PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Miejsca, w których można poznać nowe osoby
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3
możesz to wszystko przemilczeć... :Stan - Niezadowolony - Diabeł:
tomek1983 napisał(a):
Zas napisał(a):Ponoć nie, ponoć można na ulicy wyrywać laochony i zawierać przyjaźnie na przystanku...

podejdź do lachona i załamującym glosem powiedz, wiesz mam fobię społeczną, nie pójdę z tobą nigdzie na dyskotekę ani nic, nie kupię ci nic bo nie pracuję, nie zaprosze cię do domu, bo mieszkam z rodzicami, nie mam żadnych znajomych, jestem zdesperowany bo się starzeję a wszystko stoi w miejscu, to co umówisz się ze mną na randkę?

Jakby to zrobił z błyskiem w oku i ujmującym uśmiechem szwedzkiego błękitnookiego atlety to może by jakoś poszło :Stan - Uśmiecha się:

A propos tych znajomości zawieranych na przystanku, mi się to kiedyś zdarzyło. Siedzę na przystanku, podchodzi dziewczyna(ładna) i mnie zagaduje. Zaczęliśmy rozmawiać o naszych studiach potem o jakiś głupotach. Gadaliśmy dalej w autobusie, aż nagle zorientowałem się, że to mój przystanek i muszę biegiem wysiąść. Powiedziałem hej i tyle ją widziałem... Rozmawiało mi się z nią naprawdę miło i całkiem swobodnie. To zdarzenie w swoim życiu traktuję jako jeden jedyny, niezwykle pozytywny błąd w matrixie.
Ostatnio poznałam jakiegoś chłopaka, jak czekałam o 3 w nocy na autobus do domu. Na początku się przestraszyłam okropnie, już myślałam że mnie zaatakuje, czy coś. W sumie to okazał się nawet ok, poczekał ze mną, a potem już go nie było.

I chodzi mi teraz o to, że ludzi poznajemy w najróżniejszych sytuacjach, miejscach, zupełnie się tego nie spodziewając.
Dlaczego wykluczasz możliwość poznawania ludzi przez internet? I nie mam tu na myśli utrzymywania kontaktu jedynie za pośrednictwem sieci, ale właśnie przeniesienie ich na realny grunt. Ja wszystkich swoich znajomych poznałem właśnie na forach takich jak to. Nie poprzez czytanie postów czy wymianę pw, tylko wbijając na organizowane przez innych spotkania (ostatnio nawet sam na takowe zachęcam :Stan - Uśmiecha się:). W takich miejscach najłatwiej o spotkanie kogoś, kto będzie nadawać na podobnych falach i będzie potrafił nas zrozumieć. Właściwie 95 % spotkanych przeze mnie osób była zdecydowanie bardziej intro niż ekstrawertyczna.

Zainteresowania? No cóż, wiele zależy od tego jak bardzo nietypowe są to zainteresowania, ale zawsze możesz też zainteresować się tym, co pasjonuje innych. Ja np. dzięki ludziom z pewnego forum dowiedziałem się o istnieniu czegoś takiego jak urban exploration i spędziliśmy wiele czasu łażąc po opuszczonych budynkach. Z kolei na innym towarzystwo wkręciło mnie w gry planszowe. Grunt to być otwartym na propozycje i chociaż spróbować czegoś nowego. Zauważyłem że ważniejsze od tego jak spędzamy czas jest to z kim go spędzamy. Nawet zwykły spacer w gronie odpowiednich ludzi może być lepszą opcją niż ulubiona książka :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Czy poznałem kogoś na spontanie? Nigdy
Brak towarzystwa przez brak znajomych? Nic bardziej mylnego
Wg mnie Internet to bardzo dobre miejsce do poznawnia ludzi, szczególnie dla osób nieśmiałych / fobicznych. I nie mówię tu o stronach typu sympatia.pl. Czytając forum / rozmawiając na czacie itp. można całkiem dobrze poznać daną osobę i ocenić, czy rzeczywście chcemy się z nią zaprzyjaźniać, spotykać w realu, czy mamy jakieś wspólne tematy, zainteresowania, czy rozmowa się choć trochę klei. Takie swojego rodzaju sito, dzięki któremu na starcie można odfiltrować osoby, z którymi prawdopodobnie nie bylibyśmy kompatybilni. Oszczędza sporo czasu i rozczarowań. Zawarłam w ten sposób kilka bardzo wartościowych znajomości.
Cytat:A propos tych znajomości zawieranych na przystanku, mi się to kiedyś zdarzyło. Siedzę na przystanku, podchodzi dziewczyna(ładna) i mnie zagaduje. Zaczęliśmy rozmawiać o naszych studiach potem o jakiś głupotach. Gadaliśmy dalej w autobusie, aż nagle zorientowałem się, że to mój przystanek i muszę biegiem wysiąść. Powiedziałem hej i tyle ją widziałem... Rozmawiało mi się z nią naprawdę miło i całkiem swobodnie. To zdarzenie w swoim życiu traktuję jako jeden jedyny, niezwykle pozytywny błąd w matrixie.
Nie wiem czy to będzie lepsze, ale moja znajoma przedstawiła mnie swej koleżance, i dostałem od niej później buziaka w policzek. Ot tak. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Cytat:W moim przypadku każda z tych powierzchownych znajomości kończyła zaraz po skończeniu kursu czy innego kółka. Krótko mówiąc nie ma co sobie robić specjalnych nadziei chociaż jest to zdecydowanie lepsze niż siedzieć w domu i pachnieć.

To jest głównie na rzeczy. Szukamy jakichś możliwości na poznanie nowych kontaktów, ale zapewne większość by chciała, żeby przerodziły się one w coś więcej niż "cześć-cześć". Ja zdobyłem sporo takich przelotnych znajomości w akademiku, ale są one tak naprawdę G warte, a to czego bym pragnął to jakaś szczera znajomość z codziennym albo prawie codziennym kontaktem, a nie rozmowa raz na miesiąc na jakiś small-talk. Więc pytanie nie powinno być gdzie, ale jak nawiązać kontakt z drugim człowiekiem. Powinno się też najpierw sobie postawić pytanie czy jakby się wróciło do tych czasów szkolnych/studenckich to czy byłoby się w stanie nawiązać jakąś dobrą znajomość. Bo jeśli odpowiedź brzmi "nie" to nie ma czego szukać na takich spotkaniach chyba, że trening na wychodzenie ze strefy komfortu. Ja wciąż jestem na studiach, a i tak nie potrafię nawiązać żadnego głębszego kontaktu i każdy powinien siebie zapytać czy on by potrafił.

Cytat:W takich miejscach najłatwiej o spotkanie kogoś, kto będzie nadawać na podobnych falach i będzie potrafił nas zrozumieć. Właściwie 95 % spotkanych przeze mnie osób była zdecydowanie bardziej intro niż ekstrawertyczna.

Gorzej jak nie potrafisz się dogadać z osobami introwertycznymi, a ciągnie cię do tych wygadanych ekstrawertyków jak mnie. Jeszcze gorzej, gdy uświadomisz sobie, że tacy ekstrawertycy mają zwykle w głębokim poważaniu kontakty z intro, bo ich również ciągnie do ekstrawertyków.

Cytat: rozmawiając na czacie

Chyba nie masz na myśli jakichś czatów typu wp, interia? Kiedyś próbowałem to nawet słowa nie udało mi się napisać.
Luctucor napisał(a):Chyba nie masz na myśli jakichś czatów typu wp, interia? Kiedyś próbowałem to nawet słowa nie udało mi się napisać.
Z tych akurat nie korzystałam, nie wiem jaki tam jest poziom. Pod pojęciem czat rozumiem czaty na stronach tematycznych, dla osób samotnych, w grach mmorpg, na stronach do nauki języków, skype itp. Najlepiej jak jest dostępna opcja rozmowy 1 na 1.
Mam znajomą, która pisze fanfiki i ma już kilka znajomych w świecie realnym, poznanych przez sieć.

Co do sposobów...:
- Couchsurfing/BeWelcome/Trustroots
- grupy Language Exchange i Tandem na Facebooku
- kursy językowe
- kółka zainteresowań
- organizacje studenckie
- projekty międzynarodowe (m.in. współfinansowane przez UE Youth Exchange i Training Course)
- wyjazd na studia na Erasmusa lub CEEPUS-a
- autostop / grupy autostopowe na Facebooku
- grupy skilltrade.

Oczywiście różnie to bywa, ale warto próbować.
stap!inesekend napisał(a):- grupy skilltrade..

Jak ktoś nie ma niczego ciekawego do zaoferowania to raczej średnio na tym skorzysta, ale można teoretycznie wymasterować się w jakiejś dziedzinie poszukiwanej, a potem rzeczywiście poznawać jakichś ludzi przez taki portal.
a po studiach?
Zas, myślę, że kluczowa jest refleksja na temat co my damy z siebie tej drugiej osobie, którą zapoznamy, jaką będzie mieć ona korzyść ze znajomości z nami, a jaką my będziemy mieć korzyść. Jeśli trudno nam się rozmawia z innymi, bo nie wiemy o czym albo krępujemy się, to druga osoba może szybko stracić do nas cierpliwość. A i my możemy się zmęczyć tym, że musimy się przełamywać, by podtrzymać kontakt, że ciągle jesteśmy spięci. Faktycznie chyba ważniejsze od pytania gdzie poznać osoby, jest pytanie: jak nawiązać i podtrzymać relację, która nie będzie powierzchowna, wymuszona, okupiona trudami w przełamywaniu się itp.

Po studiach ludzie zwykle mają już grupę znajomych. Jeśli w porę się nie znajdzie znajomych (np. w szkole, na studiach), to potem może być z tym coraz ciężej. Może za dużo oczekujemy, może powinniśmy założyć, że czasem powierzchowne znajomości wystarczają. No nie wiem.
Alikene napisał(a):A i my możemy się zmęczyć tym, że musimy się przełamywać, by podtrzymać kontakt, że ciągle jesteśmy spięci
O, to to to!
Alikene napisał(a):Po studiach ludzie zwykle mają już grupę znajomych. Jeśli w porę się nie znajdzie znajomych (np. w szkole, na studiach), to potem może być z tym coraz ciężej.
To naprawdę smutne, że ludzie stają się zazwyczaj z czasem tak zamknięci :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Zas napisał(a):a po studiach?

W sumie tak mi przypomniałeś, że zawsze można też zacząć studiować zaocznie jakiś łatwy kierunek, żeby przypadkiem się nie uczyć i który niewiele kosztuje. Jak się wykaże operatywnością to na pewno będzie można się załapać na jakieś imprezy integracyjne.
taaa... łatwy kierunek... na przykład?
ja wiem, prywatne szkoły i ich poziom itp.. tylko wiesz... nauka mnie nie kręci. nie wiem czy kręciła kiedykolwiek. a na pewno mam z nią problem, bez względu na to, jakie obiektywnie mam możliwości.

z własnej woli na drugie studia?
musi być jakiś inny sposób... :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Nie wiem, ogrodnictwo, muzykologia, rolnictwo... to zresztą nie ma znaczenia, bo w założeniu nie idziesz tam, żeby się uczyć tylko poznać ludzi, jeden semestr powinien wystarczyć jak się człowiek postara. Aczkolwiek fakt, że myślałem iż jest to trochę tańsze, a jak tak teraz patrzę to opłaty zaczynają się od 1250 zł w górę za semestr.
trzeba być niezłym w poznawaniu, by po semestrze rzucić studia w cholerę i zachować głębsze już znajomości.
Znam taki przypadek (choć to była bardziej wylotka niż dobrowolna rezygnacja). Drugą sprawą, że ta drugą osoba zrobiła przerwę po roku (odnodze nieśmiałe wrażenie, że po to, by spotkac się z ta pierwszą znów na roku, tak mocne to kumpelstwo).
Zas napisał(a):trzeba być niezłym w poznawaniu, by po semestrze rzucić studia w cholerę i zachować głębsze już znajomości.

Tak się teraz głębiej nad tym zastanowiłem i stwierdzam, że w zasadzie nie ma czegoś takiego jak trwała znajomość, a już z pewnością nie w tym wieku, jest tylko wspólnota interesów. Jak spojrzę wstecz, na liceum, gimnazjum to żadne przyjaźnie stamtąd się nie zachowały albo w jakimś małym ułamku tego co było kiedyś. Ludzie opierają się głównie na przelotnych znajomościach, a jeśli mają jakiś wspólny cel (studia, kursy, praca) to nawiązują relację w tym środowisku. Jednak jeśli środowisko się zmieni to te znajomości idą w niepamięć i ewentualnie się odświeżają, kiedy znowu przyjdzie wspólny cel. Jeśli chcesz jakichś głębszych znajomości to albo trzeba szukać czegoś wspólnego na dłuższą metę albo znaleźć żonę tak jak to robi większość w ucieczce przed samotnością (na krótszą metę partnerka). Przykład ze studiami jest raczej w celu chwilowej rozrywki i powierzchownych kontaktów, albo szukania kandydatek na ww. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
I to jest właśnie najgorsze (to, o czym wspomniał poprzednik). Po co tracić czas na interesantów, a nie na prawdziwych przyjaciół z którymi moglibyśmy się związać na całe lata? A jeśli mamy takiego prawdziwego przyjaciela to dlaczego ta przyjaźń tak krótko trwa (dosłownie ''urywa się'' z dnia na dzień)?
Mnie tam jednak bardziej zastanawia to jak z fobią radziły sobie starsze pokolenia (nasze babcie, nasi dziadkowie, zwłaszcza w czasie wojny).

Gość

Może fobia to twór naszych czasów.
Luctutor napisał(a):Tak się teraz głębiej nad tym zastanowiłem i stwierdzam, że w zasadzie nie ma czegoś takiego jak trwała znajomość, a już z pewnością nie w tym wieku, jest tylko wspólnota interesów.
Och, nic tylko pozazdrościć optymizmu!
Prawdziwa przyjaźń przetrwa wszystko. Jeśli nie przetrwała - to albo nie była prawdziwa, albo była odpowiednia tylko na dany moment.
Szary_Cezary napisał(a):Może fobia to twór naszych czasów.
Nie mówiono o niej w ten sposób, odbierano pewnie też inaczej, ale to nie znaczy, że nie istniała.
A te sceny z filmów, że ludzie po wojnach boją się bomb to co było?
Generlanie myślę, że kiepsko sobie radzili - część ludzi uważa, że te lęki wojenne wciąż są w społeczeństwie, bo są przekazywane podprogowo.
Większość znajomości jest bardzo powierzchownych, dopóki osoby mają wspólny cel, wspólne środowisko nauki, pracy, to utrzymują ze sobą kontakt. Po skończeniu danej szkoły, kursu itp. każdy idzie w swoją stronę i nawiązuje znajomości w innym otoczeniu, w którym aktualnie się znalazł. Na pewno jest wiele wyjątków od tego, ale ja jakoś nie spotkałam się z osobami, które utrzymywałyby kontakt po skończeniu danej szkoły itp. Wychodzi na to, że ci, których uważaliśmy za przyjaciół, tak naprawdę nimi nie byli. Dopóki ludzie mają jakąś korzyść ze znajomości z nami albo widują nas prawie na co dzień, to jakoś się integrują, ale potem to się rozpada. Jeśli na etapie szkoły, studiów nie nawiąże się wartościowych znajomości, to już później jest coraz trudniej, bo każdy zaczyna mieć swoje sprawy i już nie wpuszcza nowych osób do swojego życia. Co do fobii X lat temu, kiedyś na pewno była postrzegana jako silna nieśmiałość. Nawet w tych czasach o fobii społecznej mówi się rzadko, albo wcale. Tylko osoby, które same dostrzegają ten problem u siebie, szukają o niej informacji. Możliwe, że fobia to choroba czasów, wynikająca z tego, że ludzie coraz bardziej oddalają się od siebie, zawierają powierzchowne znajomości i stają się coraz wrażliwsi na niepowodzenia, krytykę. Ludzie są coraz bardziej nieprzystosowani społecznie, bo taki skomputeryzowany, nieco bezduszny świat z jakim się stykają, musi siłą rzeczy budzić w ludziach blokadę. No i kiedyś ludzie szybko zakładali rodziny, nawet w wieku 15 lat to było coś normalnego. Dziś ludzie dłuźej mieszkają z rodzicami, nie muszą się martwić o to, by być bardziej samodzielni, ale w momencie, gdy zaczyna się tego od nich wymagać (np. w wieku lat 17-18 lat), wpadają w popłoch. Stąd fobia ujawnia się w wieku, w którym wchodzimy w dorosłość, bo wtedy uświadamiamy sobie z całą mocą, że nie zdążyliśmy się społecznie przystosować, towarzysko zaadaptować itp.
stap!inesekend napisał(a):Och, nic tylko pozazdrościć optymizmu!
Prawdziwa przyjaźń przetrwa wszystko. Jeśli nie przetrwała - to albo nie była prawdziwa, albo była odpowiednia tylko na dany moment.

No i gdzie te prawdziwe przyjaźnie są? Te wnioski to też wynik moich życiowych doświadczeń. Ani rodzice, ani dziadkowie/babcie ani też brat nie mają w swoim życiu żadnych "prawdziwych" przyjaciół (no dobra, rodzice mają dwie takie osoby z którymi się widzą raz do roku). Znajomości, które nawiązałem rozwiązują się coraz bardziej pod upływem czasu, w sumie nie tylko moje, ale i innych też. Im dalej z wiekiem tym mniejsza szansa na taką przyjaźń, bo przychodzą obowiązki, praca, rodzina i ludzie nie mają chęci poświęcać czasu dla drugiej osoby. Dlatego się szuka drugiej połówki, żeby uzupełnić tę lukę, która zaczyna się coraz bardziej zaznaczać z wiekiem.

No i jest jeszcze kwestią jak ujmiemy przyjaźń. Czy jak się z kimś zobaczę raz do roku to mogę to nazwać przyjaźnią? Albo raz na pół roku? Myślisz, że ktoś kto założył rodzinę i pracuje będzie miał czas, żeby się spotykać częściej? Jakbym miał tak często się z kimś widzieć to już chyba wolę przelotne znajomości.
Luctucor napisał(a):No i gdzie te prawdziwe przyjaźnie są? Te wnioski to też wynik moich życiowych doświadczeń. Ani rodzice, ani dziadkowie/babcie ani też brat nie mają w swoim życiu żadnych "prawdziwych" przyjaciół (no dobra, rodzice mają dwie takie osoby z którymi się widzą raz do roku).

Mam takie same obserwacje.
Stron: 1 2 3