Zastanawiam się nad tym,non stop.Przypuszczam,że wielu znas mieszka z rodzicami.Jedni z nas pracuą,drudzy nie.Mam dach nad głową.A to wszstko dzeki rodzicom.A co będzie kiedyś,gdy ich zabraknie,gdy nam nie starczy siły,żeby samemu brnąć przez życie?Przecież mamy kruchą psychikę.A gdzieś czytałam,że FS nie jest chorobą psychiczną.Chciałam wiedzieć jak państwo pomaga ludziom z chorobami psychicznymi,dla których normalne życie to trud.Z czego mamy kiedys zyc?skoro podjecie pracy to dla nas ogromny wysiłek.Czy skoro FS to nie choroba psychiczna,to czy będziemy mieli jakieś wsparcie.Ktos pwinien o nas pomyśleć,ponieważ mnie wydaje się że to najgorsza choroba do której specjaliści nie przywiązują wagi.Przeciez my jesteśmy kalekami.Jednni nie mają nóg inni jeżdżą na wózku z jakiegoś powodu, i to nie pozwala im normalnie żyć,a nam nie pozwala nasza głowa normalnie żyć.Na dodatek specjaliści twierdzą,że to da się wyleczyć.To dlaczego jest nas tu tyle i nikt sobie z tym nie radzi?Nikt nie potrafi się z tego wyleczyć.Czy wy też się kiedyś nad tym zastanawialiście?
Ja nie dopuszczam takiej myśli,chcę godnie żyć.To nie moja wina,że jestem chora.Przytułki to niech bedą dla leniwych,którym nie chce sie pracować.
Ostatnio mam myśli, że jednak czeka mnie ten cholerny przytułek. Nie dośc że mam fobię to jeszcze jestem leniem. Coś mi się widzi, że skończę jako zbieracz złomu lub innych odpadków.
Cytat:To dlaczego jest nas tu tyle i nikt sobie z tym nie radzi?Nikt nie potrafi się z tego wyleczyć
Niektórzy się wyleczyli, drudzy dalej z tym walczą cierpliwie a trzeci się poddali i nie chcą się leczyć bo nie mają siły do walki ani motywacji.
Ja się bardzo boję, ale jednak krązy w okół mnie myśl, że jednak się nie poddam i będe żyć godnie. Bynajmniej będę walczyć...
Ja ostatnio żyje z dnia na dzień. Czuję się źle i czekam na odmianę losu. Ale nic nie robię poza braniem tabletek. Tak jakbym się właśnie poddał. Walczę z tym już rok i nie widać namacalnych efektów(chociaż może jakieś są). Nabrałem trochę dystansu do życia, dalej jest beznadziejnie ale ta beznadziejność już mnie tak nie rusza. Apatia. Nic mnie nie interesuje i nie obchodzi. Wegetacja.
Ja też z tym walczę.Pracuję,leczę się.Po tabletkach lepiej mi się żyje.Biore paromerck to pierwsze tabletki które w dużym stopniu mi pomogły,ale czy wyleczą?chyba nie,jak przestanę to to wróci.Ja jestem przy tym,że nie da się z tego wyleczyć
ehh... ja w pewnym sensie tez nabralam dystansu. Nie jesteś sam Sosen
ehh..niedługo moja wegetacja sie skończy- szkoła oO- zle mi z tym
Ja coś podobnego nitka. Do szkoły w której pracuje przyjdzie ponad pół tysiąca dzieciaków
Mam nadzieje, że nie będzie tak strasznie, chociaż będzie pewnie ciężko..
Pracujesz w szkole?
wow
Podziwiam, nigdy bym do szkoły nie chciała wrócić
, a już w ogóle uczyć oO
Powiedzmy, że nie miałem wyjścia
No chyba, że tak. Ale i tak broniłabym się rękami i nogami
.
Dobrze Ci się pracuje?
Szczerze? Nie bardzo. Robię co mam robić, z ludźmi nie gadam. Ot tak żeby jakaś kasa była. Przykry obowiązek.
Zaraz nas ktoś za offtop pogoni ;]
Zapewne dla mnie, żadna robota nie będzie przyjemna, ale po studiach będę o nią walczyć..ehh.
A niech goni
, dobrze mi się rozmawia
Wiesz, wszędzie tam gdzie są ludzie i trzeba z nimi mimo wszystko jakoś współpracować będzie ciężko. Nie mam złudzeń że będzie lepiej tylko dlatego że pójdę wśród ludzi. Tutaj trzeba terapii
Nad tym co ze mną będzie zastanawiałem się nie raz. Jedno mogę wykluczyć, nie wysadziłem w powietrze szkoły ani nie zrobiłem tam żadnej masakry, więc już coś. No może na studia się wybiorę to się zobaczy. Tak jak Fiona napisałaś mieszkam z rodzicami i na razie zmiany się nie szykują bo mnie nie stać, a rodzice mieszkania też mi nie wynajmą. Do pracy chodziłem ale już nie chodzę, zgadnijcie dlaczego. Zbierać złom? To nie takie oczywiste, żeby zbierać złom też trzeba mieć odwagę no i "dogadać" się z tymi którzy w tym fachu pracują i swymi łupami nie mają zamiaru się dzielić.
Co będzie dalej, zobaczymy. Albo się wyleczę (i nie piszcie, że trzeba coś z tym zrobić, wziąć się za siebie) albo kiedyś palnę sobie w łeb z nadzieją, że ktoś po mnie zapłacze.
PS: Dziś bardzo optymistycznie.
Nitka i Sosen, możecie kontynuować.
Wiem, bo ja nie licze na niewiadomo co. Licze się z tym, że bedzie cieżko ;[
Harold napisał(a):Zbierać złom? To nie takie oczywiste, żeby zbierać złom też trzeba mieć odwagę no i "dogadać" się z tymi którzy w tym fachu pracują i swymi łupami nie mają zamiaru się dzielić.
Co za różnica. Istnieje 30-40% prawdopodobieństwo, że wyląduję pod mostem, włócząc sie po ulicach szukając po okolicznych śmietnikach czegoś co nadaje się do skupu. Już teraz raczej nie umiem żyć z ludźmi, więc jakie mam szanse na przetrwanie w stadzie w późniejszym okresie.
a w skrócie to
mnie obchodzi co ze mną będzie za jakiś czas. Ja żyję dziś i teraz. Pielęgnując dzień dzisiejszy pracuję nad przyszłością, a myślę, że i mi pomoże w tym nie wyobrażanie sobie, że leżę pod mostem
Coś takiego może spotkac każdego z fobią lub bez. Dziś ktoś może byc szczęśliwym milionerem a jutro bankrutem. Dziś każdy z nas może byc w depresji a w przyszłości cieszyc się dobrym życiem.
Więc przepraszam, ale nie podoba mi sie ten temat
Co będzie? Podbijemy świat, i wszystkich normalnych zmusimy do tych samych cierpień, co przeżywamy my.
>>>>>>>>>>>>>>>>>> Mua ha ha!!11
post usunięty przez autora
Zginiemy tragicznie jak XIX wieczni bohaterowie romantyczni: Werter, Gustaw, Konrad Wallenrod, Kordian(jego uratowali), oraz jak wielcy pisarze i poeci: Edward Stachura, Rafał Wojaczek, Ernest Hemingway, he he to na pocieszenie