PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: "Nie wiem czy cokolwiek miałoby sens"
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
Więc tak... zacznę od początku... Moje życie kompletnie straciło sens. Pomijając już nawet tą głupią fobie. Prawie rok temu (dokładnie to w sierpniu) poznałam na skanie (taki jakby czat przez komórkę dla osób z plusa) pewnego chłopaka. Już po dwóch dniach pisał że będę jego żoną, chciał się spotkać, chciał żebym wysłała mu swoje zdjęcie. Odmówiłam. Wstydzę się tego jak wyglądam i bałam się jak zareaguje gdy zobaczy że się dziwnie zachowuję. Olałam go. Jednak we wrześniu coś mnie tknęło i napisałam do niego. Odpisał, poprosił o zdjęcie. Wysłałam mu je. Zaczął mówić jaka to ja piękna i w ogóle. Chciał się spotkać. No i znowu wyjeżdżał z tym że będę jego żoną. A że bałam się że może mnie nie polubić takiej jaką jestem, więc znowu przestaliśmy się do siebie odzywać. Jeszcze na początku znalazłam go na FB, ale nawet go do znajomych nie zaprosiłam. No i tak sobie żyłam dalej. W grudniu zobaczyłam że ma ustawione "w związku" z jego byłą dziewczyną. Byli ze sobą już kilka razy od 2008 roku. Załamałam się, całą noc przepłakałam. Obiecałam że do niego napiszę i wszystko naprawię. Jak pomyślałam tak zrobiłam. Napisałam do niego na początku stycznia. Przeprosiłam go za to ze go tak olałam. Wybaczył mi, opowiadał jaka to ta jego dziewczyna cudowna i w ogóle. Zabolało. Pisaliśmy jakieś dwa tygodnie i przestał pisać, ja też nie pisałam. Do marca się męczyłam. Pod koniec lutego na tym samym czacie poznałam innego chłopaka. Był uroczy, powiedział że wybije mi z głowy tamtego. Na początku marca napisałam do tego pierwszego. Wyznałam mu co czuję, powiedział że jest miło zaskoczony, zaproponował piwo, tylko mówił ze się będzie musiał tej swojej zapytać, mówił że jestem jego koleżanką. Pokłóciłam się o niego z tym drugim. On powiedział ze go zraniłam, przestaliśmy się kontaktować. Ten pierwszy wiedział, ze była taka sytuacja, że przez niego dałam kosza tamtemu. A później było tak wspaniale... Mieliśmy się spotkać, miały być wakacje pod namiotem, mówił jak bardzo go kręcę i rozpalam, mówił że jest mój, że będziemy razem. Gdy zapytałam o jego dziewczynę wykręcał się, albo mówił wymijająco a raz powiedział ze nie wie co z nią, bo ja mu w głowie zawróciłam. Zaczął mówić do mnie: kotku, kochanie. Potrafiliśmy całą noc przepisać, byłam dzięki niemu szczęśliwa. Tak bardzo szczęśliwa, że w ogóle nie brałam już pod uwagę jego dziewczyny. Przyszedł maj. Pewnego dnia przed wyjściem do szkoły napisałam do niego z pytaniem czy mogę dostać buziaka. Wysłał mi tego buziaka i powiedział że musi mnie zmarwić, ale wyjeżdża na 3 miesiące za granicę. Mówił ze damy radę, że uczcimy to lepiej. Dwa dni później pojechał. W połowie lipca miał urodziny. Weszłam na jego FB, a tam post ze z okazji urodzin czas wracać do domu. Minęło kilka dni a on się nie odzywał. wysłałam mu zaproszenie na FB. Usunął. Napisałam z pytaniem czego się nie chwali że wrócił. Nie odpisał. Napisałam mu ze tęsknie, że jak coś to niech wie że go kochałam i że przepraszam. Serio już chciałam sobie zrobić. Odpisał po północy, żebym nie pisała takich smsów, że jego życie się totalnie zmieniło, że dostał kontrakt w Niemczech. Napisałam mu że ciągle tylko płaczę, że się w nim zakochałam, ze nie śpię, nie jem. Nie odpisał. Rano zapytałam na ile teraz jedzie, a on że przez 2 lata tak będzie jeździł, że nie wie czy cokolwiek miałoby teraz sens. Gdy zapytałam go czy będziemy utrzymywać kontakt powiedział że tak, ale powinnam barć życie pełnymi garściami a nie siedzieć i się zamartwiać. Napisałam że spróbuję, ale bez niego dla mnie to nie to samo. To było 16. Od tamtego dnia pisałam do niego już kilka razy, ale nie odpisuje. Jak mamy więc do cholery utrzymywać ten kontakt? Ja go kocham, nie potrafię bez niego żyć... Nie wiem już co mam robić. Poszłabym gdzieś ze znajomymi, ale tych znajomych brak... Siedzę tylko w domu i modlę się by te pieprzone wakacje jak najdłużej się skończyły. Sorry, że tak długo ale musiałam się gdzieś wyżalić...
Ale hardkor i to wszystko przez czat? Spotkaliście się kiedyś w realu?
Nie było nic o PiS-ie i Kościele, dlatego nie wiem, co ci odpisać. Ale przeczytałem. Mało tego, zrobiłem nawet mały risercz, z którego wynika, że rodziłaś się, kiedy ja już biłem inne dzieci w podstawówce. Niestety, jako dziewczyna nie możesz w ramach terapii przycisnąć jaj do umywalki przed lustrem, dlatego pozostaje mi tylko jedna rada w zanadrzu.

Czas leczy rany. Seeeeerio.

USiebie napisał(a):Ale hardkor i to wszystko przez czat? Spotkaliście się kiedyś w realu?

Nie zna życia, kto nie kochał przez internety!

---

Dream Baby Dream
Chodziło mu tylko o namiętność. Gdyby z tobą sypiał pod namiotem, to dalszy scenariusz nie uległ by zmianie. Moim. zdaniem też jesteś piękna i chyba się z Tobą ożenię. :Stan - Niezadowolony - Martwi się:mt050 pojedziemy pod namiot w sierpniu?
[Obrazek: anigif_enhanced-6665-1402499707-1.gif]

Cytat:że rodziłaś się, kiedy ja już biłem inne dzieci w podstawówce
To nie było przypadkiem na odwrót z tym biciem? :Husky - Podekscytowany:
Podstawowe pytanie już zostało zadane, spotkaliście się chociaż raz? Było coś więcej? Ile kilometrów mieliście do siebie?
Z perspektywy tego chłopaka rozumiem go - uważam że związek na odleglość jest bezsensowny. A jeśli się nie spotkaliście, to z jego strony było to zwykłym pisaniem ot tak, bez większych uczuć.
BTW, jak można pokochać kogoś przez internet? Zauroczyć się to rozumiem, będąc zaintrygowanym można mieć chęć poznać kogoś bliżej, ale zakochać się bez spotkania?
Cytat:ale zakochać się bez spotkania?
Rozumiem miłość od pierwszego wejrzenia, ale o miłości od pierwszej wiadomości, to jeszcze nie słyszałem. Cóż, czasy się zmieniają. :Husky - Podekscytowany:
tPoH napisał(a):
Cytat:ale zakochać się bez spotkania?
Rozumiem miłość od pierwszego wejrzenia, ale o miłości od pierwszej wiadomości, to jeszcze nie słyszałem. Cóż, czasy się zmieniają. :Husky - Podekscytowany:

Nihil novi! Pigmalion miał swoją Galateę, Izabella Łęcka posąg Apollina, a nieszczęśnicy naszych czasów – wirtualne substytuty człowieka zaklęte w literkach.

I tak chodzi o wyobraźnię.
tPoH napisał(a):To nie było przypadkiem na odwrót z tym biciem? :Husky - Podekscytowany:
Gdyby było odwrotnie, to nie zadawałbyś tego pytania :Stan - Uśmiecha się - LOL:
Ja również poznałam swojego chłopaka przez internet i przez internet zaczęło się uczucie. Tylko my się spotykamy w realu już od dłuższego czasu.

Ktoś tu napisał że związek na odległość jest bezsensowny - nie zgadzam się , jest sensowny jeśli obie strony są gotowe pokonać pewne życiowe przeszkody , zmienić pewne rzeczy w swoich planach po to żeby w końcu razem zamieszkać. Natomiast no wiadomo że przez całe życie chyba nie da się prowadzić związku na odległość.

Nawet ewentualnie moglibyście przetrwać te 2 lata tylko wygląda na to, że on nie chce. Wykręca się ciągle i karmi Cię wymówkami. No i sprawa najwazniejsza on ma dziewczynę, nie sądzisz że odbijanie komuś chłopaka to zwykłe świństwo ? niby zawróciłas mu w głowie ale jednak ciągle miał wazniejsze rzeczy od Ciebie do zrobienia. Moim zdaniem jemu nie zależy wystarczająco na Tobie.

A ty nie płacz bo widac że gość skacze z kwiatka na kwiatek. Skoro tak łatwo zostawia swoją dziewczyne dla Ciebie to powinna Ci się zapalić czerwona lampka że Ciebie też by ochoczo wymienił na nowszy model.
Ona jest chyba bardzo młoda. Tak to odbieram ze stylu pisania.

Jednak nie śmiejcie się z tego co ona pisze. Zakochanie przez internet moim zdaniem nie jest możliwe, natomiast zauroczenie jak najbardziej. Przerabiałem to niestety... Najpierw jednak trzeba sobie zdać sprawę z tego, że nic z tej znajomości nie będzie. A potem krok po kroku ograniczać kontakt. Najlepiej do zera, chociaż wiem, że nie zawsze to możliwe. Z czasem idzie się z tego "wyleczyć".
Ja jeszcze poproszę o zdefiniowanie zakochania i zauroczenia oraz wykazanie różnic między oboma stanami.
Myślę, że każdy rozumie to na swój sposób. Jak jest się zakochanym, to utrata takiej osoby to wielki cios po którym nie można jeść, spać, skupić się na niczym, myśli krążą tylko wokół tego, życie przestaje mieć sens itd. Natomiast przy zauroczeniu objawy są łagodniejsze. Jest nam przykro, ale ból mija dużo szybciej i sensowne argumenty za tym, że "to nie miało sensu" docierają do nas niemal od razu.


Zakochanie zaślepia umysł. Nie myślimy racjonalnie. W zauroczeniu jest to możliwe.
Według mnie, zauroczenie jest wtedy, gdy mamy, w pewnym sensie, obsesję na punkcie jakiejś osoby - nie widzimy poza nią świata. Zakochanie przychodzi z czasem, gdy już to całe pożądanie spada, ale dalej czuje się z drugą osobą więź. Ale mogę się mylić, bo nigdy w sumie nikogo nie kochałem, jedynie byłem zauroczony, także ten... :hamster_wryyy:

:Stan - Niezadowolony - Martwi się::Stan - Niezadowolony - Złości się:
https://en.wikipedia.org/wiki/Infatuation

"Cox says that infatuation can be distinguished from romantic love only when looking back on a particular interest. Infatuation may also develop into a mature love.[2] Goldstein and Brandon describe infatuation as the first stage of a relationship before developing into a mature intimacy.[3] Phillips describes how the illusions of infatuations inevitably lead to disappointment when learning the truth about a lover. [4]"
No właśnie dlaczego się z niej nabijacie. Jestem nowa na forum ale myślałam że mamy się wspierać nawet jak ktoś jest bardzo młody i niedoświadczony w pewnych tematach.

Autorka posta brzmi trochę jak troll , zgadzam się ale czy troll zadał by sobie tyle trudu żeby się wyżalić ? Może to na prawdę jest dla niej ważne.
Zauroczenie ja definiuje według siebie jako chęć poznania danej osoby bliżej, gdy jestem zaintrygowany daną osobą ale jeszcze jej nie znam dokładnie.
Zakochanie natomiast uważam za krok dalej, gdy pewne wady (w granicach rozsądku) jesteśmy w stanie tolerować, gdy dochodzi kontakt fizyczny i fakt, że zaczyna nam zależeć na danej osobie.

Cytat:No właśnie dlaczego się z niej nabijacie. Jestem nowa na forum ale myślałam że mamy się wspierać nawet jak ktoś jest bardzo młody i niedoświadczony w pewnych tematach.
Gwoli ścisłości - w moich postach nie ma ani krzty nabijania się czy złośliwości. Ja jednak wole przedstawiać sytuacje jasno i szczerze, bez przesadnego głaskania po główce i bez sztucznego optymizmu.
Sunniva napisał(a):No właśnie dlaczego się z niej nabijacie.

Zazdrościmy temu kolesiowi, też byśmy tak chcieli. :Stan - Niezadowolony - Smuci się:

No może alchemik nie, on jest za+:Ikony bluzgi kochać 2: i miał już masę dziewczyn.

Autorka to nie troll, ma tylko serduszko spragnione miłości i samoocenę na poziomie spłuczki toaletowej. Stąd taka sytuacja.
A ja przeczytałem, żeby nie mylić zakochania z miłością.
Cytat:No właśnie dlaczego się z niej nabijacie. Jestem nowa na forum ale myślałam że mamy się wspierać nawet jak ktoś jest bardzo młody i niedoświadczony w pewnych tematach.
Takie było główne założenie tego forum, ale rzeczywistość bywa zgoła odmienna od wyobrażenia. :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język: Zresztą, dziewczyna ma 17 lat. To już, moim zdaniem, odpowiedni wiek, by nabrać do siebie trochę dystansu i przestać szukać problemów tam, gdzie ich nie ma. Nieodwzajemniona miłość internetowa to nie jest poważny problem.
Cytat: samoocenę na poziomie spłuczki toaletowej
Piękne, subtelne określenie. xD
Ja wiem czy nie problem? Każdy ma inne problemy, co innego go boli. Pukniesz się teraz w głowę, ale jak by mi się zepsuł mój zewnętrzny dysk twardy, to bym chyba z rozpaczy umarł. Skasujesz mi dysk, skasujesz ostatnie siedem lat mojego życia.
Cytat:Skasujesz mi dysk, skasujesz ostatnie siedem lat mojego życia.
Leżę i kwiczę :Stan - Niezadowolony - Martwi się::Stan - Niezadowolony - Złości się:

To jest właśnie ten słynny dystans do samego siebie :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:
Dziewczyna ma 18 lat, nie 17. A poza tym to co dla jednego nic nie znaczy dla drugiego będzie jego prywatnym końcem świata...
Jak z tego widać, zakochanie jest jak choroba umysłowa, dlatego lepiej uważać w kim się zakochujemy..
"samoocenę na poziomie spłuczki toaletowej"

kiedyś były takie ze sznureczkiem, wysoko, pod sufitem...
Stron: 1 2