PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Czy jeszcze się ogarnę?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Będąc dzieckiem, lubiłam bawić się sama. Miałam tylko kilka koleżanek. W szkole podstawowej rówieśnicy brutalnie się ze mną obchodzili, pewnie dlatego, że byłam spokojna, skromna i zwykle nie oponowałam. W gimnazjum byłam w miarę otwarta, miałam koleżanki, ale po zakończeniu gimnazjum kontakt się urwał. Podobnie było z moimi znajomymi z liceum. Nie byli to prawdziwi przyjaciele. Pod koniec liceum uświadomiłam sobie, że odczuwam lęk w relacjach społecznych. Wcześniej była to tylko mniej lub bardziej nasilona nieśmiałość, ale pod koniec liceum to przybrało taką, a nie inną postać. Praktycznie od zawsze moje życie wyglądało tak: szkoła - dom, teraz są to studia - dom... Kiedyś mi samej nie chciało się nigdzie wychodzić po szkole, ale jak długo można funkcjonować w ten sposób? Moja rodzina też utrwaliła we mnie te lęki - wciąż widzą we mnie nieporadne dziecko. Sami odizolowali się od innych ludzi - nikt nas nie odwiedza ani my nikogo nie odwiedzamy. Oglądają tylko telewizję i niczego już nie oczekują od życia. Nawet gdybym chciała zmienić coś w moim życiu, nie wiem jak, bo nie znam innego lajfu niż właśnie po najniższej linii oporu - każdego dnia to samo. Jeśli tak dalej pójdzie, nigdy nie poczuję się samodzielna, mam w sobie mnóstwo barier. Kompletnie nic dobrego nie dzieje się w moim życiu. Wątpię, żebym jeszcze poczuła się dobrze.
Każdy pewnie ma podobnie, ale nic trzeba jakoś małymi kroczkami zmieniać siebie i swoje życie, chociaż jeden mały kroczek dziennie... zrobić coś innego :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: łatwo mówić... ale cóż innego poradzić? :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
no nic. nie ma dobrej rady, nie ma rozwiązania. skoro autorka czuje, że sie nie ogarnie, to widocznie tak jest.
czemu z uporem maniaka zaklinać rzeczywistość i mówić, że nie ma tych, co przegrali życie?
przecież są - nie tylko alkoholicy i stali bywalcy zakładów karnych
Dopóki żyjemy, jest nadzieja.
Czyli z każdym dniem coraz mniejsza..
Zas, mysle ze to za mocno powiedziane, ze w taki sposob przegrywa sie zycie, bo ja oceniam wartosc zycia nie po tym ile z niego korzystalam, czy od odczuwanej satysfakcji tylko od tego ile dobra jestem w stanie przyjac i dac. Teraz jestem ponura i zalekniona, wiec trudno oczekiwac, by ktos dal mi cos innego niz to, co juz mam w sobie. Nie czuje sie mloda osoba, nie moge z siebie wykrzesac tego rodzaju energii. Jest beznadziejnie, ale sprobuje zmienic te rzeczy na ktore mam wplyw, a te na ktore nie mam wplywu musza przestac mnie obchodzic. Mysle, ze sposobem na poradzenie sobie moze byc skupienie sie na tym, by dawac innym cos z siebie i przestac myslec o swoich wlasnych niedostatkach czy roztrzasac bolesne odczucia. Kazdy z nas w mniejszym lub wiekszym stopniu zdaje sobie z tego sprawe, ale latwo powiedziec, trudniej zrobic. Przez moja biernosc nawet nie zauwazylam kiedy znalazlam sie w tym punkcie. w ktorym jestem teraz. Trudno uwolnic sie od czegos, w czym sie tkwi praktycznie od zawsze.
Nawet nie masz pojęcia Alikene jak bardzo Cię rozumiem.
Z tym, że Ty na to narzekasz, a mi jest to w sumie na rękę, ale wiem, że będę musiał coś z tym zrobić. :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:
No ale jak cokolwiek zrobić skoro nie ma się zaufania do ludzi, a przede wszystkim wątpi się w siebie samego? :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony: Jest się otoczonym w pułapce stereotypów i zaszufladkowania bo nie dopasowuję się psychicznie do osobników swej płci? :Stan - Niezadowolony - Zawiedziony:
Alikene napisał(a):ja oceniam wartosc zycia nie po tym ile z niego korzystalam, czy od odczuwanej satysfakcji tylko od tego ile dobra jestem w stanie przyjac i dac.
Wyjaśnisz? Możesz dać tyle dobra ile otrzymasz? Co to znaczy dla ciebie, że życie jest wartościowe?
Moim zdaniem życie jest wartościowe, wtedy gdy dajemy innym coś z siebie, pomagamy innym, jesteśmy życzliwi. I gdy potrafimy od innych ludzi przyjąć to samo, nie odrzucamy przyjaznej dłoni. Oczywiście nie tylko to jest ważne w życiu, ale chyba z grubsza o to chodzi - żeby być dobrym człowiekiem, a nie egoistą. Niestety zbyt często myślę o sobie, z tego się bierze większość problemów. Skupiamy się na tym, czego nam brakuje, na swoich niedostatkach i problemach przez co zamykamy się w sobie i tracimy szansę, by nawiązać wartościowe znajomości.
A czy to własnie nie ja jestem najważniejszą osobą na świecie? Gdybym teraz umarł, to jakbym mógł pomóc innym?
Dobrze jest zaakceptować stan w jakim się znajdujemy i to co mamy- chcieć to co mamy, a nie to co możemy mieć.
Jednak skupiając się na sobie, można zobaczyć jakie posiadamy cechy i co możemy zmienić. Podstawą do zmian jest świadomość i chęć.
I dobrze napisałaś, że dostajemy tyle od innych ile sami dajemy.
Alikene ja uważam, że ludzie z natury są egoistyczni, bycie altruistą w takim świecie jest głupie, no chyba, że się liczy na korzyści po śmierci. A i egoista może być dobrym człowiekiem, wystarczy, że nie szkodzi innym.
Dla mnie altruizm to jest wyższy level, zaczynać się powinno od egozimu. Do bycia altruistą trzeba być spełnionym, inaczej zwykle nadejdzie moment kiedy poczujemy się oszukani. Nie chodzi o to, zeby być gburem, ale nie można też ustawicznie stawiać cudzych potrzeb nad swoimi.
Racjonalny egoizm jest jak najbardziej w porządku. Jeżeli sami o siebie nie zadbamy to kto zrobi to za nas? Jak potrafimy zadbać o siebie to najpewniej będziemy potrafić zadbać o innych.
Altruizm jest dobry do momentu gdy nie stajemy się niewolnikami cudzych zachcianek.
Jeżeli interesuje kogoś ten temat to mogę polecić książkę Ayn Rand pt. "Źródło", aczkolwiek jej tematem przewodnim nie jest egoizm i altruizm w powszechnym tych słów znaczeniu, tylko autorka nieco przewrotnie wykorzystuje te pojęcia by skonfrontować myślenie indywidualne, samodzielne z kolektywnym.
Muszę przyznać, że wierzę w to, że powinno się dawać innym coś z siebie, pomagać innym - tylko, że postępowałam tak przez całą szkołę i w końcu poczułam, że te osoby nie doceniają tego. I tak źle i tak niedobrze - jak pomagasz, dostajesz po dup*e, jak nie pomagasz, skupiasz się na swoich problemach, na sobie i tylko bardziej się dołujesz. Wydaje mi się że lęk społeczny wiąże się poniekąd z egoizmem - człowiek zamyka się na innych, by sam nie zostać zraniony. Dla mnie celem życiowym mogłoby się stać bezinteresowne kierowanie się ku innym, pomoc, życzliwość tylko, że to się nie sprawdza, bo w moim przypadku się nie sprawdziło, że "to co dasz wraca do ciebie." Jakoś to zbyt idealistyczne. Lato, pozycja którą proponujesz wydaje się ciekawa. W ogóle temat altruizmu i egoizmu jest frapujący.