PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Początek mojej fobii społecznej i jej przyczyny
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Witam wszystkich użytkowników tego forum,

Mam 29 lat i z zawodu jestem informatykiem - oczywiście bez pracy z wiadomych przyczyn. Teraz pozwolę sobie w tym temacie napisać co nieco o początkach mojej fobii społecznej i jej prawdopodobnych przyczynach. Sorry, ale trochę będzie dużo czytania :Stan - Uśmiecha się:

Zaczynając od szkoły podstawowej nic nie wskazywało na to, że jestem jakiś nieśmiały, czy małomówny. Zawsze byłem towarzyski i śmiały, miałem kolegów i koleżanki. Z racji tego, że chodziłem do szkoły muzycznej przez 2 lata, to bardzo często grałem na akademiach na keyboardzie i akordeonie. W ogóle nie przejmowałem się tym, co ludzie o mnie myślą, czy mówią.

Pod koniec 6 klasy szkoły podstawowej mój ojciec postanowił wstąpić do świadków jehowy. Od tego momentu zaczął się w moim życiu i mojej rodziny punkt kulminacyjny. Moi koledzy zaczęli się ze mnie naśmiewać i mnie obgadywać, pomimo tego, że ja w tym nie byłem, tylko mój ojciec. Moi dziadkowie (czyli rodzice mojej matki) mieszkali razem z nami i nie akceptowali decyzji ojca. W domu były częste awantury i kłótnie, które dodatkowo mnie dobijały. Nie dość, że byłem napiętnowany społecznie to jeszcze w domu były awantury. Pamiętam jak na naukach do bierzmowania ksiądz celowo zakpił sobie ze mnie przy wszystkich, że mój ojciec nie jest katolikiem, co jeszcze bardziej spotęgowało napiętnowanie mnie w oczach kolegów i koleżanek. Cała ta sytuacja spowodowała, że bardzo rzadko zacząłem chodzić do kościoła. Zresztą ogólnie do dzisiaj mam negatywne nastawienie do księży i kościoła, ale oficjalnie jestem katolikiem niepraktykującym.

Po ukończeniu 6 klasy szkoły podstawowej poszedłem do gimnazjum.
W mojej nowej klasie miałem 2 kolegów ze szkoły podstawowej reszta klasy składała się ze zbieraniny różnych ludzi. W większości byli to ludzie z rodzin patologicznych - w większości świry. Wreszcie nadszedł czas, że zaczęto mnie i moich kolegów prześladować fizycznie i psychicznie. Ja generalnie miałem problem przez to, że mój ojciec był świadkiej jehowy pomimo tego, że sam uczęszczałem na lekcje religii. W pewnym momencie, gdy praktycznie codziennie przechodziłem w szkole gehennę, załamałem się psychicznie i zamknąłem się w sobie. Pamiętam, że coś we mnie pękło i zostałem złamany psychicznie. Moi koledzy generalnie unikali chodzenia do szkoły przez co mieli duże problemy. Ja ze względu na surowych rodziców musiałem do niej chodzić. Generalnie zawsze byłem na uboczu i stałem sam na korytarzach pod klasą - czułem się cholernie samotny, gdy moich dwóch kolegów nie było w szkole. W pewnym momencie miałem tak niskie poczucie własnej wartości, że wstydziłem się jeść drugie śniadanie w szkole i codziennie je przynosiłem do domu. W momencie, gdy mój ojciec to odkrył powiedział mi, że marnuje jedzenie. Pamiętam, że w tym momencie parę razy od niego za to dostałem - w sumie za nic. Na wywiadówkach moja wychowawczyni mówiła tylko moim rodzicom, że jestem bardzo nieśmiały, ale nikt kompletnie nie rozumiał przyczyny mojej nieśmiałości. Praktycznie przez 3 lata gimnazjum żyłem w takim stanie. Przetrwałem tylko dlatego, że stworzyłem sobie swój własny świat, którym był mój komputer i zainteresowanie programowaniem - czyli pisaniem programów. W wolnych chwilach zgłębiałem różne języki programowania i pisałem różne programy. To dawało mi ogromną satysfakcję. Dzięki temu wybrałem liceum o profilo matematyczno-informatycznym.

W liceum miałem ogólnie spoko klasę i nareszcie nie byłem szykanowany z powodu religii mojego ojca, ale wydarzenia z gimnazjum cały czas gdzieś w tle oddziaływały na mój charakter i podejście do ludzi. Nie byłem już tak pewny siebie jak kiedyś, a moje poczucie własnej wartości było generalnie niskie, co ogólnie źle wpływało na kontakty z koleżankami w klasie. Niestety nieśmiałość u faceta, to bardzo zła cecha, ponieważ to on musi przejmować inicjatywę w kontaktach z kobietami. Na szczęście na lekcjach informatyki zaczęło się programowanie i praktycznie nikt w klasie tego nie umiał oprócz mnie i kolegi. Zaczęliśmy pisać programy na zaliczenie całej klasie, dzięki temu zaskarbiłem sobie sympatie wielu dziewczyn. Potem, aby dodatkowo zwiększyć poczucie własnej wartości dostałem się do sieci wewnętrznej szkoły i włamałem się do głównego serwera szkolnego. Dzięki temu uzyskałem dostęp do głównej bazy zaszyfrowanych haseł i w domu odkodowałem wszystkie hasła do kont w szkole. Moi koledzy jak i mój nauczyciel informatyki byli zdziwieni widząc, że znam hasła do ich kont i mogę swobodnie poruszać się po ich komputerach. W pewnym momencie postanowiłem pokazać mojemu nauczycielowi, gdzie znajdują się luki w zabezpieczeniach na szkolnym serwerze i za to dostałem od niego na koniec 6 :Stan - Uśmiecha się: Co cholernie przydało mi się w dostaniu się na studia informatyczne.

Gdy sytuacja w liceum była bardzo dobra, to w domu zaczęło się piekło.
Mój ojciec pod wpływem ŚJ postanowił zmuszać mnie do czytania swoich książek religijnych. W momencie, gdy parę razy mu odmówiłem zaczął mnie niszczyć psychicznie. W pewnym momencie dla świętego spokoju zacząłem z nim czytać te książki, chociaż wcale nie miałem na to ochoty. Dodatkowo musiałem to robić w sposób dyskretny, aby moi dziadkowie się o tym nie dowiedzieli, ponieważ byli temu przeciwni. Podczas wieczornego czytania (którego nota bene nie znosiłem) czytając przy nim jego książki specjalnie tłumiłem głos, aby moi dziadkowie nic nie słyszeli. Pamiętam, że po każdym takim 2 godzinnym czytaniu byłem totalnie spięty i wyczerpany fizycznie oraz psychicznie.

Po ukończeniu liceum, zdaniu matury i dostaniu się na studia informatyczne miałem 3 miesiące wakacji, ponieważ rok akademicki zaczynał się dopiero w październiku. W lipcu mój ojciec miał w kongres świadków jehowy i z powodu nacisków ze strony swojego starszego zboru (jego guru) wymuszał na nas abyśmy z siostrą z nim na to pojechali. Oczywiście była awantura i wyzywanie mnie oraz siostry w momencie odmowy wyjazdu z nim na kongres. Niestety pod wpływem gróźb z jego strony razem z siostrą ugiąłem się i pojechałem z nim na to. Wyjeżdżając z domu, aby moi dziadkowie nie dowiedzieli się, gdzie jedziemy, w drodze na kongres musiałem przebierać się w lesie w garnitur i krawat! Ojciec nakazał mi, że muszę być ubrany w garnitur tak jak wszyscy mężczyźni na kongresie. W pewnym momencie czułem się jak marionetka w rękach mojego ojca, która urodziła się po to, aby mu dogadzać. Moje poczucie własnej wartości spadło praktycznie do zera - czułem się jak szmata.

Wreszcie nastał październik, a ja zamieszkałem w akademiku. Nie znałem nikogo. Na pierwszych latach studiów było bardzo ciężko z powodu walki o przetrwanie na roku. Z 300 osób zostało nas tylko 60. Reszta odpadła na egzaminach z programowania i matematyki wyższej. Pomimo tego, że miałem dużo nauki, gdy przyjeżdzałem do domu, mój ojciec cały czas wymuszał na mnie czytanie z nim jego książek, ponieważ musiał zdawać sprawozdania z tego swojemu starszemu zboru. W domu nie mogłem się uczyć, bo ojciec cały czas gnębił mnie psychicznie. Nawet gdy spałem w swoim pokoju w nocy, przychodził pod moje drzwi i mówił coś pod nosem na mój temat, ciągle mi grożąc i wyzywając mnie od nieudaczników życiowych, którzy zginą w armagedonie i nie odziedziczą "życia wiecznego". Cały czas byłem porównywany do 'doskonałych' dzieci świadków jehowy i wyśmiewany.

Pewnego dnia zacząłem miewać w domu stany depresyjne. Doszło do tego, że zawsze rano wstawałem z dużym lękiem, gdyż cały czas się bałem mojego ojca, który wielokrotnie bez słowa groźnie na mnie patrzył. Chciałem jak najszybciej wracać do akademika, w którym też była czasem chora atmosfera, ale przynajmniej nie było tam ojca i ciągłych gróźb z jego strony. Będąc na drugim roku na zajęciach z cybernetyki technicznej doktor kazał mi przeczytać regulamin pracowni i wtedy pierwszy raz publicznie dały znać o sobie moje lęki. W pewnym momencie podczas czytania regulaminu zacząłem mieć bardzo płytki oddech i po prostu się dusiłem. Zaczęły mi się ręce trząść i nie byłem w stanie tego zrobić. Cholernie się wtedy zestresowałem, bo wszyscy moi koledzy z grupy widzieli moje dziwne zachowanie.

Dalej będąc na trzecim roku na zajęciach z bezpieczeństa systemów miałem przeprowadzić publiczną prezentację przy wszystkich. Pomimo tego, że byłem dobrze przygotowany 5 minut przed prezentacją dostałem potężnego ataku paniki: mrowienie i drżenie rąk, płytki oddech, uczucie odrealnienia i sine usta. Podszedłem do mojego wykładowcy i powiedziałem mu, że nie jestem w stanie przeprowadzić prezentacji. Widząć, co się ze mną wtedy działo nawet nie był tym bardzo zdziwiony, tylko bardzo dziwnie na mnie się wtedy patrzył. Moi koledzy nie wiedzieli co się ze mną działo. Ja również wtedy tego nie rozumiałem.

W domu cały czas przechodziłem gehennę ze strony mojego ojca i zmuszania mnie do jego religii. Pamiętam jak raz ojciec zmuszał mnie do głośnego czytania z nim swoich książek i wtedy moi dziadkowie nas nakryli na czytaniu. Oczywiście, wybuchła mega awantura w domu pomiędzy moim ojcem, a dziadkami. Byłem totalnie załamany i czułem się jakbym był między młotem, a kowadłem. Dla świętego spokoju chciałem dogodzić ojcu i dziadkom. Stałem się marionetką, która robiła wszystko byleby w domu był spokój i ojciec nie kończył mnie psychicznie. Moja matka nie miała nic do powiedzenia, totalnie była bezsilna.

Będąc na czwartym roku postanowiłem się usamodzielnić i znalazłem pracę w pewnej firmie na umowę zlecenie, w której pracowałem dwa lata.
Wtedy zacząłem się coraz bardziej stawiać mojemu ojcu, gdyż byłem od niego niezależny finansowo. Zacząłem rzadko przyjeżdżać do domu z akademika - miałem swoje życie i miałem w dup*e spełnianie jego zachcianek.

Pomimo tego, że rzadko bywałem w domu coś zaczynało się nasilać. Idąc po mieście zacząłem czuć w tle dziwny niepokój i lęk przed oceną ze strony ludzi, strach przed patrzeniem ludziom w oczy. Potem zaczęła mi sprawiać problem każda rozmowa telefoniczna - generalnie zacząłem nie odbierać telefonów od ludzi, bo powodowało to u mnie duży stres. Moje poczucie własnej wartości dobijało do dna pomimo tego, że przez 3 lata brałem stypendum naukowe na polibudzie. Pewnego dnia dowiedziałem się od dziewczyny, że chce ze mną zakończyć 3-miesięczną znajomość - nota bene była to moja pierwsza i jedyna dziewczyna w życiu. To mnie jeszcze bardziej dobiło i miałem okres 2-miesięcznego załamania psychicznego, które doprowadziło do tego, że nie byłem w stanie pracować.

Będąc na piątym roku mój stan się ciągle pogarszał, a ja nie wiedziałem co mi jest. Nie pamiętam, abym miał choć jeden dzień bez lęku i wewnętrznego niepokoju. Pisanie pracy magisterskiej było prawdziwym koszmarem, ponieważ stany depresyjne zaczęły się coraz bardziej nasilać. Pojawiła się prokrastynacja, która skutecznie nie pozwalała mi skończyć pracy magisterskiej przez co, zamiast bronić się w czerwcu, musiałem się bronić we wrześniu.

Po obronie nie szukałem w ogóle pracy, aż do teraz. Dodatkowo w 2011 roku moja siostra wychodziła za mąż. Ja będąc z zaawansowaną fobią społeczną (wtedy nie wiedziałem, że to tak się nazywa) byłem na weselu sam bez dziewczyny. Czułem się fatalnie. Ludzie z rodziny zaczęli się pytać dlaczego sam przyszedłem i nie mam dziewczyny. Wujek zaczął ze mnie szydzić i w ogóle nie mógł zrozumieć dlaczego przyszedłem sam na wesele mojej siostry. Patrzyłem z zazdrością na wszystkich moich kuzynów, którzy mają dziewczyny i się świetnie bawią, a ja jestem sam. Nie byłem w drugim dniu wesela, tylko zostałem sam w domu. Siostra i mój szwagier totalnie tego nie rozumieli, myśleli że się obraziłem. Siedząc samemu w domu szukałem w inernecie jak nazywa się choroba, która mi dolega. Po pewnym czasie znalazłem: 'fobia społeczna'.

Zacząłem się zastanawiać nad przyczyną mojej dolegliwości i doszedłem samodzielnie do tego, że jest nią moja wrodzona wrażliwość i empatyczność oraz przede wszystkim mój ojciec oraz prześladowania ze strony rówieśników w gimnazjum.

Na początku chciałem sobie samodzielnie poradzić z FS za pomocą różnych książek psychologicznych i duchowych. Przyznam szczerze, że są bardzo dobre i wiele rzeczy mnie nauczyły o życiu, ludziach i ego człowieka. Szczególnie polecam książki Eckharta Tolle: Potęga teraźniejszości, Mowa Ciszy oraz Nowa Ziemia. Fajna jest też książka Adyashanti'ego - Tańcząca Pustka. Zakupiłem też "Praktyczny podręcznik dla osób z zaburzeniami lękowymi - Lęk i fobia" - Edmunda J. Bourne oraz
książkę "Zyj pełnią życia pomimo nieśmiałości i lęku" - Erika Hilliard.

W pewnym momencie było trochę lepiej, ale zdałem sobie sprawę, że odczuwam zbyt duży poziom lęku i muszę chociaż przez 6 miesięcy zastosować terapię farmakologiczną i udać się do specjalisty. To był strzał w dziesiątkę - dostałem lek z grupy SSRI (Asertin). Dodatkowo razem z lekami stosuję samodzielną pracę nad sobą i swoimi błędnymi przekonaniami na temat ludzi i świata. W ogóle bardzo ważną rzeczą jest samodzielna praca nad sobą podczas brania leków.

Moi rodzice już wiedzą dlaczego nie mam nadal pracy i dziewczyny i że mam zaburzenie nerwicowe o nazwie fobia społeczna, które skutecznie od paru lat utrudnia mi życie. Wiedzą również, że biorę lek z grupy SSRI i chodzę do specjalisty.

Aktualnie coraz bardziej zaczynam "lać" na to, jaką opinię mają inni ludzie na mój temat. Teraz czuję, że zaczynam się rodzić na nowo, ale wiem, że przede mną jeszcze długa droga i sporo pracy nad sobą. Ale walcze o swoje życie. Chcę wyjść z tej otchłani, znaleźć pracę, dziewczynę i wyprowadzić się z domu.

Aktualnie mój ojciec nie jest już ŚJ. Kiedyś dałem mu do przeczytania książkę Raymonda Franza (byłego członka Ciała kierowniczego ŚJ) - Kryzys Sumienia i po jej przeczytaniu przejrzał na oczy i odszedł z tej sekty. Nota bene miałem koleżankę, która była w tym od małego, ale postanowiła z tego wystąpić i jej matka oraz ojciec się jej wyrzekli. Ta religia stosuje tzw. 'shunning', czyli zaprzestanie kontaktów z 'odstępcami' (czyli wykluczonymi), co ma doprowadzić u ludzi, którzy wystąpili do ogromnego poczucia samotności, depresji i poczucia winy - niezła psychomanipulacja i ostracyzm.

Teraz lepiej się dogaduje z ojcem i zakopaliśmy topór wojenny, ale nadal odczuwam skutki spustoszenia, jakiego on i moi rówieśnicy z gimnazjum dokonali w mojej psychice.

Także powoli zaczynam nowe życie i wszystkim Wam również tego życzę z całego serca.

Pozdrawiam :Stan - Uśmiecha się:
Cieszy to ze kolejna osoba wychodzi na prosta, gratulacje i powodzenia w dalszej walce.

Co do ojca to podziwiam, ja bym swojemu takich akcji nigdy nie wybaczyl. Jezus wybaczal to i my powinnismy, tak to jakos lecialo...
Dzięki! Ale jeszcze bardzo dużo roboty przede mną. Pewnie tak jak wszyscy, na drodze do normalności doświadczę jeszcze sporą ilość upadków, ale trzeba za każdym razem się podnosić i iść do przodu.

W drodze wyjścia na prostą najważniejszymi w życiu zasadami, którymi trzeba się kierować (o których mówi m.in. Arnold Schwarzenegger) są:

- NIE BÓJ SIĘ PORAŻKI - zawsze gdy czegoś próbujesz musisz być gotowy na porażkę, nie możesz zawsze wygrywać, ale nie bój się porażki. Nie możesz być sparaliżowany myślą o porażce, bo nigdy nie posuniesz się do przodu;

- IGNORUJ LUDZI, KTÓRZY MÓWIĄ: "nie uda Ci się, to jest niemożliwe, nie da się z tego wyjść";

- BEZ BÓLU NIE MA ZYSKU - "NO PAIN, NO GAIN";

- DAJ COŚ OD SIEBIE INNYM. Pomaganie innym daje o wiele większą satysfakcję niż cokolwiek co zrobiliście w życiu;

- NIE BIERZ NIC DO SIEBIE - Nic co robią inni, nie dzieje się z Twojego powodu. To co inni mówią bądź robią, jest projekcją ich własnej rzeczywistości, ich własnego snu. Jeśli będziesz odporny na opinie i działania innych, nie staniesz się ofiarą niepotrzebnego cierpienia. Przykładanie osobistej wartości czy branie rzeczy do siebie to najwyższy wyraz samolubstwa, ponieważ z góry zakładamy, że wszystko dotyczy mojego “ja”. W okresie naszej edukacji czy udomowiania, nauczyliśmy się brać wszystko do siebie. Myślimy, że jesteśmy odpowiedzialni za wszystko. Ja, ja, zawsze ja!;

- NIE ZAKŁADAJ NIC Z GÓRY;

- RÓB WSZYSTKO NAJLEPIEJ JAK POTRAFISZ - Twoje „najlepiej” będzie stale ulegać zmianie. Będzie inne kiedy jesteś zdrowy i inne, gdy jesteś chory, W każdych okolicznościach po prostu rób wszystko najlepiej jak potrafisz, a unikniesz somoosądzania się, potępiania siebie i żalu.
Dzięki wielkie! Również życzę powodzenia w drodze do normalności.
Co do udzielania się na forum, to jak najbardziej jestem na tak.

Tak na marginesie, czy myśleliście kiedyś nad założeniem takiej koszulki i wybrania się w niej na miasto? :Stan - Uśmiecha się:

[Obrazek: social_phobia_ignoring_you_tshirt-rbb572...gy_324.jpg]

W sumie fajny sposób na przełamanie swojej nieśmiałości przed przyznaniem się do FS :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Szczerze mówiąc może niebawem spróbuję się przełamać i wybrać na miasto w takiej koszulce :Stan - Uśmiecha się: Ostatnio pracując nad sobą zuważyłem, że mam totalnie "wywalone" na to, co inni myślą o mnie. Będą się śmiali ze mnie - OK pośmiejemy się razem :Stan - Uśmiecha się: Przede wszystkim musimy się nauczyć dużego dystansu do siebie, bo to pozwoli nam pozostać przy zdrowych zmysłach.
A i jeszcze jedno: ZERO porównywania się z innymi.
Ja bym założyła taką koszulkę. I tak mała ilość osób zrozumiałby jej treść. A ci, co by zrozumieli, na pewno by się nie śmiali i nie robiliby przykrości.

Jak tak czytałam Twój pierwszy post, to odniosłam wrażenie, że Twój ojciec to psychopata i nie jest to zależne od tego, że akurat należał do tej wspólnoty. Jest taki niezależnie. Z tego, co wiem, to do tej organizacji należą całe rodziny. I teraz wyobraz sobie, że wszyscy przychodzą na zebrania czy kongresy ze swoimi rodzinami a on sam tam był. Też pewnie chciał być jak inni tam i uciekł się do psychopatycznych metod wywierania wpływu, abyście się z siostrą pojawiali na takich zebraniach, skoro było widać, że po dobroci nic z tego.
Hej. W Twojej historii widzę dużo podobieństw, aczkolwiek mnie nie prześladowano w domu, tylko w szkole. Jestem od Ciebie młodszy dwa lata i dwa lata temu wyprowadziłem się z domu na stałe. Opuszczenie tego miejsca to była doskonała decyzja, choć teraz muszę dzielić mieszkanie z obcymi ludźmi. Nikt jednak nie ingeruje tutaj w moje życie i mogę nim kierować jak chce. Wolność i niezależność to najlepsze co może spotkać osobę z naszymi problemami.
Usamodzielnienie się i znalezienie sobie mieszkania, to jest jedna z ważniejszych rzeczy do zrobienia w procesie wychodzenia na prostą. Tylko wszystko ma swoją kolejność. Najpierw praca, a potem własne mieszkanie.
Jeżeli dom jest cały czas toksyczny i nie ma mowy o zmianach, to rzeczywiście najlepszym wyjściem jest wyprowadzka.

A jeżeli chodzi o mojego ojca, to już nie jest ŚJ i zrozumiał swój błąd. Problem polega na tym, że on również ma niskie poczucie własnej wartości i chcąc otrzymać pochwałę od swoich "braci" i starszych w celu dowartościowania się, był w stanie egoistycznie niszczyć swoich najbliższych. "Bracia" są fajni dopóki jesteś w orgranizacji, ale gdy wychodzisz z ogranizacji mają nakazane traktować Cię jak powietrze.
Taka to jest "braterska miłość" :Stan - Uśmiecha się: Jedna wielka OBŁUDA!
mr_green, poruszająca historia, w dodatku napisana w taki sposób i takim stylem, że nie dłużyło się jej czytanie. Jak widać masz nie tylko ścisły umysł, ale także jakiś pierwiastek z humanisty.

Duże brawa za samoświadomość, umiejętność wczucia się w drugiego człowieka, wybaczenia, a także szacunek dla innych ludzi i otwarcie się na nich :Stan - Uśmiecha się: Oby ten zielony kolor w nicku był autentycznym kolorem nadziei na lepsze jutro! :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

I super, że pojawiła się tu kolejna, powiedzmy nieco starsza, osoba, bo od jakiegoś czasu logowały się same około 20-latki, a dobrze, jak jest jakaś równowaga :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

PS Miałeś farta, że nie robili Ci w budzie problemu, jak im się powłamywałeś na serwery, tylko Ci jeszcze ocenę podnieśli :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
kurna, Jehowi by ci chociaż robotę po znajomości załatwili....
a to niskie poczucie wartości i lęk dopadły cię dopiero na studiach? tak napisałeś... dziwne to trochę, skoro było tak fatalnie...
Zas Niskie poczucie własnej wartości i lęki nie dopadły mnie na studiach, ale już w gimnazjum. Ale punkt kulminacyjny mojej fobii to studia, a tak naprawdę 5 rok. Wtedy wszystko wybuchło ze zdwojoną siłą. Wcześniej jako tako "normalnie" funkcjonowałem w liceum i na studiach (chociaż też było przerąbane, tylko tłumiłem lęki). To wszystko się na siebie nałożyło i eksplodowało, ostatecznie doprowadzając do ponad 5 letniej stagnacji i depresji oraz zamknięcia się w domu :Stan - Niezadowolony - Brak słów:

A rezultat tej eksplozji to:

- brak pracy (obecnie sytuacja ulega zmianie);
- brak dziewczyny;
- brak przyjaciół;
- stany depresyjne (były też myśli samobójcze);
- uczucie pustki (otchłani);
- zaniżona samoocena;
- prokrastynacja połączona z chorym perfekcjonizmem.

Teraz po tym wszystkim zostały tylko zgliszcza i spalona ziemia. Aktualnie trzeba zacząć coś na nich budować, bo stare się już zawaliło i już nie wróci :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
W sumie to dosyć podobna historia jak innych.
Najgorsze to jest jak nie wiesz co z tobą i sam się za to obwiniasz, a tak naprawdę wine za twoje problemy lęku i depresji odpowiadają inni, i jak obwiniasz sie za to ze nie masz pracy, dziewczyny, szkoły, pieniędzy, przyjaciół itp. a to wszystko wina fobii, depresji, prefekcjonizmu i innych problemów :Stan - Uśmiecha się:

Ty masz chyba o tyle dobrze ze z takim wykształceniem mozesz zarabiac duzo, no i nie jest to praca w której musisz spotykać wiele osób, moze pomysl o pracy przez internet... :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Ja swoją pasje znalazłem w muzyce (jak większość świrów :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:) szkoda ze wiecej wydam na sprzet niz zarobie hehe, no ale liczy sie satysfakcja (choc czasem jest wręcz odwrotnie) :Stan - Uśmiecha się:

Ja też w pewnym sensie juz z tego wychodze choc dosyc powoli i nie wiem jak długo i gdzie prowadzi ta droga, choc wierze że idąc gdzies i kiedyś w koncu dojde :Stan - Uśmiecha się:

Nie wiem czy probowałeś terapii Richardsa, mnie pomogła sporo wiec polecam :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Co do koszulki to mysle ze reakcja ludzi była by taka jak zawsze... choc my bysmy czuli sie jeszcze bardziej obserwowani hehe :Stan - Uśmiecha się:
Pozdro
Cytat:Nie wiem czy probowałeś terapii Richardsa, mnie pomogła sporo wiec polecam

Oj tak, terapia Richardsa jest świetna i też z niej dużo korzystam podczas wychodzenia na prostą :Stan - Uśmiecha się: Oprócz tego korzystam jeszcze z innych książek, wiadomo książki książkami, ale trzeba wszystko wypraktykować i się nie zniechęcać. Byle powoli do przodu. Każdy krok czyni z nas zwycięzcę z tym niewidzialnym wrogiem (czytaj FS) :Stan - Uśmiecha się:

Jeżeli chodzi o pracę, to aktualnie administruję 2 serwerami pewnej firmy i większość rzeczy robię zdalnie. Czasami w przypadku większej awarii muszę jechać do siedziby firmy, ale to się rzadko zdarza. Myślę również nad znalezieniem czegoś poważniejszego na pełny etat :Stan - Uśmiecha się:

Pozdro
Też lubie Richardsa, zamierzam jeszcze dużo z niej korzystać (juz po 20 tyg robienia)
Teraz postanowiłem przeczytać na głos w 'Slowtalk'u' prawie całą książke:
"Bemis, Barrada - Oswoić lęk. Jak radzić sobie z niepokojem i napadami paniki" a potem jeszcze inne i zobaczymy jak to bedzie :Stan - Uśmiecha się - Szeroko:
A jak to jest z tymi lekami, w jakim stopniu obniżają lęk? ciekawi mnie to bo jeszcze nie brałem ale raczej nie mam zamiaru :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Z lekami to jest tak, że mnie bardzo pomogły i trzeba trafić na odpowiedni. Na efekty musiałem czekać 3 miesiące, także musiałem się uzbroić w cierpliwość. Na początku brania leku miałem różne skutki uboczne: bóle głowy, bezsenność, nudności, biegunki, większe lęki niż normalnie, roztrzęsienie, niemożność ustania w miejscu, dziwne uczucia jakby prąd mi przechodził przez głowę (to było tylko raz), suchość w ustach, podwyższone ciśnienie (to miałem przez 2 dni), podwyższone tętno. Wszystko to przeszło, bo organizm się przyzwyczaił. Jedne objawy trwały 2 dni, inne 1 dzień, a jeszcze inne przez 2 tygodnie.

Generalnie uważam, że gdy człowiek się nakręca i nie jest w stanie opanować sam lęku, to leki są bardzo pomocne w początkowej fazie wychodzenia na prostą. Pamiętam, gdy byłem strasznie negatywnie nastawiony do leków i się ich bałem. Ostatecznie jednak postanowiłem zrobić wszystko, byleby nie czuć tego permanentnego lęku :Stan - Uśmiecha się:

Reasumując, mnie osobiście lek z grupy SSRI bardzo pomógł i polecam go ludziom z dużym lękiem na początek. Dzięki niemu odważyłem się coraz bardziej i bardziej wychodzić ze swojej strefy komfortu. Teraz jest tylko coraz lepiej i lepiej :Stan - Uśmiecha się:
Zainspirowala mnie Twoja historia, mam nadzieje,ze szybko powrocisz do siebie!!! :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Zycze duzo zdrowia i pewnosci siebie!