Wiesz, ogólnie ciężko jest określić jakąś "generalną" receptę - wszyscy jesteśmy różni. Nawet tutaj, na tym forum, spektrum... yyy... fobiczności... jest bardzo szerokie, jestem tego pewien.
Więc co najwyżej każdy może Ci napisać jak to wygląda z jego osobistej perspektywy i możesz próbować coś z tego sklecić. Ja na przykład nie jestem pewien, czy absolutnie każdy tutaj ma problemy z fizycznym kontaktem. Nie wydaje mi się, że to koniecznie musi tak być, można się bać zupełnie innych rzeczy związanych z relacjami międzyludzkimi niż akurat tego, że ktoś Cię znienacka wytarmosi.
Ale jeśli akurat o to chodzi - nie można przesadzać. Po prostu. I pewnie wymaga to tam jakiejś zdolności obserwacji, też ciężko mi bardzo dokładnie to opisać, bo ja nie mam aż tak, żebym miał ochotę uciekać jak ktoś się do mnie zbliża. Po prostu nie przywykłem. I jest mi... niezręcznie. Więc trzeba ostrożnie, początkowo pewnie niezbyt często i niezbyt intensywnie. Każdy ma pewnie inne strefy... hmpf... nazwijmy to... szczególnie wrażliwe. U mnie na przykład ręce są w miarę w porządku. Można...no, można próbować potarmosić moją rękę. Jak się chce. Ale głowa na przykład... Głowa to jest już wyższy poziom zaufania i naprawdę wolę, żeby większość ludzi zostawiła w spokoju moją głowę. Ale tutaj też każdy, jak sądzę, ma inaczej. Jak widać, że gość robi się biały albo dostaje padaczki, to pewnie trzeba trochę zluzować.
I metodycznie, powoli przekonywać, że druga strona od tego nie umrze. Ja już jestem nawet przekonany o tym. Że nie umrę, jak ktoś mnie dotknie. Raczej.
A co do rozmów na przykład... Wiesz, mi to wręcz pomaga. Jak druga strona... przejmuje inicjatywę. I akurat myślę, że w tej kwestii wielu tutaj ma podobnie. Mi jest bardzo ciężko wyjść jako pierwszemu, ale to nie znaczy, że nie mam ochoty z kimś rozmawiać. I jeżeli on przyjdzie porozmawiać ZE MNĄ to dla mnie bardzo ważne. I jednak trochę pomaga. Jak ktoś rzuci temat. Zada pytanie, na które mogę bezpośrednio odpowiedzieć, zamiast się zastanawiać nad doborem słów i męczyć z milczeniem. Więc jeśli chodzi o rozmowę - ja bym się akurat nie bał, no chyba, że od razu wyskoczysz z jakimiś bardzo poważnymi tematami, to wiadomo - nie każdy może chcieć o tym rozmawiać. Ale po prostu pogadać o czymś, choćby o pogodzie, o czymś co lubisz, zapytać tego po drugiej stronie, co on lubi... Jestem prawie pewien, że tak będzie mu łatwiej niż gdyby się sam miał męczyć ze zbieraniem siła aby zapytać Ciebie.
Myślę, że kluczem jest właśnie... hmpf... powiedzmy... jak to mówi ta moja przyjaciółka... systematyczna desensytyzacja. Zdaje się zresztą, że to termin z zakresu psychologii, co ma sens, bo ona studiowała psychologię. Czyli - nie za dużo na raz, tylko powoli przyzwyczajać drugą stronę do bliskości, tak fizycznej jak i tej... no, intelektualno-duchowej. No i mi osobiście... hmpf... mi osobiście pomaga, jak mi ktoś... wyjaśnia. Dlaczego robi te co dziwniejsze w moim odczuciu rzeczy. Na przykład "przytulam ludzi, którym chcę okazać sympatię" jest dla mnie łatwiejsze do zrozumienia niż po prostu przytulanie. Albo jak ktoś mi zadaje ni z gruchy ni z pietruchy pozornie randomowe pytania - też mi pomaga, jak mi wyjaśni po co to robi.
Ale ogólnie powtórzę - to raczej nie tak, że da się dać jakieś cudowne, oświecone wskazówki, bo wszyscy się różnimy. Niektórzy jak spróbujesz ich przytulić zamienią się w kamień, jak ja. Dla innych to będzie po prostu za dużo i dostaną drgawek, albo nie wiem, zemdleją. Ciężko powiedzieć.
Trzeba być uważnym i iść naprzód powoli. W końcu chyba lepiej, żeby to potrwało trochę czasu, niż żeby gość zszedł na zawał. Ostrożność, empatia. Jeśli to ktoś wrażliwy o dobrej zdolności introspekcji, ktoś skłonny do refleksji - można też pewnie po prostu spróbować pogadać. Wyjaśnić, że jesteś akurat taka, że czasami działasz dość spontanicznie, ale że nie chcesz przekraczać żadnych granic na siłę i postarasz się tego nie robić. I żeby druga strona dała znać, czy to słowem czy cięgiem pozornie pozbawionych znaczenia dźwięków typu "aeeeeyyeyyyyyykhmhmkhm!!!" jeśli będzie się to działo.