PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Jak sobie radzicie będąc w domu Ci, którzy jesteście bez pracy i studiów?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Bo z jakichś powodów boicie się podjąć pracę lub studia lub macie rentę . Jak wygląda wasz dzień? Bo ja jestem na rencie i jak wstaje to czuję się kompletnie bez sensu,że to kolejny nic nie znaczący dzień..i tak w kółko.
Ja jestem bez studiów. Rok temu znalazłem pracę, ale gdy byłem bardzo długo bez pracy, to tak samo czułem się bezsensownie.
(20 Lis 2020, Pią 8:49)Kasyijanka napisał(a): [ -> ]jak wstaje to czuję się kompletnie bez sensu,że to kolejny nic nie znaczący dzień..i tak w kółko.
Ja mam pracę a mimo to mam tak samo.
Ja jak byłem bez pracy (mimo ze mam studia) to chodziłem na siłownię, czytałemn ksiązki o tematyce psychologicznej, przesiadywałem na forumku, aplikowałem na oferty pracy, jeżdzilem na rozmowy kwalifikacyjne po ktorych od razu jechalem do kumpli.
Tez czesto odczowalem pustke, balem sie ze juz nigdy nie znajde roboty, mialem dosc siedzenia z rodzicami.
@Kasyijanka, coś podobnego mam (zwolnienie lekarskie).
Takie "puste" dni są niestety demotywujące i nasilają apatię...
Raz na tydzień jeżdżę na terapię. Tak to skroluję forumka, czytam prasę, próbuję czytać coś związanego z moją pracą, chodzę na spacery. Przyrządzam posiłki albo jadę z tatą wziąć coś na wynos. Pomagam tacie w jego zdalnej pracy.

Użytkownik 102314

Nie radzę sobie. Miałem pomysł żeby zaczac streamowac alobo nagrywać na yt ale musiałbym być sam w domu a niestety takiej możliwości nie ma. Na zewnątrz też nie wyjde bo zimno.
@Żółwik

Jestem w podobnej sytuacji od ponad pół roku :Stan - Niezadowolony - Smuci się: coraz bardziej siada mi to na czaszkę. Nuda, samotność i brak obowiązków to nic dobrego. Podobnie jak ty jestem zdemotywowany, marnuję czas na pierdoły, miewam rozregulowany rytm dobowy, problemy ze snem - najpierw nie mogę zasnąć do późna w nocy, zasypiam często nad ranem, wstaję popołudniu, często też śpię "na raty". Nasiliły się też objawy "zdziczenia" i zbyt często sięgam po piwo.

Mimo że regularnie narzekałem na robotę (herezje jakie wymyślali durne menadżerki, żyjące w świecie exela, tabelek i teoretyzowania w dodatku uznają się jeszcze za wielkie autorytety w dziedzinie sprzedaży a w praktyce przerosło by ich pewnie handlowanie badylarstwem na bazarze) ale mimo wszystko brakuje mi roboty, kontaktu z ludźmi :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Ja aktualnie jestel bezrobotna (no dobra, poszukujaca pracy). Nie mam renty, kasy z zasilku tez nis dostane, zaraz konczy mi sie ubezpieczenie zdrowotne i to jest jedune co mnie martwi w tym momencie najbardziej. Moj partner parcuje, ale ja szukam pracy dla.nas obu bo brak prawka nie pozwala mi nigdzie pracowac.... Jak soe z tym czuje? Powiem tyle: gdyby nie to, ze nie chce siedziec.na garnuszku faceta, w dodatku zastoj na bezrobociu powoduje inne problemy typu dziura w cv.czy brsl emerytury jesli wgl sie nie pracuje, to zdecydowanie wolalabym zostac w domu. Nie niszcze sobie tu zdrowia, mam czas na wszystko, nikt mnie nie mobbinguje i nie musze spedzac czasu z ludzmi, ktorych nie lubie i udawac,ze wykonywanie czynnosci na poziomie szympansa bonobo jesy moim spelnieniem zyciowym. Tyle, ze ja generalnie nienawidze pracowac i nawet sie z tym specjalnie nie ukrywam.
Ja miałam podobnie jak Ciasteczko. Przez jakis czas nie pracowałam i byłam na utrzymaniu mojego męża. W byciu bezrobotną najbardziej przeszkadzało mi to , że jestem na jego utrzymaniu i że za jedną pensję trudno się utrzymać. Czas spędzałam na czytaniu, przeglądaniu wiadomości w internecie, nauce angielskiego, przeglądaniu ogłoszeń o prace i wysyłaniu cv, oglądaniu telewizji, sprzataniu, gotowaniu i chodzeniu do sklepu. Może dla niektórych te czynnosci byłyby nudne dla mnie jak najbardziej odpowiadały.
Też jakbym mogła to bym nie pracowała. 9 miesięcy na bezrobociu było najlepszym dla mojej fizyczności okresem mojego życia. Zero bólów głowy, barków, karku, żołądka, biegunek, wymiotów. Znaczy trochę stres był, bo wiedziałam, że to musi być dla mnie okres przejściowy. I stres był związany z tym, że trzeba się spinać, żeby zwiększać swoje szanse w pracach, których nie nienawidzę. Udało się i w pracy póki co też nie jest aż tak fatalnie (poprzednia mnie załamała nerwowo).

Ale jak nie pracowałam, to uczyłam się języka, zajmowałam się hobby i doszkalałam się z wielu rzeczy, które mnie interesowały. No i codzienne fajny, długi spacer też obowiązkowo. Starałam się dzielić sobie tygodnie na 5 dni "roboczych" i weekend. W dzień "roboczy" zajmowałam się tylko angielskim, nauką i że tak to nazwę kreatywnym hobby (chociaż nic na siłę, jednak chęci na to miałam), a weekend dłuższe niż zwykle spacery i też pozwalałam sobie na przykład na bezsensowne przeglądanie internetu (godzinami wręcz, ale w tygodniu ograniczenie niemal do zera). Jakoś mnie ten rytm trzymał w formie :Stan - Uśmiecha się:
Przeraża mnie wizja bezrobocia. Miałam w swoim życiu niechlubny kilkumiesięczny okres, kiedy nie studiowałam i nie pracowałam. Uczyłam się wtedy tylko do dodatkowej matury. Czuję ciarki wstydu i nienawiść do siebie na samo wspomnienie tego czasu. Czemu nie poszłam do pracy? Przez fobię, oczywiście.

Nawet w wakacje po osiągnięciu pełnoletności czułam się okropnie, że nie pracuję. W końcu farmakoterapia ustabilizowała mnie na tyle, że znalazłam sobie banalne, głupie i bezsensowne zajęcie - ale coś tam zarobiłam + w końcu miałam pracę. Źle ją wspominam, ale dala mi poczucie sprawczości.

Mniej więcej od połowy studiów miałam ataki paniki na myśl, że skończę edukację i nikt mnie nigdzie nie zatrudni. Miałam w pamięci czas wspomniany na początku posta i okazało się to wystarczającą motywacją, żeby jak najszybciej znaleźć staż, praktyki, cokolwiek.

Teraz dodatkowo dochodzi bardzo poważna "motywacja" - muszę zarobić "na życie" (wszelkie opłaty, jedzenie i inne wydatki) i nie chcę, żeby ktokolwiek mi w tym pomagał (chyba, że by mi brakło na rachunek za coś ważnego). Chcę utrzymać całkowitą niezależność finansową.
(22 Lis 2020, Nie 12:08)kartofel napisał(a): [ -> ]Przeraża mnie wizja bezrobocia. Miałam w  swoim życiu niechlubny  kilkumiesięczny  okres, kiedy nie studiowałam  i nie pracowałam.  Uczyłam się wtedy tylko do dodatkowej matury.  Czuję  ciarki  wstydu i nienawiść do siebie na samo wspomnienie tego czasu. Czemu nie poszłam do pracy? Przez fobię, oczywiście.

Nawet w  wakacje po osiągnięciu  pełnoletności czułam się okropnie, że nie pracuję.  W końcu farmakoterapia  ustabilizowała  mnie na tyle, że znalazłam  sobie banalne, głupie i bezsensowne  zajęcie - ale coś tam zarobiłam  + w końcu miałam pracę.  Źle ją  wspominam, ale dala mi poczucie sprawczości.

Mniej więcej od połowy studiów miałam ataki paniki na myśl, że skończę edukację i nikt mnie nigdzie  nie zatrudni. Miałam w  pamięci czas wspomniany  na początku posta i okazało się to wystarczającą motywacją, żeby jak najszybciej znaleźć staż, praktyki, cokolwiek.

Teraz dodatkowo dochodzi bardzo poważna "motywacja" - muszę zarobić "na życie" (wszelkie opłaty, jedzenie i inne wydatki) i nie chcę, żeby ktokolwiek mi w tym pomagał (chyba, że by mi brakło na rachunek za coś ważnego). Chcę  utrzymać  całkowitą niezależność finansową.

Ja kiedys tez tam mialam, ze wstydzilam sie bezrobocia, bycie na zasilku czy pobieranie jakis swiadczen np. 500+ uwazalam za wstyd. Jak bylam na studiach to renta zapewniala mi, ze nie musze pracowac, a i tak pracy szukalam bo wstyd. Wszyscy moi znajomi,.ktorzy nie bylo na utrzymaniu rodzicow gdzies pracowali, to ja tez chcialam. A ze pracy znalezc nie moglam to czulam sie jak gowno. 
Tak naprawde z takiej postawy skutecznie wyleczylo mnie pracowanie juz normalnie, na powaznie, na etacie. My z facetem wyjechalismu do Niemiec i stale prace zmieniamy praktycznie po paru miesiacach albo nawet krocej, bo zadna nam sie nie podoba. Albo traktuja coe jak debila, niewolnika i bialego murzyna, albo zajezdnia totalna. Ja tak sobie kursuje miedzy praca a lekarzami, bo kazda mi tutaj jakis uszczerbej na zdrowiu powodowala. Ja w mojej "nienawisci" do pracy wcale nir mam paradoksalnie na mysli niskich, glodowych stawek, ale prace ponad sily prze wiekszosc dnia/tygodnia co jest wrecz niewolnicze plus oczywiscie narzucane nadgodziny, ktorych odmowic nie mozesz (tylko w teorii, w praktycr rownie dobrze mozeszz zaczac szukac nowej roboty), traktowanie pracownikow niskiego szczebla jsk ludzi gorszego sortu (czesty brak szkolen, brsk mozliwosci awansu dla ludzi, ktorzy tego chca, tylko zalozenie, ze jak ktos poszedl na tasme to ma na tej tasmie stac kolejne 30 lat, mobbing w wielu firmach, zastraszanje ludzi i traktowanie ich jak debili) no plus oczywiscie niewolnicza  mentalnosc wspilpracownikow, syndrom " groznego szefa pana i wladcy", tepienie tych, ktorzy sie wyrozniaja i chca cos zmoenic dla dobra ogolu, pozwalanie na wykorzystywanie sie. 
Tyle, ze to chybs zalezy tez od tego gdzie sie mieszka bo w Polsce z jednej placy minimalnej nie dasz rady utrzynsc dwoch osob plus samochodu bedac na swoim. W Niemczech jest troche inaczej, bo rade dasz wszystko oplacic ale bedzie to no dziadowanie, kasy praktyczbie nic nie zostabie. My mamy jeszcze jakies oszczednosci wiec najgirzej nie jest, miesiac jakis minie zanim nie zaczniemy jechsc typowo z jednej wyplaty  i dziadowac ake do tego czasu jednak liczw na zatrudnienie jakies. Moj chlopak te wkurzony tym, ze normalnej rpboty nie mozemy znalezc, wiec dal mi czas zebym na spokojnie czegos szukala dla nas i nie wysylala cv byle gdzie wiec tak robie. Wczoraj trafilam na ciekawa oferte: komisjonerka lekow, pracs na pol etatu ale stawka tak wysoka, ze zarabialibysmy jak za caly etat, godziny pracy ludzkie bo ani nie idzie sie do roboty jak wszysvy jeszcze spia, ani nie wychodzi sie jak ludzie ida wlasnie spac. Juz wyslalam cv i zobaczymy co bedzie.

Użytkownik 102842

Słabo. Praktycznie każdy dzień jest taki sam.
Wygrzebuję się z łóżka coś koło 11-12, przez 2-3 godziny po śniadaniu robię jakieś prace domowe, albo się obijam, np. gram na telefonie. Później do obiadu siedzę przed komputerem. (Na tym komputerze, jakby to kogoś interesowało, głównie serwisy społecznościowe - nie fejs - albo youtube, oglądanie filmów albo anime, czasem gry, rysowanie jak mam wenę.) Po obiedzie znowu jakieś prace typu zmywanie, sprzątanie, potem znowu się obijam, następnie siedzę przy komputerze do 1-2 w nocy, aż w końcu idę spać.

I tak codziennie. Czasem schemat urozmaicam sobie wielką atrakcją, jaką jest wyjście na spacer, dłuższy lub krótszy, albo po zakupy (głównie domowe, nie stać mnie na zakupy dla przyjemności). Kiedyś wychodziłam 1-2 razy w tygodniu, teraz raz na ok. 2 tygodnie. Zanim zamknęli miejską bibliotekę z powodu pandemii, to jeszcze czytałam książki. I na takich dniach ciągnących się w nieskończoność mijają mi lata.

Normalni ludzie nie rozumieją, jak można tak żyć. A ja boję się, że nie umiałabym żyć inaczej. Przynajmniej mam względny spokój (względny, bo różne problemy rodzinne bardzo mnie stresują). Jedyne inne życie, jakie znam, to było chodzenie do szkoły, w związku z którym ciągle miałam ciężką nerwicę i inne fajne objawy.
Szukam pracy już ze dwa lata, ale praktycznie bez rezultatów. "Żyję" z pieniędzy od rodziny, ale niedługo może się to skończyć, więc jeśli nie znajdę pracy, to zapewne umrę z głodu :)