PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Relacje ze współlokatorami
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Nie znalazłam takiego tematu, a jestem ciekawa... jeśli studiujecie czy ogólnie uczycie się, pracujecie w innym mieście niż rodzinne, to jakie są Wasze relacje z tymi ludźmi, z którymi mieszkacie? Znając fobiczne życie, rzadko wychodzimy na miasto i siłą rzeczy najczęściej mamy do czynienia ze swoimi flatmejtami.

Nie chcę pisać o tym, co miałam w tamtym roku ze swoimi współlokatorkami, ale nie życzyłabym ich nawet najgorszemu wrogowi. Dlatego musiałam się wyprowadzić i poradzić sobie z tym sama.
Mieszkam teraz w całkiem fajnych warunkach, bo z jedną dziewczyną w dwupokojowym mieszkaniu, także każda z nas ma swój pokój i w razie potrzeby izolacji mogę się zamknąć i luz. W ogóle znalazłam to mieszkanie z ogłoszenia i jestem z siebie za+:Ikony bluzgi kochać 2: dumna, bo musiałam przełamać swoje lęki i dzwonić po obcych ludziach, jeździć, dowiadywać się... załatwiłam coś zupełnie sama i bardzo dobrze na tym wyszłam ^_^ pewnie jak większość z Was miałabym opory mieszkać z kimś obcym w jednym pokoju, tym bardziej, że czasem przypominają mi się lęki, jakie przeżywałam w gimnazjum (to był okres, kiedy nie potrafiłam normalnie funkcjonować, teraz jest o niebo lepiej); normalnie w domu dzieliłam pokój ze swoją siostrą. Nie miałyśmy dobrych kontaktów, dlatego byłam niemal pewna, że ona zabije mnie w nocy i nie mogłam przez to spać. Co by było, gdybym trafiła na niekompatybilnego ze mną rummejta :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:
Także trochę mi głupio, bo moja współlokatorka to ideał kobiety - ładna, miła, uśmiechnięta i towarzyska. Wiadomo, jak wypadam na jej tle :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: w związku z tym, że jestem zamknięta w sobie, nie udało mi się z nią zaprzyjaźnić bardziej, chociaż ona jest chyba pierwszą autentycznie miłą osobą jaką spotkałam w ogóle w życiu. Nawet mimo że wie, że nie mam wielu znajomych i że nigdy nie spotykałam się z chłopakami, to traktuje mnie całkiem normalnie :Stan - Uśmiecha się:

A jak przedstawia się sytuacja u Was? :Stan - Uśmiecha się: Jeśli macie jakieś sposoby jak zaprzyjaźnić się ze współlokatorem to będę wdzieczna :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
Ja może z nikim nie mieszkałem, ale pracuje cały czas z drugą osobą. 3 ci lata i widzimy się bardzo często. Mogę powiedzieć, że jak bardzo nieśmiale i nietowarzysko byście się nie zachowywali, to inni nie zwracają na to większej uwagi, nie chodzą i nie gadają o was, że jesteście tacy małomówni. Kiedy mam lepszy dzień, to normalnie na mnie reagują. Chodzi o to, żeby zapominać o przykrych doświadczeniach, bo najczęściej dramat rozgrywa się tylko w naszych głowach. Gdy wstajemy rano bez balastu z dnia poprzedniego, jest o wiele łatwiej zacząć od nowa.
post usunięty przez autora
Gdybym została zmuszona do mieszkania w akademiku to byłoby możliwe :Husky - Podekscytowany:; ciekawe jakby to wyglądało.

A właśnie że nie żartowałam ._. zapomniałam, że coś takiego w ogóle przychodziło mi do głowy, tylko jak na wielkanoc przyjechałam do domu, to o cośtam się pokłóciłyśmy. Bardzo mocno to przeżyłam i przypomniało mi się, co czułam w podobnej sytuacji te 5-6 lat temu. Czyli "Jezu, ona mnie zabije" - i plątałam się po mieszkaniu póki się nie uspokoiłam i zasnęłam. :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:
Kiedy wynajmowałam swój pierwszy pokój było to w mieszkaniu 3 pokojowym w bardzo spokojnej dzielnicy. Mieszkałam z 3 współlokatorami (studentami), ale przez cały okres mojego pobytu tam(przezimowałam ok 6 miesięcy) z dwoma z nich nie zamieniłam więcej niż kilka zdań-właściwie to ja unikałam kontaktu z nimi, a że nie wpływało to negatywnie na atmosferę panującą w domu to nie robiłam z tym nic. Właściwie szanowaliśmy siebie na wzajem, a problemy rozwiązywaliśmy kompromisami. Powód wyprowadzki to wysoka cena za pokój 400 zł + media co z miesiąca na miesiąc rujnowało mnie finansowo :Stan - Niezadowolony - Smuci się: oraz to, że sprzęty agd w domu pozostawiały wiele do życzenia np.pralka, która źle wypłukiwała proszek z ubrań była powodem mojego uczulenia,wizyt u dermatologa, kupowania drogich preparatów nawilżających i leków (w tym hydroksyzyna :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: ). Mieszkanie od wielu lat nie było remontowane, ściany od dawna nie odświeżane,brudne,a ja nie widziałam sensu by samemu to robić skoro za ten pokój płacę tak wysoką cenę.

Kolejny pokój, który wynajęłam i w którym obecnie mieszkam znajduje się w domku jedno rodzinnym, dzielę go z 9 osobami. Na samym początku wydawało się, że posiada same zalety(cena 250 zł+ media,2 łazienki,całe mieszkanie pięknie wyremontowane,ściany dopiero co odświeżone,marmurowe podłogi,taras,grill -no miodzio), problemem za to jest zimno i wilgoć oraz jedna mała kuchnia.Po tygodniu zachorowałam na grypę ( w kwietniu i ciągle mam objawy ,których nie mogę zwalczyć ponieważ w pokoju jest wilgoć). W zasadzie miałam plan żeby tu spędzić lato do października lub listopada, lecz już dziś wiem, że im bardziej poznaje współlokatorów tym bardziej mam ochotę uciekać stąd nawet w środku nocy...Moi współlokatorzy to 3 chłopaków i aż 6 dziewczyn. Co sobota robią imprezę, na którą nie przychodzę mimo, że mnie zapraszają. Nie chodzę tam z kilku przyczyn np. rozlewają duże ilości wódki, palą coś nieprzyjemnego i pewnie niedozwolonego,a w tle leci muzyka techno...Po ostatniej imprezie jedna para kłóciła się ze sobą (ona go kopała, a on ją bił, wrzeszczeli na siebie, słychać ich było w całym domu itp.) rozumiem, że ktoś kto wypił i wypalił spore ilości czegoś tam nie kontroluje swoich zachowań, ale jak się okazało ta para ma podobny problem również na trzeźwo...Powoli widzę, że ona czepiła się mnie i robi ze mnie wroga dla innych- powodem było to że jak zawsze zamknęłam od środka drzwi od domu (strach przed włamaniem) miałam zamiar się zdrzemnąć,usłyszałam dzwonek do drzwi,ale nie zeszłam na dół by otworzyć (być może z kolejnego mojego lęku )mam takie przekonanie,że każdy kto mieszka w tym domu powinien nosić ze sobą klucze i nimi otwierać i za każdym razem zamykać drzwi co w tym domu jest raczej nie możliwe.Osoba ta czekała ponoć godzinę pod drzwiami po czym nawrzeszczała na mnie, że skoro jestem w domu to powinnam jej otworzyć jak dzwoni do drzwi- ja odpowiedziałam, że powinna była zabrać ze sobą klucze. Od tamtej pory traktuje mnie jak powietrze i rozpowiada wszystkim, że niby "nie można się do domu dostać, gdy się wyjdzie na chwilę". No cóż jest to osoba impulsywna,nie panująca nad emocjami, znerwicowana (ciągle musi coś robić bo inaczej wypala tony papierosów dziennie) i do tego jest bardzo "mocna w gębie" ,widocznie zauważyła już, że jestem dość słaba psychicznie i łatwo mnie zadręczyć...Co do innych współlokatorów to mam zastrzeżenia co do zajmowania kuchni ponieważ kiedy ja robię obiad to ktoś inny jak na złość też i w ten sposób jest 5 osób robiących obiad w tym samym czasie także nie ma się gdzie ruszyć, przez co staram się jeść na mieście. Wchodzę do kuchni jedynie, by zabrać coś z lodówki i umyć naczynia (nawet kupiłam sobie czajnik elektryczny do pokoju). Druga rzecz to kwestia czystości np. ostatnio zdarzyło się, że ktoś nie spuścił po sobie sporych rozmiarów nieczystości była to na pewno kobieta, gdyż mężczyźni nie mają okresów (no chyba że o czymś nie wiem :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: ). Po tej sytuacji jestem bardzo zniesmaczona (kto by nie był) na własne oczy przekonałam się, że student to niechluj choć nie przypuszczałam, że takie mogą być również kobiety...

W tej chwili pragnę jak najszybciej się wyprowadzić, niestety wiem, że to potrwa - wypowiedzieć umowę muszę z 1-miesięcznym wyprzedzeniem by odzyskać kaucję.
Jestem na pierwszym roku, więc mogę się pochwalić doświadczeniami tylko z jednego miejsca. Obecnie mieszkam w pewnego rodzaju hotelu, 450 PLN to całkowity koszt zamieszkania (w tym media i internet). Mam własny pokój, tyle, że w segmencie wraz z drugim pokojem, wspólną kuchnią i łazienką. Moimi współlokatorami jest młode, pracujące małżeństwo.

Trudno mówić o jakichś relacjach, staram się ich unikać najczęściej jak się da. Początkowo byli nastawieni przyjaźnie, też coś próbowałem, ale było to bardzo stresujące i męczące, nawet zwykła taka gadka-szmatka dla oswojenia się ze sobą. Zacząłem sztukę uników. W końcu ograniczyłem się tylko do powitań, oni też. Mimo to dalej się stresowałem w ich obecności. Zacząłem się nakręcać, że mnie nie cierpią i tylko obsmarowują mnie tam między sobą i swoimi znajomymi. I jeśli to nawet nie była prawdaa, to pewnie takim myśleniem sprawiłem, że myśli stały się ciałem. Miałem taki okres, że w ogole przestałem się do nich odzywać, żadnego cześć, dzień dobry, mogłem wtedy uciec myślami, zaszyć się w swoim wnętrzu; nie stresowałem się wtedy tak bardzo. Uznałem jednak że to głupie.

Stan na chwilę obecną jest taki: klimatem jest chłodna uprzejmość podszyta wrogością, stałem się mistrzem uników (jedynie rankiem jest to czasem niewykonalne, ale jak się uda ładna seria, to potrafię ich kilka dni pod rząd nie widzieć), jedyna komunikacja to uwagi dotyczące naszych wzajemnych zachowań, które nam się nie podobają (rzadko), ze zrobieniem kolacji czekam aż pójdą spać (gdzieś tak do 23.30) i mimo iż nigdy nie pukają, zawsze mam drzwi zamknięte na klucz.
Na szczęście w unikach pomocne jest to, że nasze grafiki są w dużym stopniu rozbieżne.

Jeśli macie z kimś zamieszkać unikajcie małżeństw, jeśli będzie jakieś spięcie zawsze jest 2 na 1, niezależnie od tego kto ma rację.

Obecnie staram się o akademik. Oszukuję się, że dostanę jedynkę, ale nie dostanę. Ciekaw jestm jak to się potoczy dalej.
Kiepsko sypiam.
Jeszcze dwa miesiące.
Takie myślenie wszystko zabija. A mogłoby być zupełnie inaczej. Ja mam podobnie z moimi lokatorkami, bo mama wymyśliła sobie, że wynajmie pokój. Rano wstaję i tylko się lekko ogarniam i wychodzę do pracy. Muszę przyprowadzić dzieci. Przyprowadzam i wracam do domu. One już wtedy się tak nie krzątają. Robię sobie śniadanie i zmykam z nim do pokoju. Zjadam, szybka wizyta w łazience i dalej do pracy. A to moja chałupa jest :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Chyba muszę wrócić do terapii. Ale wygodniej mi czekać na efekt leków.
Imponderabilia, uciekaj kiedy tylko będziesz mogła :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony: gdybym mieszkała z takimi ludźmi, to wracałabym do domu tylko na noc O:

Cytat:Trudno mówić o jakichś relacjach, staram się ich unikać najczęściej jak się da. Początkowo byli nastawieni przyjaźnie, też coś próbowałem, ale było to bardzo stresujące i męczące, nawet zwykła taka gadka-szmatka dla oswojenia się ze sobą. Zacząłem sztukę uników.

W sumie nie dziwię się, ja nie wiem jakie mogłabym mieć wspólne tematy z młodym małżeństwem. Ale to pewnie też dlatego, że to pierwszy rok i ciężko jest się przyzwyczaić do nowych warunków - w następnym, jak się przeprowadzisz, będzie już lepiej ^-^ jak ja się wyprowadziłam to obiecałam sobie, że nie popełnię tych samych błędów w nowym lokum i jest lepiej, choć daleko jeszcze do doskonałości (najwięcej czasu spędzam w pokoju, usprawiedliwieniem jest mnóstwo nauki).
W tamtym roku mieszkałam w relacji 2:1 - wprawdzie to były dziewczyny w moim wieku, ale i tak utworzyła się koalicja przeciwko mnie :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: nawet to nie była kwestia tego czy jestem aspołeczna czy nie - unikałam ich niemal od początku, jak zwyczajnie unika się osób, które nas irytują; a że potem irytacja przerodziła się w antypatię, a ta w nienawiść :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: z tym, że tamte dziewczyny od początku były nastawione tak, aby mnie traktować maksymalnie marginalnie; a nawet jeśli początkowo starały się być miłe, to myślały, że jestem głupia i to łyknę. Więc jeśli ktoś planuje mieszkać samemu w pokoju, a dwaj współlokatorzy mieliby mieszkać w drugim, to niech to będą osoby "pewne", z którymi na pewno nawiąże się dobre relacje. Wtedy uniknie się perfidnych numerów, tekstów w rodzaju "wąż prysznicowy leży nie tak jak trzeba, możesz go poprawić?" czy podsłuchiwania, gdy rozmawiasz przez telefon (mnie się to zdarzało :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony: i wiele innych rzeczy też).
Teraz bywa mi nieswojo dlatego, że mieszkanie to jest własnością mojej współlokatorki (rodzice jej kupili, farciara :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: ) i często tu przychodzą jej rodzice czy siostra. Więc kurczę Sosen, to te dziewczyny powinny się krępować, a nie Ty ^_^
Masz współlokatorki, Sosen? A ładne? To dajesz chłopie dajesz, nie przestajesz. :Stan - Uśmiecha się: Możesz przecież kiedyś przez przypadek pomylić pokoje, nie? Zdarza się, życie :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Ja przez jakiś czas mieszkałem za granicą z innymi Polakami w jednym domu i nie było większych problemów. Oprócz kilku kłótni o kasę z głównym najemcą, ale gość był wyjątkowym debilem. Mi z ludźmi się łatwo mieszka, jak nikt nikomu nie wchodził w drogę i wykazuje się minimum grzeczności. Do pewnych rzeczy trzeba było się przyzwyczaić, np. do tego że naczynia są zawsze brudne, nikt nie pościera podłogi, itp. Może dlatego, że towarzystwo było dość zróżnicowane (metalowiec, małżeństwo, gość w średnim wieku, młode dziewczyny, no i ja z kumplem) a rotacja duża, to nie było większych konfliktów. Fajnie wspominam pisane ironicznym tonem liściki odnośnie tego, kto ma sprzątać kuchnię i zmywać. Czasem się siadało po pracy w kuchni i do późna ćwiczyło umiejętności gadania o pierdołach. Ludzie nie gryzą, trzeba starać się wyluzować, pobajerzyć trochę czasem od rzeczy, zainteresować ich sprawami, wysłuchać marudzenia, rzucić jakimś kiepskim żartem dla rozładowania atmosfery, itp. Można też unikać, ale chociaż "Cześć, jak leci?" od czasu do czasu wypadałoby powiedzieć.
:Stan - Niezadowolony - Przewraca oczami:
ja niestety mam złe relacje ze wszystkimi. z obecną współlokatorką po prostu żyjemy obok siebie od czasu do czasu się witając, a poprzedniego współlokatora zniszczyłam tak, że pod osłoną nocy wyprowadził się z domu zostawiając list... wstyd mi okropnie, ale wykończył mnie psychicznie.

chociaż nie, właściwie to ja jego wykończyłam :Stan - Niezadowolony - Płacze:
Moi współlokatorzy są bardzo fajni, aż ZA fajni.
A zwłaszcza współlokator. Ten to przebija wszystko.
Zawsze gdy mnie widzi czy to na ulicy/sklepie/uczelni proponuje podwózkę. Otwiera mi drzwi, częstuje posiłkami, 'a jak masz ochotę to w tej szafce trzymamy słodycze to możesz się częstować ','ale jesteś chora to może chcesz żebym poszedł do apteki', 'może dziś się czegoś napijemy' WTF?
A i o rachunki też dba sam, rozlicza nas i później tylko kwotę na konto posyłam, naprawia wszystko, o nic nie muszę martwić.
A ja jak idiota się zachowuję, nie umiem przebywać z ludźmi, wolę siedzieć w pokoju i udawać, że nie istnieje niż wyjść i się przywitać. Już doszło do tego, że przeprasza mnie jak wchodzi do kuchnia a ja tam jestem, bo 'nie chcę ci przeszkadzać' no spoko, nie przeszkadzasz(bo niby w czym?), to ja mam jakieś uchybienia i poziom lęku mi skacze.
Czemu on mnie nie ignoruje jak ja jego? Czyż nie byłoby prościej? Nie miałabym takich pretensji o swoje irracjonalno-kretyńskie zachowania. Ale nie, uparł się, że będzie miły.
Po tym doświadczeniu już wolę, żeby mnie ignorować niż starać się zwrócić moją uwagę, tak jest i prościej i łatwiej i bezpieczniej po prostu lepiej.

A żeby ktoś sobie nie pomyślał, że może mu się spodobałam czy inne bzdury, odpowiadam NIE.
Bo mieszka w pokoju ze swoją dziewczyną i wołają na siebie per kochanie(znaczy chyba im się układa?)
Nut napisał(a):Czemu on mnie nie ignoruje jak ja jego? Czyż nie byłoby prościej? Nie miałabym takich pretensji o swoje irracjonalno-kretyńskie zachowania. Ale nie, uparł się, że będzie miły.

Odpowiedź jest prosta: tak po prostu już ma, naturalnie jest miły dla każdego. Dla Ciebie normalką jest zamykanie się na świat, dla niego wręcz przeciwnie. Charakter i nic poza tym
dżizys lubi cytować moje wypowiedzi :Stan - Uśmiecha się - LOL:

Racja po prostu taki charakter, bez głębszej filozofii
(a pytanie było retoryczne :-P )
Nut napisał(a):dżizys lubi cytować moje wypowiedzi :Stan - Uśmiecha się - LOL:

Lubie :Memy - Cool Doge:
Mieszkałem z najbliższą mi osobą w kawalerce i nie było łatwo. :Stan - Uśmiecha się:
Wszystko zależy od szczęścia. Pierwszy raz szukałam mieszkania na max.3 osoby i dzieliłam pokój z zupełnie mi nieznaną osobą i było b. sympatycznie, do dziś się spotykamy, a miała wiele okazji by stwierdzić, że nie jestem normalna.
Niestety rok później byłam w mieszkaniu na 4 osoby. Moja współlokatorka okazała się bardzo ogarnięta i można powiedzieć, że warunki zaistniałe na mieszkaniu zmusiły nas do trzymania się razem. W drugim pokoju były 2 siostrunie, które wręcz całe były jedną wielką słodyczą, a później... cóż, nie chcę wdawać się w niekończącą się opowieść, ale jak to ktoś wcześniej wspomniał - tak, to szok, że kobiety mogą być takie... ohydne. Wyprowadziłam się 2 miesiące przed czasem, bo nie mogłam znieść klimatu na mieszkaniu. Moja współlokatorka razem ze mną.
Jeszcze 2 miesiące przemieszkałam i znowu miałam szczęście mieć sympatyczną współlokatorkę, i mniej przyjemną parkę obok, ale po wcześniejszym stresie już miałam to gdzieś :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Jakoś zawsze z tą osobą, z którą dzielę pokój dogaduję się i się otwieram bardziej niż np. na moich "starych" przyjaciół. Też się bałam na początku, ale że było mało osób na pierwszym mieszkaniu to przyzwyczaiłam się i z czasem było coraz lepiej ;] I była cisza i spokój, często mijałyśmy się w drzwiach, ale to były pozytywne osoby, więc chętnie oglądałyśmy coś razem lub robiły pizze.
Także polecam mieszkanie z całkiem obcymi ludźmi, najlepiej żeby wszyscy byli dla siebie obcy, żadnych par czy rodzeństw... :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język 2: Wtedy każdy jest trochę onieśmielony i "czujny", łatwiej jest nawiązać kontakt, a nie ma nigdy tak, żeby nie było żadnych sprzeczek na mieszkaniu :Stan - Uśmiecha się:
Przyzwyczaiłam się do ludzi, i wiem, że to dzięki temu. Zamykanie się w swoim własnym świecie jeszcze pogarsza sprawę, także trzymam kciuki za wszystkich, którzy zmagają się z życiem we wspólnym mieszkaniu.
Mieszkam 3 raz w wynajmowanym pokoju, oczywiście z chłopakiem - gdybym była sama, w życiu bym się nie odważyła na wyprowadzkę.. I za każdym razem to samo: Unikam współlokatorów, nieważne jacy to ludzie (akurat teraz natrafiłam na fajnych), praktycznie z pokoju nie wychodzę jak są w mieszkaniu, bo lęk mnie paraliżuje... Choćbym chciała, to nie potrafię inaczej, na samym początku nie widzieli raczej we mnie fobiczki bo poudawałam, a teraz nie chcę, żeby zobaczyli, że coś ze mną nie tak.. Mój lęk jest tak silny, że specjalnie wstaję godzinę wcześniej, żeby przygotować sobie śniadanie.. Teraz będzie problem, bo współlokator zaczął o tej samej godzinie wstawać, czyli 5.30, wcześniej nie dam rady, więc raczej nie będę jadła śniadania...
(02 Lis 2017, Czw 16:34)FallenAngel napisał(a): [ -> ]wcześniej nie dam rady, więc raczej nie będę jadła śniadania

A jakbyś tak wieczorem sobie szykowała coś i rano musiała tylko wyjąć z lodówki? Albo jeść coś, co nie wymaga przygotowania, np. jogurt, serek, owoc, co mogłabyś wziąć i zjeść u siebie w pokoju?
Bardzo minimalistyczne, ze tak powiem...
(02 Lis 2017, Czw 18:01)dziewczyna z naprzeciwka napisał(a): [ -> ]
(02 Lis 2017, Czw 16:34)FallenAngel napisał(a): [ -> ]wcześniej nie dam rady, więc raczej nie będę jadła śniadania

A jakbyś tak wieczorem sobie szykowała coś i rano musiała tylko wyjąć z lodówki? Albo jeść coś, co nie wymaga przygotowania, np. jogurt, serek, owoc, co mogłabyś wziąć i zjeść u siebie w pokoju?

Pomyślę nad zupkami instant, mam w pokoju czajnik elektryczny.
Wieczorami wszyscy są w mieszkaniu, więc odpada szykowanie jedzenia wieczorem - trzeba zanieść to w końcu do kuchni. A ja nawet prysznic staram sie brać po południu, jak jeszcze współlokatorów nie ma...
Są takie kaszki z kawałkami owoców, albo musli, do zalania wodą i gotowe, w sam raz na śniadanie.
Ewentualnie zaopatrzyć się w grzałkę, jeśli chciałabyś np. jajka ugotować.
Jak mieszkałam w akademiku, to też się bałam przygotowywać jedzenie, bo w każdej chwili ktoś mógł zajrzeć. Przez pół roku jadłam tylko rzeczy, które można zjeść zaraz po kupieniu: mleko z płatkami, jogurty, serek wiejski, kabanosy, takie małe słodkie bułeczki, bułkę słodką kupioną po drodze, itd. Niezdrowo, ale co zroobić.
(02 Lis 2017, Czw 22:48)Matlaltsauatl napisał(a): [ -> ]Jak mieszkałam w akademiku, to też się bałam przygotowywać jedzenie, bo w każdej chwili ktoś mógł zajrzeć. Przez pół roku jadłam tylko rzeczy, które można zjeść zaraz po kupieniu: mleko z płatkami, jogurty, serek wiejski, kabanosy, takie małe słodkie bułeczki, bułkę słodką kupioną po drodze, itd. Niezdrowo, ale co zroobić.
Mam dokładnie tak samo, z tą różnicą, że ja na akademik bym się nie odważyła - tam chyba najmniej można w 2 osoby mieszkać w pokoju... Dobrze, że trafiłam na to forum, bo myślałam, że jestem jedyną osobą z takimi problemami, świadomość, że są inne osoby podobne do mnie podtrzymuje mnie na duchu...

(02 Lis 2017, Czw 22:48)Matlaltsauatl napisał(a): [ -> ]Przez pół roku jadłam tylko rzeczy, które można zjeść zaraz po kupieniu
mieszkałaś tam tylko pół roku? Czy udało ci się ten lęk po tych 6 miesiącach przezwyciężyć?
(03 Lis 2017, Pią 0:18)FallenAngel napisał(a): [ -> ]Mam dokładnie tak samo, z tą różnicą, że ja na akademik bym się nie odważyła - tam chyba najmniej można w 2 osoby mieszkać w pokoju... 
Ja w sumie nie miałam wyboru - było już późno, a nie udało mi się znaleźć mieszkania ani nawet nie wiedziałam jak szukać i rodzice mnie zmusili. Tam, gdzie studiowałam, były chyba 4 różne akademiki z różną ilością osób na pokój i odpowiednio inną ceną. O ile pamiętam, chyba były pokoje jednoosobowe, ale ja się nie załapałam. Mieszkałam w segmencie 2 pokoje 2-os. + kuchnia i łazienka. W kuchni nie było stołu, więc i tak wszyscy jedli u siebie w pokojach. Ja się bałam się przygotowywać jedzenie przy innych, więc chodziłam tam tylko po to, żeby wziąć coś z lodówki albo pozmywać.

Moja współlokatorka była sympatyczna, dziewczyny z sąsiedniego pokoju też były miłe i chyba to ja stanowiłam jedyny problem. Nie wiedziałam, jak się zachować i unikałam kontaktów. Kiedyś współlokatorka miała gościa z naszego kierunku, to powiedziałam tylko "cześć" i przez resztę czasu wgapiałam się w ekran laptopa. Mimo że studiowałyśmy to samo (chociaż byłyśmy w różnych grupach), to nie udało nam się zaprzyjaźnić, nigdzie nie wychodziłyśmy razem. Na początku poszłyśmy na spacer, pokazała mi drogę na uczelnię, a podczas pierwszego dnia chodziłam za nią i próbowałam robić to, co ona (witać się i zagadywać ludzi w sąsiednich ławkach), ale mi nie wychodziło tak, jak jej. Z tym darem to się chyba trzeba urodzić :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Nie wiedziałam też, jak reagować na sytuacje typu płacz - czy mam podejść i coś zrobić, czy siedzieć i udawać, że nie słyszałam jej rozmowy przez telefon.

Pod koniec semestru współlokatorka się wyprowadziła, a ja miałam pokój dla siebie przez miesiąc...a potem przyszła do mnie dziewczyna z sąsiedniego pokoju i przekazała, że mam iść gdzieś tam i się wprowadzić do innych dziewczyn. Brrr. Na szczęście to był tydzień, kiedy się miałam wyprowadzić, więc poszłam im tylko dać znać, że nie będę z nimi mieszkać.

(03 Lis 2017, Pią 0:18)FallenAngel napisał(a): [ -> ]Dobrze, że trafiłam na to forum, bo myślałam, że jestem jedyną osobą z takimi problemami, świadomość, że są inne osoby podobne do mnie podtrzymuje mnie na duchu...
Z tym jedzeniem to myślałam, że chyba tylko ja tak mam. No nie, że jestem jedyna na świecie, ale wiadomo, o co chodzi.

(03 Lis 2017, Pią 0:18)FallenAngel napisał(a): [ -> ]mieszkałaś tam tylko pół roku? Czy udało ci się ten lęk po tych 6 miesiącach przezwyciężyć?
Nie udało. Po semestrze zrezygnowałam ze studiów i akademik był jednym z czynników. Poza tym studiowałam język, więc było pełno wypowiedzi ustnych i prezentacji (nie wygłosiłam żadnej), prasówki wpływające na ocenę, itd. Do tego nienawidziłam miasta, w którym mieszkałam, bałam się jeździć autobusami, a po jakimś czasie dowiedziałam się, że my, grupa bardziej zaawansowana, na zajęciach z języka na drugim roku będziemy w sumie robić to, co na pierwszym. Aha. Był jeszcze koszmarny w-f... Trochę mi szkoda, bo bardzo mi się podobały te studia i dobrze się czułam na większości zajęć. Nawet uniwerek był ładny.

W następnym roku znowu mieszkałam w dziwnych warunkach - mój "tatuś" się na mnie wydzierał przy szukaniu meiszkania, a ja byłam i tak zrezygnowana (miałam inne plany na tamten rok), więc zgodziłam się na pierwsze lepsze - mieszkałam w pokoju sama... w mieszkaniu starszej pani. Tak, ona też tam mieszkała. Na początku było fajnie (tylko meble stare, ale to ma przecież małe znaczenie, a poza tym w akademiku było gorzej), a później ona coraz częściej przychodziła, pytała o studia, przynosiła babciowe jedzenie, bo przecież ja nic nie jadłam... (w sumie to pewnie by mi gotowała, gdybym chciała :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: ) W pokoju nie było zamka, a ona czasami nawet nie pukała. Męczyło mnie też to, że ona jest samotna, a ja nie umiem z nią rozmawiać. Też się wyprowadziłam po jakimś czasie. Też zrezygnowałam ze studiów.

W pewnym sensie "mieszkałam" jeszcze u byłego, tzn. często tam przychodziłam i tam było całkiem inaczej. On był moim przeciwieństwem i właściwie niemal od razu poczułam się tam jak u siebie w domu, jeszcze jak był kolegą. Wynajmował mieszkanie jeszcze z 2 osobami - jedna mieszkała w jedynce i była podobna do nas - w sumie widziałam tę osobę najwyżej 2 razy, często go nie było w mieście albo siedział w pokoju. Druga osoba była dosyć często określana przez ex jako "frajer" i jakoś tak przestałam się przejmować tym, co myśli. Po jakimś czasie przestałam się też burzyć, że tak go nazywa. No ale ja raczej nie mam fobii - raczej osobowość unikającą albo zaawansowane z+:Ikony bluzgi kochać 2:.