PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Zaniedbywanie emocjonalne w dzieciństwie
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.

Użytkownik 102314

Cześć :Husky - Podekscytowany:
Jak myslicie czy ten temat was dotyczy?
Ja zrozumiałem że mnie tak dopiero po przeczytaniu o tym książki. Wielu ludziom czegoś brakuje i czują pustke ale nie wiedza dlaczego. Problem polega na tym że nie pamiętasz tego czego nie było  (wsparcia emocjonalnego). Dlatego wielu ludzi nie wie czego im brakuje. Jak to wygląda w waszym przypadku?
(01 Gru 2020, Wto 23:52)Mr. Nobody napisał(a): [ -> ]Ja zrozumiałem że mnie tak dopiero po przeczytaniu o tym książki.

podasz tytul?

Użytkownik 102314

@Kra_Kra Running on Empty: Overcome Your Childhood Emotional Neglect
Mnie rodzice przytulali tylko na święta. I to nie w każde xD

Już nie mówiąc o "weź się w garść"
Moi rodzice sa nadopiekunczy. Teraz kiedy jestem 600 km od nich jest naromalnie, nie ma natretnych telefonow, co mnie zawsze dziwilo. Jakbym wrocil byloby jeszcze gorzej niz przed odjazdem.
Nie przypominam sobie, żebym była przytulana w dzieciństwie. Dlatego chyba teraz mam z tym problem. Nie przypominam sobie także pokrzepiających słów "Będzie dobrze", a jedynie "nadajesz się do poprawczaka" soł. Nie miałam dobrych relacji z rodzicami. Tata pił, mama no... też miała swoje problemy emocjonalne. Miałam tylko siostry.
Dopiero od kilku lat dogaduję się z mamą i nadrabiamy stracone lata.
(09 Gru 2020, Śro 20:04)kyo napisał(a): [ -> ]Nie przypominam sobie, żebym była przytulana w dzieciństwie. Dlatego chyba teraz mam z tym problem. Nie przypominam sobie także pokrzepiających słów "Będzie dobrze", a jedynie "nadajesz się do poprawczaka" soł. Nie miałam dobrych relacji z rodzicami. Tata pił, mama no... też miała swoje problemy emocjonalne. Miałam tylko siostry. Dopiero od kilku lat dogaduję się z mamą i nadrabiamy stracone lata.

To podobnie jak u mnie. Tata jakby sam miał problem z okazywaniem uczuć na zasadzie przytulania itp. Zazwyczaj nawet na jakieś święta przy życzeniach woli podać mamie rękę albo skończyć na prostym dziękuję. Mama z kolei jest bardzo wrażliwa, nie radzi sobie z problemami, chce dla każdego dobrze, a z połączenia tych genów i cech powstałem ja :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:

Użytkownik 102842

(09 Gru 2020, Śro 20:04)kyo napisał(a): [ -> ]Nie przypominam sobie, żebym była przytulana w dzieciństwie. Dlatego chyba teraz mam z tym problem.  Nie przypominam sobie także pokrzepiających słów "Będzie dobrze", a jedynie "nadajesz się do poprawczaka" soł. Nie miałam dobrych relacji z rodzicami. Tata pił, mama no... też miała swoje problemy emocjonalne. Miałam tylko siostry.
Dopiero od kilku lat dogaduję się z mamą i nadrabiamy stracone lata.

W mojej rodzinie miałam bardzo podobna sytuację. Ojciec alkoholik, matka z problemami...

Też nie pamiętam, żebym w ogóle była w dzieciństwie przytulana. O, czekaj, matka chyba raz mnie przytuliła, jak raz w gimnazjum wróciłam ze szkoły z płaczem, bo ktoś sobie robił ze mnie pośmiewisko, czy coś tego typu. :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony: Mam wrażenie, że ostatni raz, kiedy w ogóle zostałam przez kogoś przytulona, to przez koleżankę, jakieś... 8 czy 9 lat temu. Taaa.
W moim domu nigdy nie było przytulania się ani mówienia "kocham cię", z jednym wyjątkiem co do tego drugiego - w trakcie kłótni to kochanie bywało wykorzystywane jako argument, raczej nie w pozytywnym kontekście.

W ogóle jako dziecko, oglądając np. filmy, w których rodzina często przytulała się i mówiła "kocham cię", myślałam, że to ściema, bo przecież nikt tak nie robi :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
To straszne,co piszecie...Tak wiele osob nie nadaje sie do bycia rodzicami a jednak nimi zostaja i krzywdza tym wlasne dzieci. Ale...jako dorosli nie jestesmy skazani na bycie tym skrzywdzonym dzieckiem, wazne zeby sobie to uswiadomic.
Przytulam wirtualnie wszystkich potrzebujacych.
@Lamparcica przecież fobicy nigdy nie pochodzą z normalnych rodzin. Zdrowa rodzina to zbyt mocny antydepresant.
(14 Gru 2020, Pon 20:52)inwaf napisał(a): [ -> ]@Lamparcica przecież fobicy nigdy nie pochodzą z normalnych rodzin. Zdrowa rodzina to zbyt mocny antydepresant.

Najczęściej pochodzą z rodzin w których dysfunkcji nie widać na pierwszy rzut oka. Osobom z zewnątrz wydaje się, że jest normalnie, ewentualnie, że rodzina lekko nie wpasowuje się w widełki standardów ale generalnie jest dobrze. Niby wszystko jest, pierwsze potrzeby są zaspokojone, a jednak jest coś nie tak
Ale też człowiek jest bytem tak złożonym, że naprawdę trudno jest idealnie nie popełnić ani jednego błędu wychowawczego. Poza tym wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, więc wydaje mi się, że ta tendencja w psychologii do doszukiwania się wszelkich patologii w rodzinie też bywa trochę przeginką.
(15 Gru 2020, Wto 12:47)Kra_Kra napisał(a): [ -> ]Ale też człowiek jest bytem tak złożonym, że naprawdę trudno jest idealnie nie popełnić ani jednego błędu wychowawczego. Poza tym wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, więc wydaje mi się, że ta tendencja w psychologii do doszukiwania się wszelkich patologii w rodzinie też bywa trochę przeginką.

Granica między tym co uznaje się za normalne a tym co za toksyczne jest tak cienka, że w zasadzie niewidoczna. Prawdziwa psychologia, taka która nie jest jakimś bełkotem coachingowym mówi o tym, że ludzie którzy popełniają WIELE błędów w wychowaniu sami byli w jakiś sposób skrzywdzeni, nigdy nie mówi o zemście czy nienawiści do tych osób. Masz rację, że idealne wychowanie nie istnieje, natomiast ilość, rodzaj błędów i ich intensywność, które są popełniane w wychowaniu determinuje to czy całokształt tych błędów można już zaliczyć do dysfuncjonalności czy jeszcze nie
Moi rodzice zapewnili mi dach nad głową i wychowanie. Wielu rzeczy mi nie brakowało, ale ... chyba brakowało więzi emocjonalnej, szczerych rozmów, zrozumienia.
Ja jako dziecko byłem skryty, o wielu rzeczach nie chciałem im mówić.
 
Na przykład jak mi w szkole kiedyś ktoś zajumał jesienią przez pomyłkę kurtkę, zamiast swojej (wieszaki były przed klasami, a kurtka dżinsowa to było w latach 90tych coś popularnego), to ile ja się później w domu nasłuchałem, że jak mogłem wrócić bez kurtki. Takich pierdół było sporo.
Gdy mi ktoś z rówieśników dokuczał, to też w domu o tym nie mówiłem, itd.

Ogólnie moi rodzice nie mieli łatwego swojego dzieciństwa. Tata stracił ojca w wieku 10 lat i ciągle był obarczany pretensjami od swojej mamy, traktowany był gorzej niż jego młodsze siostry.
Mama z kolei była najmłodszym dzieckiem swoich rodziców, dużo młodszym niż jej rodzeństwo. Gdy była dzieckiem, to jej rodzice podchodzili już pod wiek emerytalny (a rodzeństwo było dorosłe), wtedy na wychowanie dziecka nie poświęca się tyle uwagi i troski.

Myślę, że te ich złe doświadczenia spowodowały, że nie potrafili przekazać mi dobrych emocji (szczególnie tata). 
Materialnie nie było źle, chociaż nie pochodzę z bogatej rodziny (na początku lat 90 było ciężko w kraju, dopiero później się polepszyło). 
Nie mam do nikogo żalu, wiem, że zawsze chcieli dla mnie dobrze. Teraz mam znacznie lepszy kontakt, za czasów dzieciństwa nie uchronili przed doznaniem traum rozwojowych w wilczym świecie. Po prostu nie umieli.
(15 Gru 2022, Czw 22:20)saintan napisał(a): [ -> ]Moi rodzice zapewnili mi dach nad głową i wychowanie. Wielu rzeczy mi nie brakowało, ale ... chyba brakowało więzi emocjonalnej, szczerych rozmów, zrozumienia.
Ja jako dziecko byłem skryty, o wielu rzeczach nie chciałem im mówić.

(15 Gru 2022, Czw 22:20)saintan napisał(a): [ -> ]Gdy mi ktoś z rówieśników dokuczał, to też w domu o tym nie mówiłem, itd.

rel

przez to teraz jestem trochę "upośledzony" emocjonalnie xd, w każdym razie wszystkie relacje w moim życiu były płytkie, przejściowe, przy okazji

po prostu :Ikony bluzgi kurka: nie umiem i też wstydzę się swojej osoby (w sensie charakteru i bycia debilem)
To podobnie jak u mnie. Tata jakby sam miał problem z okazywaniem uczuć na zasadzie przytulania itp. Zazwyczaj nawet na jakieś święta przy życzeniach woli podać mamie rękę albo skończyć na prostym dziękuję. Mama z kolei jest bardzo wrażliwa, nie radzi sobie z problemami, chce dla każdego dobrze, a z połączenia tych genów i cech powstałem ja :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:




U mnie sytuacja podobna na ale też problemy że starszym bratem, problemy rodzinne ze strony moich dziadków że strony ojca.
Zawsze gorsi, nieakceptowani, biedniejsi.
Od zawsze czułem się wśród ludzi poprostu inaczej. Jakbym nie miał osobowości.
Też nie wiedziałam czego mi brakuje póki dorastając już nie zaczęłam dowiadywać się jak właściwie powinna funkcjonować rodzina. Rzeczy tak prozaiczne jak rozmawianie o problemach, poczucie wsparcia, akceptacji i bezpieczeństwa w domu, czułość, zdrowe relacje oparte na szacunku, a zwłaszcza relacja z matką od pierwszego naszego dnia na tym świecie już wpływają na kształtowanie się naszej psychiki. Szkoda, że kiedyś ludzie średnio zdawali sobie z tego sprawę, a  problemy wynikające z takich różnych deficytów mogą się wlec za nami całe życie.
Można winić rodziców ale to bez sensu, bo robili to co potrafili i jak ich wychowywano, wzorce rodziców też w końcu nie biorą się, że tak to ujmę z dopy. To praca zbiorowa a ostatnie ogniwo musi to później wszystko przełknąć.
Ja to wychowywałem się głównie sam, bo rodzice nie dawali sobie rady sami ze sobą, przez alkoholizm ojca, który bił matkę, była jeszcze babcia, która też starała się jakoś łagodzić sytuację, no i w miarę możliwości ja. Mnie to znowu wychowali koledzy i kompleksy, bo bardzo byłem zamknięty w sobie i nie akceptowałem siebie. W sumie teraz tylko nauczyłem się z tymi bolączkami funkcjonować.

Wychowywania dzieci nikt nie uczy, więc trudno oczekiwać fachowej obsługi jako dziecko, ale to chyba i tak lepsze niż jakby miał nas wychowywać jakiś system jak dom dziecka, tylko bardziej zaawansowany i chodzilibyśmy w białych uniformach rzędami, jak chinczycy na defiladzie.

No i ciekawe czy my będąc już tacy mądrzy po szkodzie, będziemy już potrafili wychować czy po prostu schowamy się do dziury, czy tam damy się porwać teorii o przeludnieniu. Najpierw to trzeba poznać kogoś właściwego, a to nie takie proste, zwłaszcza z określonym zestawem cech nabytych.
U mnie podobnie. Sprawa sądowa rodziców i wykorzystywanie mnie jako przedmiotu sprawy, poprzez ciągłe nagabywanie o to, kto jest zły. Babcia straszyła mnie ojcem, że jest demonem i sługą szatana, a sama zgłębiała niezliczone książki o złych mężczyznach i ojcach tyranach. Ojciec z kolei robił to samo, ale w bardziej inteligentny sposób, poprzez kuszenie np. słodyczami albo wyznaniami typu bardzo cię kocham, ale nie chcę abyś słuchał babci. Mama była we wszystkim na uboczu, nie chciała brać w tym cyrku udziału.
Sprawy szkolne wyglądały równie źle. Od przedszkola gnębiony. W podstawówce armia psychologów, psychiatrów i orzeczeń mających mi udowodnić niepełnosprawność umysłową. Nikt nie był po mojej stronie. Wszyscy chcieli się mnie pozbyć. Zmieniałem szkołę 3 razy.
Jak byłem w gimnazjum ojciec się mnie pozbył z mieszkania, poprzez wrzeszczenie, że jestem nienormalny i zadzwoni po pogotowie aby mnie zabrali do psychiatryka. Razem z jego nową żoną zaczęli wrzeszczeć i robić jakieś rytuały oczyszczenia. Po wszystkim zabrał mnie do samochodu, wywiózł do domu babci, i nigdy w życiu już go więcej nie widziałem.

Po tym wydarzeniu zacząłem zmieniać się w żywe :Różne - Koopa:. Babcia, nie mając już rywala w postaci ojca zaczęła kłócić się i wyzywać z dziadkiem. Sama często, aby mi dokopać porównywała mnie do ojca, albo jak dobrze z nim wspominała wspaniałe lata aby dokopać ojczymowi, który w przeciwieństwie do niego nie był socjopatą tylko szczerym chłopem. :Stan - Niezadowolony - Ranny:

W gimnazjum straciłem wszelkie znajomości. Mój jedyny kolega opuścił mnie, bo przestałem mu pozwalać policzkować się po twarzy. Wszyscy w klasie traktowali mnie jak bydło. Zdziczałem do tego stopnia, że nawet jak znalazła się dziewczyna, która miała dobre intencje, to ją zwyzywałem za próbę wbicia mi noża w plecy, czym tylko jeszcze bardziej pogorszyłem sytuację, bo teraz wszyscy mnie postrzegali jako zwyrola który obraża niewinne dziewczyny.

Miałem wtedy koleżankę o 2 lata młodszą. Została mi tylko ona, często rozmawialiśmy i jeździliśmy na rowerze. Wszyscy się zepsuło, gdy zacząłem dojrzewać, a ona w gimnazjum zaczęła się otwierać na innych. Zacząłem się jej bać, a jak już znalazła chłopaka to był ostateczny koniec. Nigdy więcej nie rozmawiałem na żywo z dziewczyną dłużej niż 10 minut.

Mniej więcej tak to wyglądało kiedyś. Zostałem wychowany jako odrzutek i kawał śmiecia. Teraz próbuję jakoś poskładać koniec z końcem, ale jest to w kilku dziedzinach niemożliwe. Udało mi się naprawić relację z matką i póki co jest ona moim jedynym przyjacielem. Szkoda tylko, że często nie rozumie tego co się ze mną dzieje, pomimo dokładnego tłumaczenia kim ja jestem.
Moi rodzice byli przede wszystkim nadopiekuńczy i chyba nie zdawali sobie sprawy, że mnie tym krzywdzą. Od jakiegoś czasu staram się im to stopniowo uświadamiać, ale wychodzi różnie. Właśnie to przyczyniło się do powstania u mnie cech osobowości schizoidalnej (+ oczywiście moja sytuacja społeczna i zdrowotna, ale to już kolejne czynniki). Doszłam do tego wniosku po przeczytaniu pewnej książki dr Elinor Greenberg i byłam zachwycona, że ktoś to rozumie i z czego wynikają tego typu zaburzenia.

W mojej rodzinie zawsze mama nosiła spodnie, miała ostatnie słowo we wszystkim i praktycznie utrzymywała w ryzach ten nasz przybytek. Moja rodzicielka jest typem choleryczki, jest bardzo wybuchowa, dość łatwo ulega emocjom, lubi rządzić i mieć nad wszystkim kontrolę. Z kolei mój tata jest flegmatykiem, u którego bardzo mocno widać współuzależnienie. W sumie nie pamiętam, żeby kiedyś mój tata kiedykolwiek stosował wobec mnie agresję fizyczną bądź słowną, ale jak dobrze wiemy nic w przyrodzie nie ginie, więc moja mama nadrabiała to wszystko. Równowaga we wszechświecie musi być przecież zachowania, co nie? xp
Tak całkowicie to mnie rodzice nie zaniedbywali, coś tam mi brakuje i dopiero nie dawno poznałam co.
Tata mnie przytulał tylko jak byłam niemowlęciem, wiem bo jest na zdjęciach.
A tak później to nie, nie jest osobą która okazuje uczucia.
Mama przytulała czasami, ale tak bardziej jak ona tego potrzebowała, do dziś się trochę czuję jakbym to ja była jej matką a nie ona.
Jak się bałam to mi nie pomogli, nie wsparli wtedy, nie chcieli zrozumieć tylko krzyczeli, albo mnie zostawili.
Bałam się ciemności to mama była w tym samym pokoju a nie chciała się położyć blisko mnie, uspokoić, nie pomyśleli aby mi kupić lampkę nocną, dopiero aż byłam nastolatką tata kupił. Do końca mi ten lęk nie minął i czasem ją używam.
Nie pomagali w załatwianiu różnych rzeczy tylko ja musiałam pomagać im.
Ufali i słuchali nauczycieli którzy nie mieli racji, dziadków. Nie byli za mną.
Byłam przez tatę czasem przezywana od baranów itp. (babcia tak się odzywa do swojej rodziny to po niej to ma)
Nie mogłam z nimi porozmawiać, zwierzyć się. Od niedawna trochę mogę z mamą, ale też nie o wszystkim.
Jeszcze innych rzeczy mi brakowało. Ale za dużo pisania.
Część dali mi w późniejszym czasie, część wiem że już nie dostanę jak np. przytulanie.
Jakoś tak głupio teraz prosić o przytulanie jak zbliżam się do 30. A tatę jeszcze bardziej jak tego nie robił.
Mama zrozumiała co zrobiła źle, tata uważa że on wszystko zrobił dobrze.
Ja zrozumiałam że to nie jest ich wina tylko tego w jakich rodzinach żyli, jak ich wychowali.
Zrozumiałam że wiele rzeczy było nieświadomych z ich strony.
Nie nauczyli jak funkcjonować wśród ludzi, jak sobie radzić, bo nie wiedzieli że tak trzeba.