PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Szczęśliwe małżeństwo rodziców a fobia społeczna dziecka?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3
Clarissa napisał(a):Grunt to wiedzieć czym jest miłość, małżeństwo, rodzicielstwo.

Czyli uważasz, że wystarczy chcieć, i wystarczy mieć odpowiednią wiedzę?

Na tym forum myślę, że nie ma dobrych rodziców. Intelektualnie znalazło by się wielu, których chcieli by dobrze je wychować. Jednak do dzieci trzeba emocjonalnie dojrzeć. Przez swoją niedojrzałość można dzieciom sprawić tylko problemy.
Sosen napisał(a):
Clarissa napisał(a):Grunt to wiedzieć czym jest miłość, małżeństwo, rodzicielstwo.

Czyli uważasz, że wystarczy chcieć, i wystarczy mieć odpowiednią wiedzę?

Nie uważam, że to wystarczy, ale że jest to podstawa, bez której nie ma co nawet myśleć o związkach i potomstwie.
Oprócz tego potrzebna jest ciężka praca nad sobą, nad związkiem, konsekwencja i wytrwałość w dążeniu do celu i dużo pokory.

Sosen napisał(a):Na tym forum myślę, że nie ma dobrych rodziców. Intelektualnie znalazło by się wielu, których chcieli by dobrze je wychować.

... Może jestem skrzywiona, ale uważam, że "chcieć to móc", dlatego powtarzam, że właśnie na tym forum, mimo wszystko - mimo całej tej okropnej udręki, której doświadczamy - istnieje większa dojrzałość, wyższy poziom samoświadomości i wyedukowania społecznego...tylko paraliżujący lęk nie pozwala wyjść z zaklętego kręgu fobii...

Sosen napisał(a):Jednak do dzieci trzeba emocjonalnie dojrzeć. Przez swoją niedojrzałość można dzieciom sprawić tylko problemy.

Oczywiście! Tylko idąc tym torem, to zabroniłabym 99% ludzkości mieć dzieci.

A tak na marginesie, to ból i cierpienie to najlepsza i najszybsza dojrzewalnia.
Clarissa napisał(a):Oczywiście! Tylko idąc tym torem, to zabroniłabym 99% ludzkości mieć dzieci.

I miałabyś cholerną racje. Może wtedy ludzie zobaczyliby, że mają ze sobą problemy i coś trzeba z nimi robić.

Clarissa napisał(a):A tak na marginesie, to ból i cierpienie to najlepsza i najszybsza dojrzewalnia.

Tutaj też się nie zgodzę. Rośnie Ci skorupa, ale emocjonalnie wcale nie dojrzewasz. Mówimy chyba tutaj o innej dojrzałości.
Sosen napisał(a):
Clarissa napisał(a):A tak na marginesie, to ból i cierpienie to najlepsza i najszybsza dojrzewalnia.

Tutaj też się nie zgodzę. Rośnie Ci skorupa, ale emocjonalnie wcale nie dojrzewasz. Mówimy chyba tutaj o innej dojrzałości.

...może uściślę - tylko cierpienie, które przyjmiemy spowoduje nasz wzrost duchowy.
Dojrzewanie emocjonalne rozpoczyna się, gdy postanawiamy rozbić nasze skorupy, a ból i cierpienie już nie zniewalają, ale stają się trampoliną do wyższych progów dojrzałości, człowieczeństwa.
To nie jest wina rodziców , oczywiście maja oni ogromny wpływ na nas od narodzin ale jak mi wiadomo to najczęściej fobia zaczyna sie rozwijać w wieku szkolnym u nastolatków , więc już prędzej społeczeństwo sie bardziej do tego przyczyniło

A czemu tak uważam , mam siedmioro rodzeństwa a ja jestem w środku i jako jedyna mam tom przypadłość , każde z mojego rodzeństwa jest nieco inne choć i wspólne cechy oczywiście posiadamy , ale po za bratem który jest nieco nie śmiały to cała reszta wręcz odwrotnie , dlatego zawsze sie dziwiłam jak to jet możliwe za taka jestem tak rożną od reszty czym to jest spowodowane że tylko ja nie potrafię sobie radzić w życiu , gdy reszta wręcz odwrotnie
wiec to nie moze być wina rodziców , braku miłości bo właśnie mój młodszy brat który raczej jest nieco nie śmiałą osoba był chyba najbardziej przez oboje rodziców rozpieszczany , a właśnie silna i stanowcza "ręka " buduje i hartuje silny charakter

Dlatego do tej pory sie zastanawiam i dziwie jak to sie stała ze taka jestem , kiedy dlaczego i co miało na to największy wpływ
atena666 napisał(a):fobia zaczyna sie rozwijać w wieku szkolnym u nastolatków , więc już prędzej społeczeństwo sie bardziej do tego przyczyniło

eee... to nie jest takie proste. W okresie dojrzewania po prostu niektóre cechy mocniej wychodzą na wierzch.

atena666 napisał(a):mam siedmioro rodzeństwa a ja jestem w środku i jako jedyna mam tom przypadłość , każde z mojego rodzeństwa jest nieco inne choć i wspólne cechy oczywiście posiadamy , ale po za bratem który jest nieco nie śmiały to cała reszta wręcz odwrotnie , dlatego zawsze sie dziwiłam jak to jet możliwe za taka jestem tak rożną od reszty czym to jest spowodowane że tylko ja nie potrafię sobie radzić w życiu , gdy reszta wręcz odwrotnie

Zwróć uwagę czym różniło się traktowanie Ciebie od reszty Twojego rodzeństwa na każdym etapie dzieciństwa. Zresztą może to być odrobinę skomplikowane, bo najważniejszy jest okres, którego raczej nie będziesz pamiętała.

atena666 napisał(a):wiec to nie moze być wina rodziców , braku miłości bo właśnie mój młodszy brat który raczej jest nieco nie śmiałą osoba był chyba najbardziej przez oboje rodziców rozpieszczany , a właśnie silna i stanowcza "ręka " buduje i hartuje silny charakter

Sama sobie odpowiadasz. Jeżeli był traktowany w sposób nadopiekuńczy, to teraz jest nieśmiały gdyż jest uzależniony od pomocy, której w społeczeństwie już nie dostaje tak łatwo.
Jeśli chodzi o ostatnie to ja doskonale zdaje sobie sprawę że tak jest z moim bratem że z powodu tego gdy był niemowlakiem został zarażony w szpitalu co spowodowało ze rodzice bardziej o niego dbali i tym samym skutki są oczywiste ,
To normalne że rodzice mimo wszystko nie potrafią traktować wszystkich swoich dzieci w ten sam sposób inaczej traktuje sie pierworodnego inaczej chłopców czy dziewczynki (tym bardziej że każde dziecko jednak jest inne przejawia indywidualne cechy ) i też doskonale wiem ze rodzice maja na nas wpływ i kształtują nas charakter do pewnego stopnia
dlatego tez nie twierdze ze ich wkład jest zerowy , ale nie można prawie całej winy zwalać na nich , zato kim i jacy jesteśmy
Jeżeli dobrze zrozumiałem to Twoi rodzice mają ośmioro dzieci, więc ogólnie Ich sytuacja siłą rzeczy nie była zbyt ciekawa. Przy takiej ilości osób do wychowania bardzo łatwo popełnić jakiś błąd. Może opiekowali się Tobą za mało, może za dużo, a może problem tkwił nie w stosunkach z rodzicami, a w stosunkach z rodzeństwem. Najlepiej zastanów się jak wyglądała sytuacja na najwcześniejszym etapie Twojego życia. Ile lat miało wtedy Twoje starsze rodzeństwo? I co było kiedy przyszło na świat Twoje młodsze rodzeństwo? Z którą częścią rodzeństwa utrzymywałaś relacje i jaka była w nich Twoja rola?

Zresztą tak szczerze mówiąc, to właściwie nie ma to wielkiego znaczenia, bo to już tylko przeszłość. Chodzi tylko o to, że wychowanie ma decydujący wpływ na powstanie FS, ale teraz to nie istotne, bo teraz już nie jesteś dzieckiem. Teraz lepiej się skupić na niwelowaniu tego typu problemów :Stan - Uśmiecha się:
Piotr napisał(a):
Kawałek_Kulki napisał(a):Czy dzieci które wychowują się w zdrowej i kochającej się rodzinie mogą cierpieć na coś takiego jak fobia społeczna? Nie sądzę. Ale mogę się mylić i jeśli tak jest to proszę o szybkie wyprowadzenie mnie z błędu :Stan - Uśmiecha się:

No to jesteś w błędzie :Stan - Uśmiecha się: Ja pochodzę z kochającej się rodziny, a mimo to mam fobie społeczną.

ja tak samo, moi rodzice bardzo kochają siebie i swoim dzieciom też dali duzo miłosci
nigdy nie załowali czasu dla nas

jednak jakies błedy na pewno zrobili, zapewne nie swiadomie...myślę ze te błedy w duzej mierze mogły zawazyc na tym jaki jestem, na mojej fobii i kompleksach
nigdy nie slyszałem zebym zrobił cos dobrze, nikt mnie nigdy nie chwalił, ojciec był bardzo wymagający jak chodzi o szkołę, nauke itp, w dodatku mocno ograniczał mi czas wolny, kontakty z rówiesnikami
Mialem wyrosnać na porządnego, uczciwego, wyksztalconego czlowieka, zeby dostac dobrą pracę. Byc chlubą dla rodziców.
No i wyrosłem.
I co z tego? Nikt nie zatroszczył sie przy okazji zebym wyrósł na szczesliwego czlowieka.

Wiele razy rodzice powtarzali mi i mojej siostrze ze staraja sie i ciezko pracują tylko dla nas. Czuje sie jakbym miał u nich zaciagniety wielomilionowy dlug, ktorego nie mam szans nigdy splacic.

Żyję w cieniu sukcesu swojego ojca i wiem ze nigdy mu nie dorównam.
Zawsze będę już z tym żył że mu nie dorównam na zadnym polu. To jest paskudne uczucie, naprawdę.

Oczywiscie buntowalem sie i to mocno jak kazdy nastolatek... bunt sie skończyl i w sercu został tylko zal, ktorego sie chyba nie pozbędę.
Nieraz jako nastolatek myslałem zeby sie zabic, głównie po to zeby im zrobic na złosc i ich ukarac. Nawet bedąc juz w pelni doroslym tez takie mysli mi przychodziły.
Nie wiem czy wiecie jak to jest kochac kogos i zarazem nienawidziec. Nikomu tego nie życze, najgorszemu wrogowi.
Coś w tym jest... Niestety, ja też mam wrażenie, że moim rodzicom bardziej zależało na tym, bym był "porządny" niż szczęśliwy. Zresztą, wystarczyłoby zobaczyć ich reakcję, gdybym zdecydował się robić coś, co oni uważają za karygodne, a ja czułbym się przez to lepiej.
Przykłady ogólne, nie związane ze mną: zostanie Muzułmaninem. Albo zagranie w filmie porno.
"weilomilionowy dług" równiez zaciągnęłam, już kiedyś pisałam, że nie wiem czemu (ale to właśnie temu :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: )rekompensuje im siebie prezentami. kocham staruszków, ale żyć z nimi nawet w jednym mieście nie potrafie, oni pewnie ze mną też. chyba nie pasuje im do końca jako ideał córki.
Ja w pewnym wieku robilem wszystko przeciwko nim.
No moze prawie, bo pewnych granic nie przekraczałem.

To glupie ale jednak było mi przykro, jak widzialem ze z tego powodu oni sa smutni i sie o mnie martwią.


Czasami mam ochote wyjechac na koniec kraju, albo i drugi koniec Europy zostawic wszystko za sobą, zerwac wszystkie kontakty, szczególnie rodzinne. Zyc od nowa, po swojemu.

Ale w przyplywie rozsadku wiem ze to siedzi w mojej głowie i sam przed soba (i rodzicami) nie uciekne, chocbym okrążył swiat na około.
To się chyba nazywa uzależnienie. Od kogoś.
Teraz coś, co ucieszy Chimerę - gdybym tylko mógł być niezależny finansowo, to pewnie zerwałbym kontakt z rodziną.
Ale porzucanie wszystkiego innego tylko po to niespecjalnie mi się widzi.
Ja jestem niezależny i kontakt mocno ograniczyłem, ale nie zerwałem.

Choc czasem mam na to ochotę, jak juz o tym powyzej pisałem.
yyy Stap a co miałoby mnie ucieszyć?
Ja również pochodzę z bardzo kochającej rodziny, rodzice bardzo dobrze zarabiają, są śmiali, na wysokich stanowiskach, mają mnóstwo znajomych. Siostra jest mądra, idzie na prawo, też ma full znajomych. A mimo to mam fobię społeczną, i to bardzo mocną...
Cytat:.. pochodzę z bardzo kochającej rodziny
'.. która nie zapomniała uświadamiać, że jest tym bardziej kochająca, że na jej miłość nie zasługuję' ?
Chodzi chyba o to ze rodzice sie bardzo starali aby byc dobrymi rodzicami, a ze nie zawsze to ludziom wychodzi mimo szczerych checi to inna sprawa.
Jakas toksyczna wersja milosci.
Właśnie, np. w nauce zawsze się starałem, chociaż nienawidziłem szkoły z całego serca. Pewnie tak samo rodzic, może się starać i nienawidzić jednocześnie.
&chimera' napisał(a):yyy Stap a co miałoby mnie ucieszyć?
To, że w pewnym sensie przyznałem Ci rację.
Stap, nie cieszy mnie to,że ktoś przyznaje mi rację, ucieszyłaby mnie jedynie słuszność mojego wyboru a tej do końca nie jestem pewna-inaczej- nie miałam wyjścia
Też mam kochającą rodzinę ale nie do końca zdrową (chodzi o relacje i o neurotyczność poszczególnych bliskich). Wszyscy cholerycy, włącznie ze mną tylko że jako najmłodsza z rodzeństwa (wszyscy starsi od 6 do 11 lat różnicy) długo nie mogłam się przebić ze swoimi racjami. Poza tym mama jest DDA i traktuje wszystkie kobiety (nawet swoje córki) wrogo i jak konkurencję we wszystkim, sama zdaje sobie z tego sprawę. W każdym razie przez to nigdy nie było w niej oparcia. A tak to wszystko ok :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:.
Czy wy przypadkiem nie usprawiedliwiacie waszej rodziny? ...
Miłość nie jest czymś co wystrzega przed błędami wychowawczymi. Można dziecko kochać ,ale jednocześnie bać się o nie i również w nim wyuczyć rozmaite lęki. Zresztą nie każda miłość jest zdrowa i normalna.
O wlasnie, to bardzo cenne spostrzeżenie.
Nadopiekuńczosc moze byc taka samo szkodliwa jak totalny brak milosci.
Stron: 1 2 3