PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: I nie zmienia się nic...
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Ciągle sam zapomniałem co znaczy słowo, kumpel, kolega, koleżanka,przyjaciel, radość, miłość.Spaliłem za sobą wszystkie mosty. Natomiast na pamięć znam stres, lęk melancholia, natręctwa, odrzucenie, niezrozumienie. Dlaczego to jest takie !!! nie sprawiedliwe. Gdyby nie to przekleństwo to był bym może adwokatem lekarzem może skończył telekomunikacje. A tak nawet na żadne studia nie poszedłem. Ci co pokończyli jakieś kierunki to naprawdę nie maja jakiś większych problemów ze sobą. Tak jak pisał ktoś jestem tak ogłupiony ze skupienie się na czymkolwiek, uczenie się, znoszenie presji, wykonywanie poleceń, dodatkowego stresu przez te zaburzenia i fobie doprowadza mnie do szału. A tak jestem zwykłym szarym śmieciem robiącym za 1200 zł. Bo co można mieć za perspektywy jeszcze w bidnej polsce. Jestem głupim kierowca gdzie to zajęcie i tak sprawia ze jestem wykończony. Raz w tygodniu trzeba siedzieć w firmie i czekać na wezwanie i nieraz jest to 9 godzin. Siedzę z tymi starymi dziadami i nie odzywam się ani słowem. Boje się wyjść nawet na siku bo zaraz myślę ze zaczną się ze mnie śmiać i obgadywać. Ktoś tam tez pisal ze nie da się nie reagować i jest to prawda. Mam sprawiać ze mam ich w dup*e? A jak będę potrzebował pomocy albo czego w tym rodzaju to co? Jest to największe chyba piekło dla nas bezczynne siedzenie w obecności paru innych osób i niewiedzenie co ze sobą zrobić. Jestem tak spocony ze muszę zakładać 2 podkoszulki żeby nie było widać na wierzchu. I te !!! myśli ze gdyby nie to !!! to byłbym sobie na studiach miał dziewczynę chodził na imprezy, w przyszłości miał godziwą i satysfakcjonującą pracę a nie myśli samobójcze i ciągle wyobrażenia ze jak stamtąd wyjdę to sie zabije.
Jeszcze te nawoływania żeby żyć tylko na co i po co. Żeby robić na tych kradnących na górze i złodziejskie zus-y. Naprawdę nie życzę najgorszym wrogom, tym którzy mnie gnębili w szkole, przeklinali mnie, wyśmiewali żeby byli w takim stanie w jakim ja ja jetem obecnie. Bo miarka mojej tolerancji na tą rzeczywistość nie długo wyjdzie poza skale i ..

I TAK :Ikony bluzgi kurka:* próbowałem się zmieniać, bylem na psychoteriapiach, u 6 psychologów, 2 psychiatrów, jadłem pieprzone psychotropy, próbowałem rozmawiać z bliskimi, obcymi, podjąłem pracę (myśląc że coś się zmieni po piekle szkoły), modliłem się, spacerowałem, przekopałem Internet wzdłuż wszerz w poprzek na temat swoich depresji, zaburzeń emocjonalnych, leków, lęków, fobii społecznych, leczenia, profilaktyki, hipnoz. Przeczytałem milion e-booków nt. terapii richardsa, czarów, technik nlp, eft, bechawioralnych, dotykania głowy, przeczytałem książki na temat samotności radzenia sobie z nią, próbowałem znaleźć sobie kogoś bliskiego przez Internet, w realu, próbowałem się przemóc wyjść gdzieś w formie rozrywki i wszystko jeszcze bardziej się nakręca. Próbowałem też nic nie robić ale długo nie wytrzymałem.

Dziękuje za uwagę. A czy za rady? Nie wiem. Czy jest tu ktoś kto potrafi dać taką żeby choć na pół minuty odpędzić te myśli ode mnie.
Napisałem to żeby choć coś zostało.

proszę nie używac wulgaryzmów!
Sugar
Próbowałeś dłużej popracować nad którąś z terapii którą wymieniłeś? Pomacanie każdej po główce nie da wielkich efektów, jeśli jakieś w ogóle. Idziesz tylko dalej z przeświadczeniem, że żadna Ci nie pomaga. Tak mi się właśnie wydaje, że jesteś zbyt narwany, żeby porządnie się leczyć.

Odpowiedz mi na parę pytań. Ile czasu brałeś każdy lek? Jaki czas chodziłeś do każdego z psychologów? Ile czasu próbowałeś pracować nad którąś z technik, które podałeś(poza przeczytaniem o co w niej chodzi)?

Głównym problemem wydaje się u ciebie gorąca głowa, co jest zrozumiałe, ale zdradzieckie przy walce z takim problemem. 3maj się i odpowiedz mi/sobie na pytania które Ci zadałem.
lsu napisał(a):A tak jestem zwykłym szarym śmieciem robiącym za 1200 zł. Bo co można mieć za perspektywy jeszcze w bidnej polsce. Jestem głupim kierowca gdzie to zajęcie i tak sprawia ze jestem wykończony. Raz w tygodniu trzeba siedzieć w firmie i czekać na wezwanie i nieraz jest to 9 godzin.

Nie jesteś żadnym śmieciem. Masz prace, potrafisz na siebie zarobić (może nie dużo, ale na życie w pojedynkę wystarczy). Pomyśl sobie o różnych alkoholikach, hazardzistach, przestępcach przez których cierpią ich rodziny i wielu ludzi. Ich można nazwać śmieciami. Ty chcesz i potrafisz na siebie zarobić, a to już dużo.
lsu napisał(a):próbowałem się zmieniać, bylem na psychoteriapiach, u 6 psychologów, 2 psychiatrów, jadłem pieprzone psychotropy, próbowałem rozmawiać z bliskimi, obcymi, podjąłem pracę (myśląc że coś się zmieni po piekle szkoły), modliłem się, spacerowałem, przekopałem Internet wzdłuż wszerz w poprzek na temat swoich depresji, zaburzeń emocjonalnych, leków, lęków, fobii społecznych, leczenia, profilaktyki, hipnoz. Przeczytałem milion e-booków nt. terapii richardsa, czarów, technik nlp, eft, bechawioralnych, dotykania głowy, przeczytałem książki na temat samotności radzenia sobie z nią, próbowałem znaleźć sobie kogoś bliskiego przez Internet, w realu, próbowałem się przemóc wyjść gdzieś w formie rozrywki i wszystko jeszcze bardziej się nakręca. Próbowałem też nic nie robić ale długo nie wytrzymałem.

Jesteś kolejną osobą na forum, która zamiast zignorować problem i zastąpić go czymś fajnym zmarnowała mnóstwo czasu na walczenie z nim.

Jeżeli przeszkadza Ci siedzenie w pracy i martwa cisza ze współpracownikami to kup sobie odtwarzacz MP3 i słuchaj sobie muzyki. A jeżeli chcesz iść na studia, to zawsze możesz.
Isu, uważam tak samo jak Piotr - masz pracę, zarabiasz, walczysz ze swoimi problemami. To bardzo dużo. Jesteś wartościowym człowiekiem.
W ogóle podziwiam Cię, że miałeś odwagę podjąć pracę. Ja jak dotąd się nie przemogłam.
I na pewno nie jest tak, że po studiach "na pewno" byłoby inaczej. Może tak, ale niekoniecznie. Zresztą, przecież jeszcze możesz studiować.

I chyba faktycznie za ostro się zabrałeś do leczenia, z tymi różnymi terapiami. Może raz jeszcze spróbuj udać się do psychologa/psychiatry? A przede wszystkim: wydaje mi się, że za dużo o tym myślisz np. zamiast czytać tony poradników psychologicznych, czytaj jakieś fajne książki :Stan - Uśmiecha się: Myślę, że zbyt częste myślenie o fobii i o tym, jak z nią walczyć, nie jest korzystne.

A Tobie życzę oczywiście powodzenia i poprawy nastroju [Obrazek: tuli.gif]
I nie zmienia sie nic.... ja raczej wole plus i minus to jedyne co widze, plus i minus to jedyne co słysze, plus i minus to jedyne co słysze. Widzisz bo też odbierasz rzeczy jako białe i czarne a przecież jest też i szare ( rany pisze jak niejaki Krys :Stan - Uśmiecha się: )

Słuchaj to ze nie rozmawiasz z tymi starszymo gośćmi z pracy to na pewno twoja wina? Przecież oni sa z innej epoki to o czym ty masz z nimi gadać. Ja kiedyś pracowałem w Wawie na budowie ( dorabiałem sobie na wakacje bo ładnie płacili) stary tam to dopiero byli ludzie. Dlatego sie czasem mówi że są prości ludzie. Przecież z nimi nie bedziesz rozmawial jak z rówieśnikami, dlatego tez tematy są takie płytkie bo niby o czym masz z nimi gadać. Jeśli jestes inteligetny a w to wierze to i owszem mozesz dużo zyskać z roamowy ze starszymi, bo na pewno mają więcej doświadczenia itd. Ja jak pracowałem na budowie to dowiedziałem sie duzo na temat materiałów budowlanych i ogolnie jak sie buduje osiedla.

Co do tego ze byłeś u wielu specjalistów i nie dało to żadnego rezultatu to zgodzę sie z niektórymi przedmówcami. Lekarz cie nie wyleczy, leki jedynie hamują objawy fizyczne to TY musisz dzięki wskazówkom lekarza zastanowić sie co dla ciebie jest ważne. Wiem ze bedzie ciężko jednak wierze ze jeśli postawisz sobie jakis cel do ktorego bedziesz dążył to na pewno ci sie uda. Ja np. mam cel dostać sie na magisterke na polibudę na dzienne- i teraz nie mam czasu przejmować sie tym co inni o mnie myślą tylko muszę myśleć za co ja sie bede tam utrzymywał a nie chce żyć biednie.

Znajdź sobie jakieś hobby, zainteresuj sie czymś. I najważniejsze więcej wiary w siebie! Nie ma ludzi bez wad. Każdy chce jedynie zarobić i ma na wszystko wyje.... Taka prawda, zacznij myśleć racjonalnie a nie tak jak ty byś chciał żeby było czyli miło i sympatycznie. Masz jeszcze przed sobą całe życie, popatrz na starych ludzi, wszyscy kiedyś będziemy starzy. Nie chcesz chyba obudzić sie w wieku 50 lat i stwierdzić: Boze jakie ja miałem problemy śmieszne przeciez teraz one wydaja mi sie śmieszne.

Pracujesz to bardzo dobrze, dostajesz wypłate- a idź sobie do kina, do baru na piwo, nie masz z kim? Nie wierze :Stan - Uśmiecha się:

Pamietaj tylko od ciebie zależy jak wyglada twoje życie. Masz rodzine masz na kogo liczyć- bedzie dobrze, dasz sobie radę, wiecej wiary w siebie.
post usunięty przez autora
Soulja, twoje wnioski wyciągasz tylko na podstawie własnej walki, bez pomocy książek, poradników, innych ludzi, psychologów, terapeutów, która siłą rzeczy nie może być efektywna. Przyjaciół można sobie znaleźć w każdym wieku. Dochodzisz do wniosku, że nie można z nią wygrać, później piszesz, że lęki już Ci nie przeszkadzają w życiu. Widzę tu sprzeczność. Mi się wydaje, że po prostu rzuciłeś broń, i pomału się do takiego stanu rzeczy przyzwyczajasz. Uwierzyłeś, że nie masz zalet jak Ci siostra napisała. Ja uważam, że masz wiele, w każdym człowieku jest wiele zalet, niektórzy tylko nie zaczęli ich szukać, skupiając się ciągle na swoich słabościach i wadach. Nie zaczęli poznawać siebie, wierzą tylko w to co ich ogranicza, i wierzą, że to są właśnie oni. A nawet nie weszli na drogę do rozwinięcia swoich skrzydeł.

Stary, przykro mi to czytać, bo wiele razy pisałem, że równy z Ciebie gość, a teraz czytam takie rzeczy. Pozwól się wspomóc, przejmij inicjatywę, nie licz na los, bo on Ci nic sam nie da, i możesz umrzeć czekając, aż się do Ciebie uśmiechnie. Stałeś się bierny, strasznie bierny, a to zabija. Przecież ty z tego co się orientuje 25 lat nie masz(sorki, jeśli mocno się mylę :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: ) Całe życie przed Tobą. Weź się do kupy i zacznij coś ze sobą robić, bo Ci życie ucieknie naprawdę.
post usunięty przez autora
Jezu 22 lata, to tak jak ja prawie, rok różnicy. Ja zamierzam zacząć nowe życie, bo widzę to światełko, widzę możliwości, widzę przyszłość w różowych kolorach. Też nie jest u mnie bosko, całymi dniami siedzę w domu, ale wiem, że dam radę jakoś. Ty się spisujesz na strary, a ja zaczynam nowe życie. Nie sądzę, żeby różnica w naszych życiorysach była aż tak wielka. Więc dlaczego tak jest?

Fobii bardzo często towarzyszy depresja. Myślę, że powinieneś myśleć nad poradzeniem sobie z tym, skoro z fobią już nie masz problemów. Spróbować tchnąć w siebie życie. Znaleźć coś, dla czego będziesz żył. Coś, do czego będziesz dążył. Rozumiem, że życie z dnia na dzień jest straszne. Dlatego ten cel musi być.

Samoocenę też masz strasznie zaniżoną.
Thomas_20082 napisał(a):Pracujesz to bardzo dobrze, dostajesz wypłate- a idź sobie do kina, do baru na piwo, nie masz z kim? Nie wierze :Stan - Uśmiecha się:

Tak ci się wydaje? Zerknij na post soulja. Dokładnie wiem o czym pisze, a do tego mam parę lat praktyki w tym więcej :Stan - Niezadowolony - Brak słów:. Nie trzeba się nawet specjalnie starać, żeby zrobić sobie z paru lat życia pustynię i zostawić czarne dziury w miejscach gdzie inni mają fajne wspomnienia, wystarczyło parę razy najeżyć się i odmówić na zaproszenia, budujesz sobie opinię odludka i reszta już sama leci. A od pewnego wieku ludzie są mniej chętni na wpuszczanie innych do swojego towarzystwa niż wcześniej i naprawdę można nie mieć z kim poważnie pogadać, nawet gdybyś mocno chciał.

(wk*rwia mnie, że tak bardzo wiem, o czym pisze soulja. Nie powinienem tutaj przychodzić, żeby jeszcze bardziej się wkręcać w to, w czym tkwię, ale co tam, działa to na pewno trochę oczyszczająco)

Kolega założyciel wątku dostał chyba dobrą radę, żeby znalazł sobie jakieś zajęcie (oprócz pracy - która sama w sobie jest jednak zaletą - dobrze jest chyba być za coś odpowiedzialnym i potrzebnym?). Inaczej można się w sobie całkiem pogrzebać. Porad natury towarzyskiej z oczywistych względów nie udzielam :Stan - Uśmiecha się:
Żeby zdobyć przyjaciół, znajomych, to jednak trzeba się wysilić na jakąś aktywność, później otwartość. Myślę, że to są dalej bariery lękowo-depresyjne(że to tak prosto ujmę) i da się je pokonać we własnej głowie. Nie sądzę, żeby wszystko było hermetyczne. Ludzie ciągle się poznają. Myślę, że nawet jak już mają rodzinki to jest możliwość się poznać i zamienić to na coś więcej. Bariery są w większości w naszych głowach, a szukanie ich na zewnątrz jest pewnego rodzaju usprawiedliwieniem przed tym, że się nad sobą nie chce pracować/nie wie jak.
Sosen napisał(a):Żeby zdobyć przyjaciół, znajomych, to jednak trzeba się wysilić na jakąś aktywność, później otwartość. Myślę, że to są dalej bariery lękowo-depresyjne(że to tak prosto ujmę) i da się je pokonać we własnej głowie. Nie sądzę, żeby wszystko było hermetyczne. Ludzie ciągle się poznają. Myślę, że nawet jak już mają rodzinki to jest możliwość się poznać i zamienić to na coś więcej. Bariery są w większości w naszych głowach, a szukanie ich na zewnątrz jest pewnego rodzaju usprawiedliwieniem przed tym, że się nad sobą nie chce pracować/nie wie jak.

Znajomych, pewnie, ale raczej powierzchownie - takie towarzystwo rozpełznie się każdy w kierunku swojego ustalonego życia przy najbliższej okazji. No i ten fakt, że próby wkręcania się gdziekolwiek na siłe są za+:Ikony bluzgi kochać 2: niezręczne.

Chociaż wiadomo, your mileage may vary, ja na przykład mam czasem koszmarny problem żeby odezwać się do kogoś obcego, zwłaszcza, jeśli grozi to nawiązaniem interesującej rozmowy. Raz spędziłem całą długą całkiem podróż w jednym przedziale z fanami tego samego zespołu (na którego koncert jechałem nota bene) do końca nie zdobywając się, żeby coś zgadać - mimo, że ewidentnie miałbym o czym. Normalnie czapki z głów (a potem gremialne tłuczenie głowami o ściane).
No właśnie, czyli twoja samoocena Ci na to nie pozwala, więc trzeba najpierw popracować nad nią. Pomyśl, czy gdybyś czuł się na równi z innymi ludźmi, to też miałbyś taki problem z nowymi znajomościami? Po prostu wykonywałbyś określone aktywności życiowe - tutaj najpierw musisz poznać siebie i wiedzieć, co lubisz. Wtedy znajdujesz ludzi podobnych do siebie. Nie czujesz się od nich gorszy, więc co stoi na przeszkodzie w nawiązaniu znajomości? Nic, od początku jest to tylko twój lęk i zaniżona samoocena. No może nie tylko, ale przede wszystkim. Pomyśl nad tym.

A od znajomości do przyjaźni już też niedługa droga, jeśli potrafisz się otworzyć i ktoś to zrobi w stosunku do Ciebie. Na tym to przecież polega, żeby znać siebie i swoje problemy, wtedy tworzy się wieź. A lęk na to nie pozwala. Nie utworzysz znajomości/przyjaźni na powierzchowności, albo na udawaniu. Najpierw musisz wykonać określoną pracę nad sobą, poznać siebie i popracować nad lękiem.
post usunięty przez autora
Chciałem Ci tylko uzmysłowić, chociaż chyba i tak to wiesz:

soulja napisał(a):Może kiedyś się los uśmiechnie do mnie ale na pewno nie w najbliższym czasie. Po prostu racjonalnie analizując to co było i jest ciężko wyciągnąć wniosek ,że będzie dobrze :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Że nie jest tak źle. Nie widzisz swojej przyszłości, co nie znaczy że jej nie ma. Że warto o tą przyszłość zawalczyć.
post usunięty przez autora
Tak, ale próbujesz to robić samemu. A mi chodzi o to, żebyś skorzystał z jakiejś pomocy, czy to książek, czy innej osoby. To naprawdę daje powera.
hmm a sadziłem że to ja mam niebagatelne problemy ale rzy tym to pikuś
pozdrawiam
..ooo
Spaliliście za sobą mosty... i dobrze. Posiedźcie jeszcze kilka lat w swoim cuchnącym grajdołku, aż wreszcie zaczniecie tej rzeczywistości nienawidzić bardziej od siebie samych. Wówczas zrobicie wszystko, aby się stamtąd wydostać; aby wybudować nie most, ale skromniutką kładkę. To przychodzi tak samo z siebie, że aż się sam temu dziwię. Nie ciągniemy już wozu z napisem ŻYCIE, gdyż to ten wóz nas popycha do przodu.
Ja to widzę tak, że żaden most nie został przekroczony (no, może przelazło się czasem przez jakąś mieliznę). A jak za długo się czeka, to okazuje się, że rzeka przed tobą jest tak szeroka, że nie widać drugiego brzegu i tak naprawde to nie wiadomo, czy nie stoisz nad morzem.

normalnie jestem chory na metafory