PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Czy możliwa jest relacjaPartnerskaMiędzyTerapeutąAPacjentem?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Muszę się uczciwie przyznać, że moje ostatnie doświadczenia z terapeutami były okraszone bardzo nierówną relacją i, uczciwie przyznaję, kompletnie się w tym nie odnalazłem.

W związku z tym chciałbym się spytać: czy takie partnerstwo jest w ogóle możliwe? W moich pierwszych terapiach przeduniwersyteckich tak się w dużej mierze czułem, ale może to był właśnie błąd, że tak było? Może po prostu musi stać nad pacjentem jak kat nad grzeszną duszą z karcącym palcem, dobitnie wskazującym każdą najmniejszą niedoskonalność?
nie jest możliwa
a blank doda, że niezgodna ze sztuka.

a tobie i tak będzie smutno, bo pragniesz mieć przyjaciela.
Złośliwy komentarz.
Akurat raczej mam przyjaciela. Tyle, że brak empatii podczas terapii mnie dobija. A właśnie te dwie pierwsze psycholożki przed studiami były całkiem empatyczne.
fakt, zabrzmiał złośliwie, ale nie miał taki być.
no, jeśli nie przyjaciela, to mimo wszystko przyjacielskiej relacji.
Przecież empatia powinna być jedną z podstawowych cech terapeuty. Szkoda, że praktyka tak bardzo różni się od teorii...
Trudno sie nie uodpornic po jakims czasie, mysle, ze po prostu mozesz trafic dobrze, albo kiepsko, empatia to jednak jakas podstawa, jak rzekla vesanya.

To byc moze bedzie glupia rada, ale moze celuj w osoby mlodsze stazem, ktore jeszcze nie przerobily wszystkiego, nie doswiadczyly wszystkiego i nie jest im z tego wlasnie powodu wszystko jedno. Jesli wskazuja Ci kazda Twoja niedoskonalosc, jesli tak to postrzegasz, to jakos trudno mi wyobrazic sobie dobre skutki takiej terapii. Ja bym sie dobrze nie czul na pewno w takiej sytuacji. Jasne, ze musisz miec swiadomosc nad czym musisz pracowac, ale no Ty nie masz sie czuc po tym zle. Masz sie czuc lepiej, nie tylko w perspektywie dlugoterminowej.
Może być taka relacja, czemu by nie?
Ordo, klocek by napisał, że tak powinno być :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Widzisz, moja pierwsza terapeutka była starsza od mojej matki (choć kompletnie nie wyglądała!). Myślę, że clue jest bardziej w tym, ile osób "przejdzie przez terapeutę" niż w wieku. Teraz to się już trochę zmieniło, ale jeszcze 10 lat temu w moim mieście urodzenia nie tak wiele osób korzystało z pomocy psychologa. Jednakże i teraz terminy są tam znacznie krótsze niż w Krakowie. Rozumiem więc, że to moze wpływać na podejście.
Poza tym, jeszcze jedna rzecz. Ta pierwsza terapeutka emanowala pozytywna energia, co udzielalo się także i mi. Ogólnie raczej nie miałem wtedy stanow typu: "Boże, znowu muszę tam iść...".
Strzelam, że jesli powiedziałbym o ich odbiorze w grupie, to zwalono by wszystko na mnie. Tylko dziwnym trafem był terapeuta z zajęć grupowych, którego uważa(le)m za fenomenalnego i nawet nieprzyjemne treści jakoś łatwiej się znosilo.
Może to też kwestia tego, że ją preferuje podejście mentorskie, a u tego terapeuty, choć może nie aż tak wiele, to było go jednak najwięcej. Kamienne twarze, swidrujace oczy, nieustanne pytania i zero odpowiedzi to nie mój styl.
Mnie się wydaje, że bez przyjaznej, czyli relatywnie kumpelskiej relacji trudno mówić o jakimś zaufaniu do kompetencji terapeuty, które jest chyba niezbędne do traktowania go na serio i jako wiarygodny punkt odniesienia w spaczonym obrazie rzeczywistości.
x
Tzn. nie chodzi o to, by zawsze były to kumpelskie relacje, bo jeśli psycholog ma 50 lat, to nie oczekuje, że będzie moim kumplem. Ale oczekiwalbym, że będzie moim przewodnikiem, a nie kimś, kto sprawi, że będę się czuć jak de*il. I to w dodatku przegrany życiowo.
Hmm. Master, a co sądzisz o sytuacji, gdy terapeuta np. zapomina o tym, że miał z kimś sesje indywidualna, a sam obstaje za rygorystycznym regulaminem wobec uczestników terapii?
Angaż emocjonalny w każdego pacjenta do prosta droga do ześwirowania. I bez tego psychiatria/psychologia wymaga regularnych "spowiedzi" od terapeuty. Nie wspominając już o tym, że to całkowite zaprzeczenie idei terapii, która ma nauczyć pacjenta niepoddawania się niskim emocjom i działać trzeźwo. "Terapia emocjonalna" to wizja człowieka spaczonego i dlań wygodna, zaspokajająca tylko jego głód, tak jak alkoholik chciałby się leczyć alkoholem.

Chyba że to chodzi tylko o jakieś luźne, "ludzkie" podejście - dużo częściej na takich osobników trafiałem niż na wypranych z człowieczeństwa robotów medycznych, bo...to...eee...ludzie?
clou, pisze sie clou!....

:Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

hmm, myślę, że pomiędzy toksycznym zaangażowaniem a kompletną olewka jest jeszcze jakaś przestrzeń na normalne życzliwe podejście i autentyczna chęć niesienia pomocy...

nie no, tak serio to raczej w to nie wierzę, ale idea jest ciekawa.
oczywiście w praktyce pewnie niewykonalna z prozaicznego powodu, jeśli terapeuci to ludzie, większość naprawdę ostrych życiowych nieudaczników, ciamajd i fobicznych ciot nie wzbudzi w nich sympatii tak o prostu, wzbudzi raczej niechęć, a wtedy trudno o jakąś autentyczną chęć pomocy i ludzkie podejście

no bo, niestety, to o czym wypomina master (choc też kumpelska relacja to chyba określenie na wyrost i nieprzystające), umiała będzie przekonująco udawać tylko garstka najbardziej charyzmatycznych osobników.

a swoja drogą, nie wiem co złego jest w takich oczekiwaniach w sytuacji, gdy np. za podobne cechy jak opisywane tutaj podziwia się i stawia za wzór wykładowców czy nauczycieli.
takich też jest niewielu, chociaż mimo wszystko sądzę, że na każdej uczelni taki imponujący wiedzą i podejściem do życia i pracy osobnik się znajdzie na większości kierunków...
idź do terapeuty humanistycznego
ale po cholerę? to juz lepiej do prostytutki.
blank, po co te złośliwości...
serio, jak ktos chce takiej naprawde prze-partnerskiej relacji, gdzie terapeuta nie daje polecen i nie ocenia, to humanistyczny
Relacje partnerskie są jak najbardziej możliwe i szczerze nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Wprawdzie nie mam dużego doświadczenia w tejże kwestii, bo raptem przerobiłam dwóch terapeutów, ale z każdym z nich czułam się komfotowo. Imo podstawą udanej terapii jest szczerość i zaufanie, a ciężko byłoby mi się otworzyć przed kimś kto traktuje mnie w nieodpowiedni sposób.
blank, ale czemu od razu popadasz w skrajności? serio, nawet czysto teoretycznie nie może istnieć nic pośrodku? :Stan - Uśmiecha się:

albo humanistyczne pitu-pitu bez celu, ale fajne, albo zblazowany dupek bądź też obersturmbannfuhrer?
Stap, ja nie znam tych regulaminów.
Pan Foka napisał(a):Angaż emocjonalny..
Przecież terapia to nie jakieś randki. Nawet kasjerka w markecie potrafi czasem wykazać jakieś zainteresowanie człowiekiem (którego widzi przez minutę). Myślę, że ludzi zdrowych na umyśle nic to nie kosztuje i nie nazwał bym tego emocjonalnym angażowaniem się. Mz. jakieś elementarne zainteresowanie drugim człowiekiem ze strony terapeuty przydaje się co najmniej tak samo jak w przypadku korepetytora w dowolnej innej dziedzinie. Poza tym, wbrew pozorom wcale nie implikuje to automatycznie rozczulania się nad mazgajami.
W sumie, dobry przykład. ba, zaangażowanie "w danej chwili, nie oznacza też chyba od razu, ze terapeuta musi potem myśleć o pacjencie 24h na dobę przez cały tydzień.
Zas napisał(a):albo humanistyczne pitu-pitu bez celu, ale fajne, albo zblazowany dupek bądź też obersturmbannfuhrer?
przecież sam popadasz w skrajności tworząc taka dychotomię

anyway, terapeuta kat, to zly terapeuta
A terapeuta kopacz? w sensie kopacz po nogach. Albo po jajach...
kopacz po jajach idealny, dobrze jak czasem przypier****!11

ale o czym my tu rozmawiamy?

wracając do tematu, co rozumiemy jako relację partnerską w terapii?
No jak to co ??
relację opartą na zaufaniu, szczerości, zaangażowaniu oraz udanym współżyciu seksualnym :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Jak można oczekiwać od terapeuty empatii? Przecież wtedy syndrom wypalenia w ciągu 3 lat murowany. A musi przepracować ze 30.
Stron: 1 2