PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Sposoby na podniesienie samooceny
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Jak podrasować sobie samoocenę, nabrać wiary w siebie, asertywności, zacząć postrzegać się w bardziej pozytywny sposób i sprawić, żeby inni też postrzegali nas lepiej? Jak czuć się lepiej wśród ludzi albo poradzić sobie w sytuacji stresowej, zachować zimną krew i trzeźwy umysł? Jak być fobikiem i nie zwariować do reszty? Jakie są wasze triki, które stosujecie, żeby podnieść sobie samoocenę, uspokoić się, odwrócić uwagę od negatywnych myśli?

Pewność siebie jest jak mięsień, możemy ją kontrolować i nad nią pracować. Potrzeba tylko trochę motywacji i wiedzy jakie ćwiczenia wykonywać.
Zachęcam do dzielenia się pomysłami, wzajemnej motywacji, pracy nad sobą i obserwowania progressu :Memy - Cool Doge:
Na pewno jednym z lepszych sposobów są afirmacje. Czyli stopniowa zmiana nastawienia o sobie w głowie. Ja to robię w ten sposób, że wypisałem sobie na komputerze listę moich zalet i dobrych cech, którą codziennie czytam z przemyśleniem. Prawdą jest to, że nasze myśli na dany temat powtarzane na okrągło stają się rzeczywistością. Ja np. przez ostatnie miesiące powtarzałem sobie "Odchodzę stąd" (miałem na myśli pracę), jednak trzeźwo patrząc byłem pewien, że popracuję tutaj jeszcze dwa lata. Tymczasem we wrześniu podjąłem decyzję o odejściu, o której już poinformowałem szefa. To tylko jeden z przykładów.


Jeśli powtarzasz sobie, że jesteś kupą :Różne - Koopa:, to nią będziesz lub się staniesz. Jeśli mówisz o sobie pozytywne rzeczy, to twoja głowa jest nimi wypełniona i coraz częściej czujesz się ze sobą dobrze.
Idąc ulicą naprzeciwko fajnej dziewczyny lub fajnego chłopaka, zamiast przyśpieszać tempa - zwolnij chód. Mnie to pomaga.

Będąc w dużym tłumie i krępując się z tego powodu - powoli rozglądaj się czy inni rzeczywiscie zwracają na Ciebie uwagę, wtedy zobaczysz, ze nie ma się czego bać, a większość Twojego skupienia pójdzie na te przemyślenia niż na zamartwienia.

Jeśli jakaś negatywna myśl nie daje Ci spokoju, zacznij sobie nucić lub śpiewać pozytywną piosenkę. Robiąc to - angażujesz do pracy inną część mózgu niż tą która jest odpowiedzialna za analizę (tą część mózgu jest właśnie wykorzystywana podczas typowych negatywnych myśli fobika)

Kiedy stresujesz się przed wejściem do jakiegoś pomieszczenia, w którym musisz coś załatwić to weź głęboki wdech i wykonaj powolny wydech zanim naciśniesz klamkę i wejdziesz. Zrób tak 2-3 razy po czym ustabilizuj oddech.

Jeśli jesteś w centrum uwagi i musisz coś powiedzieć to mów wolno. Nie pozwól, żeby stres i presja spowodowały przyśpieszone tempo mowy, bo to nie pomaga.
O, kolejny stary nowy temat.

Nawet jeżeli afirmacja jest w jakimś stopniu skuteczna to proces jest tak żałosny, że u mnie samoocena jeszcze by spadła.

Verti, a jak będę powtarzał, że jestem samolotem to co się stanie? Wyrosną mi skrzydła?
Może skończyć filozofować i czymś się zająć
Np na początek wylogowanie się z forumka i tym podobnych portali
To nawet pomaga, ale po czasie i tak się wraca... Samodestrukcja?
"Kiedy stresujesz się przed wejściem do jakiegoś pomieszczenia, w którym musisz coś załatwić to weź głęboki wdech i wykonaj powolny wydech zanim naciśniesz klamkę i wejdziesz. Zrób tak 2-3 razy po czym ustabilizuj oddech."

I juz? Takie pierdoły naprawdę na kogoś działają inaczej niz ewentualnie zaprzątając na chwilę (tę jedna konkretną chwilę myśli?
Nie chce znowu krytykować, po prostu nigdy tego nie rozumiałem i nadal nie rozumiem. To są imho metody dla zdrowych i tylko trochę zdenerwowanych, a wciska się je zaburzonym.
Zas, ja mam akurat problemy z oddychaniem i takie coś niekiedy mi pomaga. Nie działa to na fobię, ale pomaga uspokoić oddech jak ktoś płytko oddycha, a już uspokojenie oddechu wpływa na mniejszy stres. Jeśli ktoś nie miewa problemów z oddechem to różnicy raczej nie odczuje, ale warto spróbować. Oddechy muszą być nabierane "do brzucha", a nie do klatki piersiowej. Najlepiej w pozycji siedzącej, np wyczekując na wizytę do lekarza, a ja nawet robię takie ćwiczenia w tramwaju i zauważyłem, że łatwiej mi później w pracy zapanować nad oddechem.
rzeczywiście ustabilizowanie oddechu uspokaja organizm, choć może być trudno wyćwiczyć sobie umiejętność, żeby pamiętać o tym w chwilach stresu.
nie no, na oddech to na pewno może działać, ale fakt, ja problemów z oddechem nie mam.
z kolei krążenie i perystaltykę jelit trudno już w ten sposób kontrolować. tak, wiem, buddyjscy mnisi "potrafio"...
polecam pobawić się w "misje" czyli np misja do wykonania na dzisiaj to zapytać dwie brzydkie dziewczyny o to która godzina. Za dwa dni kolejna misja to wziąć ulotki od trzech osób.
Z czasem można brać misje na średni poziom trudności jak zapytanie o drogę dwóch ładnych dziewczyn czy wziąć jedną ulotkę a potem upomnieć się o kolejną.
Misje hard to już pole do popisu, można np kazać sobie wejść do sklepu i zapytać czemu ta czekolada jest taka droga i czy nie mogła by być tańsza. Zapytać sąsiada w windzie o poglądy religijne czy polityczne. Powiedzieć ot tak, jakiemuś przechodzącemu gościowi że mamy takie spodnie jak jego w domu w szafce.

tylko życie to nie gra, nie wpisujcie kodów i nie lećcie od razu na hard to piehdolniecie z wysokosci i zaboli. Chyba że ktoś startuje już w miare oswojony. Jak ktoś ma szczęscie mieć kolegę to lepiej żeby mu ten kolega zlecał misję, samemu sobie to tak trochę dziwnie jednak było.
Zas napisał(a):nie no, na oddech to na pewno może działać, ale fakt, ja problemów z oddechem nie mam.
z kolei krążenie i perystaltykę jelit trudno już w ten sposób kontrolować. tak, wiem, buddyjscy mnisi "potrafio"...
krążenie i perystaltykę jelit też uspokaja
jak uspokaja, to fatalnie - zimne ręce całkiem mi zamarzną.
Verti te zalety i dobre cechy wypisałeś sobie z wewnętrznym przekonaniem , że je posiadasz czy musiałeś tak racjonalnie, jakby z zewnatrz na siebie spojrzeć zeby je dostrzec?

Jak uzyskać pełny spokój dzięki kontroli oddechu? Nie oddychać kilka minut.
Spojrzałem na siebie obiektywnie i je wypisałem.
Może jakieś oryginalne hobby, wolontariat. Ja hodowałem rośliny tropikalne. Wspieram nieraz biedniejszych ode mnie.
podoba mi się pomysł pt. "misja" :Stan - Uśmiecha się:

a co do samooceny, to chyba najtrudniejsze jest, że to, jaką się ma samoocenę kompletnie nie zależy od warunków obiektywnych... ja mogłabym wypisać milion swoich sukcesów, a to mi w ogóle nie podniesie samooceny, bo tak samo łatwo mogę je wszystkie zdewaluować. "wydarzyły się, no ale...."
samoocena to jest moim zdaniem przekonanie o swojej wartości. albo uważam się za generalnie wartościową jako osobę, albo za bezwartościową. jeśli myślę o sobie jako o bezwartościowej, to żebym była nie wiem kim i miała nie wiem co, to i tak będę tak myśleć. gwiazdy tv miewają przecież zaniżoną samoocenę, są ludzie, którzy mają kupę hajsu, a nie uważają się za wartościowych.

stąd - uśmiechanie się do siebie przed lustrem, mówienie sobie miłych rzeczy, zapisywanie swoich dobrych cech - moim zdaniem to właśnie dobre sposoby, zupełna abstrakcja, ale przecież samoocena sama w sobie też jest wyłącznie abstrakcją! i trzeba te dobre rzeczy dla siebie robić wbrew temu, co się właśnie myśli. Myślę sobie "jestem brzydka, gruba i paskudna, nikt mnie nie zechce" i patrzę w lustro, a zaraz, na siłę myślę coś kompletnie nonsensownego "jestem ładna, atrakcyjna i podobam się facetom" :-P ani jedno, ani drugie nie jest ani prawdziwe, ani nieprawdziwe, to jakieś abstrakcyjne myśli. ale drugie podnosi nastrój i daje napęd do działania - ułożyć włosy, pobiegać rano, założyć ładne ciuchy, nie zjeść piątego batonika :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: bo jestem wartościowa i mogę zrobić tak, jak dla mnie będzie dobrze.
"jesteś tego warta" :-P o, właśnie, może kupić sobie drogi szampon? mnie to dobrze robi na samopoczucie, może to słabe, ale jednak... w domu nigdy mi nie kupowano drogich, ani ładnych rzeczy, zawsze tylko byle jakie i najtańsze, chodziłam w powyciąganych leginsach z wystającym grubym brzuchem i miałam przetłuszczone włosy... błagałam mamę, żeby mi kupiła lakierki, bo takie ładne i inne dziewczynki miały, ale tylko mi mówiła "zęby sobie wybijesz, zaraz się zniszczą, po co ci to? nie wydziwiaj"... no więc teraz sobie kupuję co chcę, to co mi się podoba. i dobrze mi to działa na samoocenę.
Gdybym był obiektywnie ładny i podobał się nawet facetom, to nie musiałbym wypowiadać żadnych afirmacji, bo po prostu sam byłbym częściej w centrum uwagi którejkolwiek z płci. To o czym piszesz może podnieść nam nastrój, ale nie zmieni rzeczywistości.

Aż źle się poczułem, że to napisałem. Jestem za bardzo negatywny.
Moją samoocenę potrafią poprawić tylko realne sukcesy w jakiejś sferze, nawet mały (tylko takie mi się zdarzają) podnosi samoocenę na jakiś czas. Także sukcesy związane z fobią, chociaż takich dawno nie miałem. Nie znam żadnych trików i nie potrafię sobie wmówić że jest dobrze, albo wyolbrzymiać swoich zalet, taka "sztuczna" motywacja się u mnie nie utrzymuje długo.


Jedyne co mi przychodzi do głowy to poprawa wyglądu (lepszy wygląd = lepsza samoocena) - jeśli jest taka możliwość (i jest po co).