PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Moja historia... i prośba
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Witam!

Mam na imię Kuba. W tym roku skończyłem liceum i oczekuję wyników matury. Mam kochającą dziewczynę.

Do 3 klasy gimnazjum moje życie toczyło się normalnie, bez większych problemów. Nie piłem, nie paliłem. Moi rodzice od ok. 4 lat wpadali w ciągi alkoholowe przez, które moja rodzina jako wartość się rozpadła.

Zawsze gdy spotykałem się z alkoholem to widziałem wymiociny, krew lub nieprzytomnych ludzi. Gdy byłem w 6 klasie podstawówki moja mama zabiła kota, którego mieliśmy od 2 miesięcy. Kopała go, rzucała o podłogę, potem umyła go i włożyła go do jego legowiska. Gdy przyszedłem do domu jeszcze żył, w niektórych miejscach była rozcieńczona krew z wodą. Kociak zdechł, a mama następnego dnia opisała na kartce to co z nim zrobiła.

Potem był spokój. Przyszła 2 klasa gimnazjum, mój tato wrócił ze szkolenia w pracy kompletnie pijany. Dopijał sobie jeszcze w kuchni. W domu byliśmy wszyscy plus chłopak jednej z sióstr. Tato chciał wziąć nóż i mówił mi, że go zabije. Uspokajałem go. Chłopak pojechał, zostaliśmy sami w domu. Była kłótnia, potem poszły w ruch pięści, tato bił i był bity. Byłem wtedy za małych gabarytów, ale zepchnąłem go na ścianę i powiedziałem z płaczem żeby przestał, bo nie chcę końca naszej rodziny. Potem długo płakałem pod drzwiami jego pokoju, bo powiedział mi, że "nie jestem już jego synem".

Przyszła 3 klasa gimnazjum. Zaczęły się imprezy, picie. Zakochałem się w jednej dziewczynie, która bała się powiedzieć mi, że nic z tego nie będzie i męczyłem się z tym, że mam jakieś szanse przez jakieś 4 miesiące. Na koniec wakacji przed liceum już nałogowo paliłem i raz w tygodniu piłem z kumplami.

W liceum zaczął się mój koszmar. Zakochałem się w pewnej dziewczynie, która tak samo jak poprzednia nie mówiła mi, że nic z tego. Bardzo dużo z nią pisałem, rozmawiałem na przerwach. Potem dowiedziałem się, że ma chłopaka. Zaczęła się jesień, a ja miałem pierwsze objawy depresji. Od razu po szkole szedłem do łóżka, potem wstawałem żeby iść do kumpli, papierosy i alkohol. Miałem problem z nauką. Przyszła wiosna a wraz z wiosną moja psychiczna odwilż, czułem, że jestem silny, że zrobię wszystko...

Jedna siostra już z nami nie mieszkała, druga natomiast wyjeżdżała do Belgii. Od razu po jej wyjeździe rodzice zaczęli pić. Płakałem, nocami piłem sam żeby zasnąć i nie słyszeć jak ojciec dobiera się w nocy do matki a ta jęczy na cały dom...

Wakacje spędziłem w duchu alkoholu, papierosów i ognisk. Następny rok szkolny, znowu depresja, znowu zagrożenia na półrocze. W czasie wigilii klasowej w 2 klasie liceum coś we mnie drgnęło. Zauroczyłem się w jednej z dziewczyn z klasy. Przez 3 miesiące chciałem wybić to sobie z głowy nauczony poprzednimi zawodami. jednak w kwietniu zacząłem poważnie o tym myśleć i w końcu... Jesteśmy razem. Potem z niewiadomych mi powodów postanowiłem się zabić. Zawodziłem ją praktycznie co tydzień, dwa, ale przyszedł czas stabilizacji od połowy czerwca do połowy sierpnia było cudownie... Jednak przyszło do takiej sytuacji, w której przez mój idiotyzm i brak zrozumienia, moja dziewczyna powiedziała, że to już koniec. Byłem niedojrzały... Wróciłem do domu i z niego uciekłem. Napisałem do niej smsa z telefonu wujka, do którego doszedłem piechotą, ok. 50km. Wybaczyła mi. Zaczęliśmy na nowo. Potem miałem kilka razy słabsze momenty, ale daliśmy radę.

Potem zaczęła się jesień. Zaczęło się łagodnie, a potem jak się upiłem na swojej 18 zaczęło się piekło. Czemu piekło? Bo nie przeżywałem tego sam, bo krzywdziłem osobę, którą kocham. Zapewniłem jej 5 miesięcy apatii, kłamstwa, inaczej mówiąc, najbardziej toksycznego związku jaki można sobie wyobrazić....

Przyszła wiosna. Ledwo, ale udało mi się po raz drugi już (po raz pierwszy rzuciłem jak zaczęliśmy nasz związek) rzuciłem fajki. Byłem bez sił, żadnych, ale chciałem spokoju. Spokoju dla nas. Udało się, przez ponad dwa miesiące było wszystko dobrze, wiadomo, czasem się pokłóciliśmy, ale zawsze było dobrze.

Chciałem znaleźć sobie pracę. Znalazłem pracę listonosza. Pierwsze kilka dni chodziłem z innymi listonoszami, uczyłem się. Potem chodziłem kilka dni sam i w końcu dzisiaj nie wytrzymałem. Było tak ciężko, że rano przy sortowaniu listów nie wytrzymałem, tylko po prostu wyszedłem z pracy.

Moja dziewczyna znowu mi nie ufa, mówi, że jestem nieodpowiedzialny, że nie wyobraża sobie tego jak w przyszłości będziemy małżeństwem, a ja tak zrobię. To moja pierwsza praca. Odpowiedzialność w pracy listonosza jest ogromna, pieniądze, doręczalność przesyłek... Powinienem po prostu pójść do kierownika i mu wytłumaczyć, a ja po prostu wyszedłem... Powinienem już dawno zacząć prawo jazdy, ale boję się, że nic z tego nie będzie. Dużo rzeczy zaczynałem w życiu i mi nie wychodziło. Boję się, ale.....


...chcę przestać się bać... chcę żyć.... cieszyć się życiem....

Proszę.... jeśli wiesz jak mi pomóc, jeśli sam potrafisz mi pomóc... Proszę, pomóż mi w zaczęciu życia... mam dość wegetacji.

Pozdrawiam, Kuba
Spychiatra i spycholog. No bo co innego, skoro dziewczynę, czyli kogoś bliskiego, niby masz?
Często listonoszom emerytury i renty łyse karki zabierają? W mediach ostatnio nie mówili... Więc gdzie tutaj wielka odpowiedzialność.
Czytać umiesz, liczyć pewnie też. Nie speier...łeś na poczatku, jak się uczyłeś z innymi, tylko jak miałeś juz pracować SAM?
Nie ogarniam.
To był mój 3 dzień jak pracowałem sam. Dzisiaj na spokojnie pojechałem i rozwiązałem umowę za porozumieniem stron. Odpowiedzialność jest duża, bo trzeba nosić przy sobie kilkadziesiąt tysięcy złotych z czego byłem rozliczany oczywiście. Praca była stresująca, bo nie znając miasta rzucali na nowy rejon z mapką i planem chodu, a jak coś się nie zgadza z planem chodu lub mapką to trzeba szukać, latać godzinami. Planowo miałem pracować 8 godzin max. Potem najmniej pracowałem 8 a najwięcej 12 godzin.

Postanowiłem, że po prostu zrobię to co miałem zrobić dawno temu i się uspokoję. Zrobię prawo jazdy i od razu będę miał większy wybór pracy. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:

Dziękuję i pozdrawiam!
Witam Cię serdecznie Kuba, przeczytałam Twój post i chciałam napisać, że bardzo mi przykro że miałeś takie dzieciństwo oraz z powodu dalszych przeżyć. Smutno mi, bo strasznie cierpiałeś i nadal cierpisz. Na początku bałam się tu napisać bo nie chciałam źle doradzić ale zobaczyłam Twój drugi post i postanowiłam, że o jednej sprawie mogę Tobie napisać. Chciałabym choć trochę Tobie pomóc, ponieważ czytając Twoją historię, pragnę Twojego szczęścia, ponieważ zasługujesz na nie :Stan - Uśmiecha się:

Jeśli chodzi o prace listonosza to myślałam, że weszła jakas ustawa o tym, że listonosz nie może przenosić pieniędzy z powodu wielu napaści. Musisz chyba być tylko od tego skoro jest to tak odpowiedzialna praca. Moim zdaniem dobrze że zrezygnowałeś, lepiej pracować na łatwiejszym stanowisko bo mam wrażenie że wpadłeś do oceanu mimo iż chciałeś zwykłego morza (jakkolwiek to brzmi :Stan - Uśmiecha się - Wystawia język:). Ja świeżo po depresji zaczęłam swoją pracę od przynoszenia do pacjentów jedzenia w szpitalu, praca okropna, ciężka, w okropnych i niebezpiecznych warunkach i odpowiedzialna (trzeba wiedzieć co komu dawać bo inaczej ta osoba będzie cierpieć), odpadłam po pierwszym dniu. Mam przez to uraz mimo iż to było tylko 10 godzin pracy. Zaczęlam szukać o wiele lżejszej pracy i teraz wykładam towar w supermarkecie, jest ciężko bo ze mnie chudzielec jest ale odpowiedzialność jest znikoma co daje mi czas na naukę i nabieranie odpowiedzialności w lepszy sposób. Cieszę się, że pracujesz nad sobą i pragniesz się zmienić. Trzymam również kciuki aby to się Tobie udało.

A teraz najważnejsza rzecz, którą pragnę Tobie przekazać. Tą najważniejszą rzeczą jest psycholog, psychiatra. Choćby z powodu chorych sytuacji rodzinnych powinieneś zgłościć się na terapie i opowiedziec o tym. Rozumiem to podejście typu "dam sobie radę" i wierzę że dasz ale nie sam. Nie gwarantuję że znajdziesz odpowiedniego specjaliste oraz 100% wyzdrowienia dzięki niemu, ale gwarantuję że nie będziesz sam w rozwiązywaniu tego problemu. Błagam póki jeszcze jesteś młody, póki jeszcze nie utrwaliło się to wszystko w pelni. Błagam Cię nie skazuj siebie na pełną odpowiedzialność. Pójdź i pomóż sobie. Terapia Cię nie wyleczy ale da Tobie wskazówki. Dzięki temu szybciej i efektywniej siebie wyleczysz niż gdybyś robił to sam. Wiem że chciałbyś sam dać sobie radę i nawet jeśli jestem Tobie obca, błagam Cie o tą jedną rzecz.
Proszę weź to na poważnie. Nawet jak na początku trafisz na nieodpowiedniego psychologa/psychiatrę to szukaj dalej. Wielu ludzi chodzi do psychologa ze zwykłymi codziennymi problemami jak i tymi ciężkimi, które zakorzeniły się w ich umyśle. Kochany Kubo, będę wierzyć w Ciebie z całego serca i mieć głęboką nadzieję, że mimo wątpliwości lub nawet pewności porozmawiasz z psychologiem/psychiatrą/psychoterapeutą, który Cię poprowadzi. Ja bym pragnęła Wskazać Tobie drogę, jednak niestety nie potrafię, ponieważ mogłabym się pomylić. Jedyne co mogę napisać to właśnie tą prośbę i wskazówkę. Po prostu wiem jak to się toczy, im bardziej zwlekasz tym więcej popełniasz błędów, ktorych żałujesz przez co znów nakręcasz siebie itd. Znam bardzo dobrze to koło i póki nie przełamiesz pewnych spraw i blokad w swoim umyśle (bez tej konkretnej osoby nie da rady), nie wyjdziesz z niego.

Również żyłam w patologicznej rodzinie (ojciec alkoholik, matka w depresji i nerwicy), jednak nie w takim stopniu. Mimo tego mam wiele problemów, urazów, blokad i złych nawyków spowodowanych takim a nie innym dzieciństwem oraz tym co było po tym. Właśnie dzisiaj byłam u lekarza rodzinnego po skierowanie do psychologa. Poczytałam w internecie i znalazłam przychodnie psychoterapii, która miała najlepsze opinie. Jutro idę dać skierowanie i umówić się na pierwszą wizytę (nigdy wcześniej nie byłam u psychologa). Ja również pragnę się zmienić, przestać czuć ciągły lęk i złość, pragnę cieszyć się życiem a nie myśleć o śmierci. Samo te pragnienie sprawiło że się zapisałam i nie oceniam siebie że jestem chora czy nienormalna. Tak samo nie oceniam w taki sposób Ciebie. Uważam że największa wina leży w Twoich rodzicach, tak samo jak (w moim przypadku) w moich. Dlatego jeśli chcesz zmienić swoje życie na lepsze i przestać błądzić powinieneś razem ze mną zmienić to w ten sposób! Ponieważ wiem, że dzięki temu poczujesz się szczęśliwszy, gdyż po jakimś czasie będziesz szedł dalej do przodu :Stan - Uśmiecha się:
Mam nadzieję, że jednak to zrobisz. Jak nie masz kasy na prywatnego (wiadomo strasznie dużo chcą) to idź do nfz. Poszukaj najpierw opinii na temat psychologów w Twojej okolicy i ewentualnie dopytaj się pani, która Ciebie zarejestruje. W internecie wszystko znajdziesz, a jak masz opory to poproś swoją dziewczynę, jeśli Tobie pomoże w wyborze i pójściu do rejestracji (mój chłopak tak mi pomógł) to od razu będzie łatwiej :Stan - Uśmiecha się:
Trzymam za Ciebie kciuki. Jeśli będziesz tylko chciał to pisz do mnie na priv jak Tobie idze. Również i ja będę mogła podzielić się wynikami mojej pracy nad sobą jeśli tylko będziesz chciał. Damy radę! Damy sobie radę, dla tych których kochamy :Stan - Niezadowolony - Martwi się:mt059

Ojj mam nadzieję, że wrócisz na to forum i przeczytasz ten post. Życzę Tobie szczęścia i powodzenia w walce (mam nadzieję że nie samotnej) oraz uczucia pełnego życia i wyzwolenia, bo pamiętaj o wyzwolenia to klucz do pełnego życia :Stan - Uśmiecha się:
Dziękuję Asiu za Twoją wyczerpującą odpowiedź.

Wczoraj po raz kolejny użalałem się nad sobą, nad tym jak to się wszystkiego boję i że nie potrafię zapisać się na prawo jazdy i być konkretnym człowiekiem. Pisałem to swojej dziewczynie. Wiem, że ma tego dość i ma dość też mnie. Czuję, że potrzebuję teraz po prostu zrozumienia, nie szantażu, czy wjeżdżania na ambicję, a to robi moja dziewczyna. Różnica między zimą, a teraz jest taka, że teraz czuję, że jestem w swoim życiu, że jestem z nią, a przedtem czułem, że mnie nie ma, a mimo to pomagała mi, a teraz tylko mnie straszy, że odejdzie, że ma już dość mojego użalania się.. "Ataki" mam teraz bardzo rzadko w porównaniu z tym co było kiedyś. Ostatni raz miałem coś takiego może pod koniec marca, że chciałem ponarzekać. Teraz miałem znowu, ale jest cholera coraz lepiej, ale ona tego nie widzi...

Kocham ją i wywalczę wszystko o czym marzymy!

Trzymajcie za mnie kciuki i módlcie się, bo ja za Was się modlę!

Pozdrawiam!
Witaj. Moim zdaniem już dawno powinieneś złożyć w Urzędzie wniosek o przymusowe leczenie dla Twoich rodziców. Można to zrobić w każdym mieście w Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Twoich rodziców mogą nawet zamknąć w zamkniętym zakładzie, ale pamiętaj, że robisz to dla ich dobra oraz swojego. Jeśli sam jesteś alkoholikiem to też przemyśl terapię wyciągającą z tego. Dopiero wtedy myśl o ewentualnie jakiejś innej terapii. Przede wszystkim ważne jest, aby przestać pić.

To godne podziwu, że mimo takich przejść się nie poddajesz. Jeszcze nie wszystko stracone. Pamiętaj, że zawsze możesz coś zrobić. Jesteś pełnoletni i możesz swoim życiem pokierować tak jak uważasz. Trzymamy kciuki.