana przez innych ludzi. Druga postać, która występuje zawsze, to postać męska. Z reguły jest to mężczyzna bogaty, albo posiadający przynajmniej jakiś rodzaj władzy (bo to zależy w jakim "uniwersum" akcja się dzieje), często agresywny, silny, wzbudzający szacunek. To może być np. król, którego wszyscy się boją, bo jest okrutny i umie ustawić sobie ludzi. Generalnie ta postać powiązana jest z siłą, szacunkiem i strachem, jaki wzbudza. No i jest, jak to się mówi, sprawcza w przeciwieństwie do postaci żeńskiej, bo potrafi się bronić. Relacja między tą dwójką jest taka, że poznają się przypadkowo, postać żeńska podkochuje się w tym mężczyźnie, zazwyczaj jest to miłość nieodwzajemniona, ale facet czuje pewien sentymet do tej postaci żeńskiej i np. staje w jej obronie, pomaga jej się bronić itp. 
To jest całe tło, jak już pisałam- charakter postaci jest niezmienny, zawsze główne postacie to wrażliwa, uległa, nieatrakcyjna i biedna dziewczyna i silny, agresywny facet, którego wszyscy się boją. Wiem, że to zalatuje trochę Greyem, lub tanim romansidłem, ale podejrzewam, że skoro mam takie fantazje, to nie biorą się one bez powodu, dlatego prosiłabym ponownie, o darowanie sobie żartów. 

Jak to się ma do sytuacji stresowych? Powiedzmy, ze ktoś mnie obrazi, albo źle potraktuje. Zwłaszcza dotyczy to sytuacji szczególnie bolesnych dla mnie, jak odrzucenie przez bliskich (np. przyjaciółkę), obrażanie mnie po raz setny przez szwagra, że jestem nikim, "magister" który hehe czyści kible, w przeszłości pobić, no i sytuacji mobbingowych. Często też dotyczy to sytuacji, gdy ktoś wjedzie na moje słabości, np. jak przeczytam w necie, że hehe brzydkie baby do pieca, albo jak jestem świadkiem nagonki na osobę, z którą w jakiś sposób się utożsamiam. Co się wtedy dzieje? Powiedzmy ktoś mnie prześladuje, to ja odczuwam wtedy spłycone emocje i automatycznie, czasem w tej konkretnej sytuacji, a czasem już po, jak wszystko się uspokoi, wchodzę do swojej głowy i wyobrażam sobie, że to ta główna bohaterka, powiedzmy ta dziewczyna z wiktoriańskiej Anglii, została tak potraktowana i dalej następuje scenariusz, że dowiaduje się o tym postać męska i albo sama wymierza sprawiedliwość, albo bierze tę kobietę i pokazuje jej, jak ona może się zemścić. Często wtedy pojawiają się sceny śmierci, tortur. 

Moje pytanie brzmi- co to jest i czy to jest normalne? Powinnam to poruszać na spotkaniu z psychiatrą? Jak napisałam wcześniej, mam to od kiedy pamiętam, nigdy nie myślałam o tym w kategorii problemu, ale jak przyszła dorosłość, mierzenie się z problemami to trochę kłopotliwe to się zaczyna robić. Zwłaszcza, że na bezrobociu zauważyłam u siebie jeszcze jeden niepokojący objaw, trochę powiązany z tym, co tutaj napisałam. 
Najlepsze jest to, że ja przez takie zachowania czasem nie wiem, albo wypieram prawdziwy problem. 
Weźmy gimnazjum. Wtedy byłam prześladowana i wtedy też zmarli mi rodzice (w podstawówce co prawda ale przechodziłam już do gimnazjum). Pamiętam, że był to okres, kiedy "podkochiwałam się" w jednym muzyku. Wiecie, ot taka nastoletnia platoniczna miłość. Na początku to nie wzbudzało niczyich podejrzeń, ale z czasem, kiedy chodziłam dzień  w dzień smutna, nic mnie nie cieszyło, psułam ludziom imprezy, no i okaleczałam się, to mówiłam, że to dlatego, że X (ten piosenkarz) mnie nie kocha. Problemem było też to, że trwało to do liceum. Moja siostra była zaniepokojona, bo stale "płakałam" za tym piosenkarzem, ona chodziła ze mną do rożnych psychologów i się żaliła, że jestem niedojrzała bo mam 16 lat i kocham kogoś, kogo na oczy nie zobaczę. Wtedy też otrzymałam w jednym gabinecie diagnozę osobowości niedojrzałej. 
Problem w tym, że ja najprawdopodobniej nie kochałam nigdy żadnego piosenkarza, tylko uciekałam w to, żeby poradzić sobie z przemocą szkolną. Wiem to po wielu latach, właściwie jakoś niedawno to do mnie dotarło, bo ja stosuję podobne mechanizmy po dzień dzisiejszy. Tyle, ze w tamtym okresie zarówno ja, jak i wszyscy dosłownie wokół święcie wierzyli, że jestem dziecinna, niedojrzała i że stara baba kocha się jak nastolatka w celebrycie. Ja ni "kochałam" się w nim zawsze, to uczuie nasilało mi sie proporcjonalnie do doświadczanej przemocy w szkole lub w domu i tak, jak już np. w 3 gimbazie przemoc zmalała, to nagle "zapomniałam" o tym piosenkarzu, żeby znowu w 1 liceum, gdzie też mialam problemy z adaptacją, sobie o nim przypomnieć. 

Ma ktoś tutaj może  podobnie? Wstyd mi to wszystko pisać, czuję się jak nienormalna, niektóre z tych rzeczy latami wypierałam, ale uważam, że to moż być problem, zwłaszcza, że odlatuję nadal tak samo często jak w młodości, do tego mam problemy z koncentracją i pamięcią i przez to w wielu, najłatiwjeszych pracach popełniałam błędy i wolno się uczyłam (nowa sytuacja- automatyczna ucieczka do swojej głowy).
Też często uciekam w fantazje, na ogół dotyczą hipotetycznych sytuacji w przyszłości, np. że pójdzie fajnie, że ktoś ze mną porozmawia itp.

Nie ma się czego wstydzić, ale sam fakt, że o to pytasz sugeruje, że jakiś wewnętrzny problem z tym masz. I wydaje mi się, że warto o tym powiedzieć psychiatrze czy tam terapeucie, bo to Ciebie męczy.

A te sceny śmierci/tortur, mogą sugerować jakiś żal do innych, nad którym być może trzeba popracować. Ale wydaje mi się, że też każdy trochę marzy o takich no, bajeczkach, bo one są czasami fajne. Ale też piszesz, że była to twoja ucieczka od przemocy, więc myślę, że jak najbardziej warto o tym wspomnieć psychiatrze.

Ogólnie wydaje mi się, że u psychiatry warto poruszyć każdy temat, który wydaje nam się podejrzany, bo od tego też on jest, żeby ocenić czy dana rzecz jest problemem czy nie.
Tyle wrażeń osoby, która nigdy nie była u psychiatry :Stan - Uśmiecha się:
Nie mam takich fantazji ale bym psychiatrze opowiedział o nich. Nie martwił bym się tym, że są jakieś nienormalne bo na pewno ktoś już takie miał ale czy miał odwagę opowiedzieć o nich lekarzowi i czy lekarz słyszał kiedyś o czymś takim? Nie wiem.
Ja mam takie fantazje, że przenoszę się do swojego wymyślonego miasta i albo wcielam się w wymyślonego przez siebie człowieka i fantazjuje o jego życiu codziennym tam, albo wcielam się rolę tworzyciela tegoż miasta i wszystko wtedy w myślach kontroluje, zarządam itp. Uciekam w ten sposób od rzeczywistości, natomiast nie potrafię tego robić w czasie stresu tak jak ty a jedynie w czasie tak na prawdę wolnym od robienia czegoś, tzn. kiedy kładę się spać, albo kiedy spaceruję, albo w trakcie podróży, albo w trakcie kąpieli, albo kiedy po prostu się nudzę. Sytuacje stresowe źle działają na moje myśli i nie jestem w stanie się wtedy "wyłączyć" z otaczającej rzeczywistości. Natomiast ja również dość często tak uciekam od rzeczywistości.
Pewnie już słyszałaś/czytałaś o mechanizmach obronnych takich jak projekcja i przemieszczenie/przeniesienie, ale wrzucę tu link do ciekawego artykułu
(Część: "Kiedy umysł nie chce dopuścić pewnych myśli i przenosi je na innych")
https://www.psychologiawygladu.pl/2015/1...-umys.html
A powiedzieć oczywiście warto, chociaż lepiej by było terapeucie, z którym można popracować nad problemami, niż psychiatrze, który ma tylko chwilę, żeby ocenić problem i dobrać leki.
Tez mysle, ze moga to byc jakies mechanizmy obronne. Jak nic sie nie dzieje w moim zyciu, to rzadko tego doswiadczam. Najgorsze jest.to, ze te fantazje sa przyjemne i czlowiek az nie chce wychodzic ze swojej glowy.
(14 Mar 2021, Nie 19:01)Ciasteczko napisał(a): [ -> ]Tez mysle, ze moga to byc jakies mechanizmy obronne. Jak nic sie nie dzieje w moim zyciu, to  rzadko tego doswiadczam. Najgorsze jest.to, ze te fantazje sa przyjemne i czlowiek az nie chce wychodzic ze swojej glowy.
Ja mam właśnie odwrotnie, jak mam dużo czasu wolnego i brakuje mi czegoś do roboty to wtedy bardzo intensywnie fantazjuje. U mnie najlepsze pomysły, plany, fantazje (wiadomo o czym przede wszystkim myślę) pojawiają się albo kiedy próbuję zasnąć albo na spacerze.
(14 Mar 2021, Nie 19:22)zbyszek93 napisał(a): [ -> ]
(14 Mar 2021, Nie 19:01)Ciasteczko napisał(a): [ -> ]Tez mysle, ze moga to byc jakies mechanizmy obronne. Jak nic sie nie dzieje w moim zyciu, to  rzadko tego doswiadczam. Najgorsze jest.to, ze te fantazje sa przyjemne i czlowiek az nie chce wychodzic ze swojej glowy.
Ja mam właśnie odwrotnie, jak mam dużo czasu wolnego i brakuje mi czegoś do roboty to wtedy bardzo intensywnie fantazjuje. U mnie najlepsze pomysły, plany, fantazje (wiadomo o czym przede wszystkim myślę) pojawiają się albo kiedy próbuję zasnąć albo na spacerze.

Znaczy sie u mnie tez,.ale to sa raczej te pierwsze fantazje, ktore wymienilam, odnoszace sje do postaci, zdarzen,.ktore np. chcialabym w sztuke przekuc gdybym nie byla lewnia. Natomiast te fantazje, w ktorych wysteouje zawsze ta sama postac zenska i meska sa powiazane strice ze stresem. 

Ja wgl. mam wrazenie, ze przez takie fantazjowanie nie jestem w stanie odnalezc sie w zycou. Ja sie wylaczam codziennie i kompletnie nie interesuje mnie, ck sir wokol mnie dzieje, dopiero jak zaczynam odczuwac tego konsekwencje. Taki przyklad: jak bylam mlodsza i jechalismy gdzies cala rodzina samochodem to ja juz po wejsciu do auta odpalam muze i przez cala droge zanurzalam sie w fantazjach. W miedzyczasie, moje mlodsze siostrzenice braly udzial w rozmowie i analizowaly to co sie dzieje na drodze, zadawaly pytania itp. Mozes sie domyslic, ktora z nas nie ma do dzisiaj prawka :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: I tak bylo notorycznie,.ze wszystkim w zyciu tak mialam, nawet w szkole jako ostatania dowiadywalam sie, kiedy  zajecia sa.odwolane, czy przenosimy ske do innej sali itp. Mnie takie rzeczy po prostu nie obchodza. I ponosze tego skutki, np. przychodza mi ostatnio pisma od bylego ubezpieczyciela, boje sie, ze moge moec do zaplaty zalegle skladki, a to juz koszta kilku tysiecy euro. Wystarczylo dowiedziec sie, jak mozna tego uniknac, ze trzeba sie wyrejestrowac z ubezpieczalni, ale ja jsk zwykle wole odcinac sie od rzeczywistosci niz sir z nia konfrontowac. Jest to tez jeden z powodow dla ktorych tak bardzo nienawidze doroslosci. Gdyby dzialala ona na zasadzie "idziesz do roboty, wracasz i masz spokoj" to bylpby z*:Ikony bluzgi kochać 2:, ale niestety  ZAWSZE pojawic sje musza jakies :Ikony bluzgi pierd:, idiotyczne ustawy, zmiany zasad, albo co sie spier*oli i musisz miec doslownie oczy dookola glowy i byc obecnym 100% w rzeczywistosci. Nienawidze tego. Wlasnie takich :Ikony bluzgi pierd:, typu pracuje sobje,.a tu bach, przylazi pismo do mnie pisane prawniczym belkotem o tym, ze zmienilo sie to to i tamto i musze doslac jakies dokumenty albo cos.doplacic/zaplacic. I tak cale usrane zycie bedzie.
Nie znam cię dokładnie i oczywiście nie chcę stawiać 100% diagnozy, ale mam pewną wiedzę na ten temat i mam nadzieję, że chociaż w jakimś stopniu pomogę określić, w czym tkwi problem.

Takie nadmierne marzycielstwo może nie być zdrowe i należy się temu przyjrzeć. Na moje oko masz najwięcej cech cichego/ukrytego borderline'a (ang. quiet/covert borderline) (albo CPTSD, który objawia się właśnie takimi cechami, ale trwa debata wśród psychologów, czy to nie to samo co borderline i inne takie...). Chyba nawet psycholog Elinor Greenberg gdzieś wspomniała, że pewne typy osobowości chwiejnej emocjonalnie mogą uciekać się do takich właśnie fantazji. Gdybym była twoim psychologiem lub psychiatrą (a do tego jeszcze dobrym i mającym wiedzę w tym temacie), zdecydowanie zaleciłabym diagnozę w kierunku zaburzeń osobowości wiązki B wg. DSM + cech osobowości schizoidalnej. Tak zapytam z ciekawości: Miałaś może takie fazy, podczas których przesadnie bałaś się o lub dbałaś o swoje zdrowie?
(15 Mar 2021, Pon 11:14)Indygo napisał(a): [ -> ]Nie znam cię dokładnie i oczywiście nie chcę stawiać 100% diagnozy, ale mam pewną wiedzę na ten temat i mam nadzieję, że chociaż w jakimś stopniu pomogę określić, w czym tkwi problem.

Takie nadmierne marzycielstwo może nie być zdrowe i należy się temu przyjrzeć. Na moje oko masz najwięcej cech cichego/ukrytego borderline'a (ang. quiet/covert borderline) (albo CPTSD, który objawia się właśnie takimi cechami, ale trwa debata wśród psychologów, czy to nie to samo co borderline i inne takie...). Chyba nawet psycholog Elinor Greenberg gdzieś wspomniała, że pewne typy osobowości chwiejnej emocjonalnie mogą uciekać się do takich właśnie fantazji. Gdybym była twoim psychologiem lub psychiatrą (a do tego jeszcze dobrym i mającym wiedzę w tym temacie), zdecydowanie zaleciłabym diagnozę w kierunku zaburzeń osobowości wiązki B wg. DSM + cech osobowości schizoidalnej. Tak zapytam z ciekawości: Miałaś może takie fazy, podczas których przesadnie bałaś się o lub dbałaś o swoje zdrowie?

Ja mialam diagnoze zaburzen osobososci ale nie okreslono jakie. Tyle, ze to bylo pare.lat temu i wtedy zachowywalam sie 100% odmiennie od tego,.co teraz. Np. teraz boje sie ludzi, unikam wyzwan,.jestem raczej cicha i sie nie odzywam. Poprzednio bylo zupelnie na odwrot, bylam ekstrawertyczna, zagadywalam do ludzi, bylam tez agresywna i mialam konflikty z prawem, czego w moim obecnym stanie sobie nie wyobrazam. Tez sie zastanawiam czy nie powinno mnie to niepokoic, takoe zmiany osobowosci. 

Czy balam sie o swoje zdrowie? Ja mam tak, ze sue raz.boje,.a.raz mam zupelnie wylane na to. Tyle, ze ja jestem na tyle niesamodzielna i ignorancka do swojego ciala,.ze pewnie rozwijajace sje objawy jak np. guz bym przeoczyla.
Mam wrażenie, że pewni specjaliści nadużywają różnych diagnoz z różnych powodów. Te "mieszane zaburzenia osobowości" mogą wynikać rzeczywiście z tego, że ktoś nie ma jasno sprecyzowanych problemów z psychiką, ale zauważam też, że pewne osoby podają takie rozpoznanie choroby, dlatego że nie mają wystarczającej wiedzy albo coś im przeszkadza w postawieniu jak najpoprawniejszej diagnozy. W moim przypadku było podobnie. Wielu lekarzy powierzchownie patrzyło na moje problemy i dopiero jeden psychiatra zaczął podejrzewać, że rzeczywiście sprawa może być bardziej skomplikowana, ale i tak długo dochodził do tego (a nie dość tego z moją pomocą i sugestiami), co to może być. Sama pewnie jesteś świadoma, jak wciąż mało nauka wie o mózgu, a przecież to skomplikowany sprzęt.
W każdym razie z twojego opisu wynika, że najprawdopodobniej masz część osobowości, która pełni funkcję obrońcy i ona może manifestować się na zewnątrz. Ja też taką mam (chociaż ostatnio zaczęłam się zastanawiać, która co chroni), jako że mam mechanizmy obronne charakterystyczne dla osobowości schizoidalnej, ale ma inne cechy niż twoja. Wykształciłam takie a nie inne cechy charakteru, bo moja rzeczywistość (szczególnie w dzieciństwie) byłaby raczej nie do zniesienia i żeby poprawić swój stan, musiałam coś zrobić, a mojemu mózgowi chyba najbardziej odpowiada taki sposób radzenia sobie z trudną rzeczywistością. Miałam tak odkąd pamiętam, bo jeden z moich głównych problemów życiowych powstał na samym początku mojej egzystencji, a potem pojawiły się też inne. "Nie wiadomo, co było powodem, ale sp**rdo*iło się na amen." ~ Kiedyś usłyszeli to moi rodzice, a potem przekazali to mi.
Często fascynujemy się swoją osobowością obrońcą. Może stąd też twoje duże zainteresowanie pewnymi tematami (btw mogłabyś mi polecić jakąś książkę lub dokument o tej tematyce)? W ogóle ciekawi mnie to, że nie lubisz monotonii i świetnie odnajdujesz się w sytuacjach, w których ciągle dzieje się coś nowego (takie odniosłam wrażenie czytając twoje posty np. ten o pracy "na walizkach" czy o prawie jazdy - jeśli się mylę, to mnie popraw). Czy mogłabyś opisać uczucia z tym związane albo myśli, które masz podczas takich sytuacji? Ja z kolei chyba jestem dla większości osób nudna, bo kocham stabilność, przewidywalność i w pewnym sensie rutynę (oczywiście w granicach zdrowego rozsądku).
Jeśli chodzi o ten rozszczep na dwie osobowości, to zauważyłam, że pomaga mi wewnętrzny dialog czy rozmowy, które prowadzę między moimi dwiema osobowościami. Przez długi czas w ogóle nie miałam reprezentacji mentalnej żadnej z nich (a ty chyba masz, nie?), więc to dla mnie nowość i oczywiście nie zawsze mi się to udaje prowadzić owocne rozmowy. Uczę się tego. Prowadziłaś może takie rozmowy miedzy swoimi dwiema postaciami? Chodzi mi bardziej o jakieś głębsze poznanie się, przyjrzenie się, jak one reagują na siebie nawzajem lub na różne sytuacje.