PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: Zaczyna mi odbijać
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Już sam nie wiem co z sobą zrobić. Nie umiem żyć z ludźmi. Znów jestem starszy o rok a w moim życiu nic się nie zmieniło. Wstaję rano z trudem i wiem że nic dobrego mnie nie spotka. Samotność ostatnio dokucza mi bardziej niż zwykle. Nie mam nikogo do rozmowy. Co gorsza im dłużej pozostaje w tym stanie tym bardziej się staczam. Robię się coraz bardziej dziki, boję się patrzeć w lustro bo wyglądam jak chodzący trup. Nie widzę dla siebie żadnej przyszłości, przesrałem najlepsze lata swojego życia, i w wieku prawie 25 lat czuję się już stary i niezdolny cokolwiek zmienić. Sięgam pamięcią wstecz i nie pamiętam kiedy byłem szczęśliwy. Mieszkam z rodzicami, którym w dużej mierze "zawdzięczam" zniszczoną psychikę. Mimo wszystkie czuję przed nimi wstyd że mają takiego syna. Inni w tym wieku mają już ułożone życie, a ja? Na codzień czuję jakbym miał czarną dziurę w klatce piersiowej, która ze mnie wysysa życie. Nie mogę normalnie usnąć, a i tak potrafie pół dnia przeleżeć w łóżku. Nie widzę wyjścia z tej sytuacji. Na studia nie pójdę, nie chcę doić pieniędzy od rodziców, poza tym z moją maturą nie dostane się na dobry kierunek. Praca u nas ciężka i słabo płatna, nawet odłożyć za bardzo nie ma jak, a i tak trudno cokolwiek dostać. Myślałem o wyjeździe, ale nie mam nikogo kto by mi pomógł w wydostaniu się z mojego zadupia, a sam nie dam rady, nie dość że fobia to jeszcze depresja. Myślę często o skończeniu tego żalosnego życia, ale nie chcę dobijać swoich rodziców, wystarczy im że muszą na mnie patrzeć i na to czym się stałem. Sam nie wiem czemu to piszę, nie liczę na żadną pomoc, bo mi się nie da pomóc. Chodziłem do psychiatrów, nawet teraz biorę leki które tylko stępiają ból, ale jestem zepsuty od środka, skazany na męczenie się z samym sobą. Wiem, że tu nie ma lekarstwa, i to mnie przeraża. Jestem jak w klatce bez wyjścia. Łatwo takiemu wrakowi jak ja powiedzieć żeby wziął się za siebie, wyszedł do ludzi, jak dla mnie pójście po bułki do sklepu to już problem. Może chcę tylko się wyżalić komuś w internecie, licząc że ktoś przeczyta i spróbuje chociaż trochę mnie zrozumieć, to chyba nie tak wiele. A nie mam nikogo w prawdziwym życiu komu móglbym się zwierzyć.
Hej, jeszcze nie wszystko stracone. Jeśli leki Ci niezbyt pomagają, spróbuj zasugerować inne, lub zwiększenie dawki Do tego polecam jakąś formę terapii, czy to indywidualną, czy grupową. Widać, że jesteś mocno zdołowany i masz niską samoocenę (niesłusznie), a samemu bardzo trudno to zmienić.
Idź na masaż nuru. Ewentualnie lomi-lomi.
To jeszcze poleć jakieś sprawdzone miejsce!

Gość

@matee, to może zamiast rozmyślać o przeszłości nazbyt intensywnie i myśleć, że nigdy nie byłeś szczęśliwy, a potem nagle budzić się w rzeczywistości i dziwić, że nie jesteś szczęśliwy- ale jak mogłeś robić cokolwiek w tym kierunku, skoro non stop maglowałeś przeszłość? wiem, że bardzo trudno jest z tego wyjść, że nigdy w zasadzie nie wychodzi się do końca, ale może pierwszym krokiem niech będzie częściowa zmiana myślenia i przeniesienie środka ciężkości z przeszłości na przyszłość, albo teraźniejszość. poszukaj pomocy
To może zacznij w jakieś gierki pykać to trochę pomaga bo odrywasz się od rzeczywistości. A prochy to trochę :Ikony bluzgi grzybek: jest moim zdaniem.Bo robi się taki motyw że akceptujesz to w czym jesteś i nic nie zmieniasz.Bo jak się czuję realnie bez otępienia to nie można już tego znieść i człowiek zaczyna coś zmieniać.A na prochach to się dołujesz ale nie chce ci się nic zmieniać. A ogółem co łykasz?
Ja dopiero co zdałem maturę i wcale nie czuję się lepiej niż ty.Czuję tak jakby zbliżał się koniec mojego życia.Przynajmniej gry mnie jakoś ratują.Masz STEAMA?Możemy zagrać w jakąś grę razem i pogadać przez mikrofon,bo ja też nie mam z kim porozmawiać
Witaj polecil bym tobie i innym terapie smiechem dzieki ktorej stanalem na nogi i nie tylko ja bo juz 2 osoby z tego forum pozbyly sie fobi dzieki tej terapi.
Na poczatku smialem sie z czego sie dalo i probowalem wymuszac smiech, skuteczne dzialanie bylo odczuwalne. Jednak na dluzsza mete okazalo sie meczace i niestety zaniechalem smiania sie co zaowocowalo powrotem glupiego irracjonalnego zachowania wsrod ludzi. Ale ja nie zamierzalem sie poddawac bo choc okres mojej smiechoterapi to raptem bylo jakies dwa tygodnie to przez ten czas zrozumialem ze wlasnie tym sposobem moza sie unormalnic. Minelo toche czasu zanim wymyslilem jak prosto i przyjemnie posmiac sie w zaciszu wlasnego domu i przy tym milo spedzic czas. Wazne abysmy smiali sie czesto a to gwarantuja nam sitcomy krotkie przewaznie 20 minutowe seriale komediowe typu przyjaciele, jak poznalem wasza matke itp. Po wiecej info odsylam do tematu od ktorego moja przygoda ze smiechoterapia sie zaczela :Stan - Uśmiecha się - Szeroko: pozdrawiam http://phobiasocialis.pl/forapl_redirect...,8916.html
Rozumiem Cię Matee chyba dosyć dobrze. Sam wielokrotnie czuję się rzekomym powodem hańby dla moich rodziców. I również w moim przypadku oni są przyczyną problemów. Myślę, że bardzo ważnym elementem procesu uzdrowienia jest uświadomienie sobie co jest przyczyną obecnego stanu. Nie można siebie obwiniać zanadto bo często problemy typu fobia społeczna czy niska samoocena mają korzenie w dzieciństwie. Choć sam jeszcze nie zostałem uzdrowiony to z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że w przetrwaniu tego wszystkiego pomaga mi wytrwała modlitwa, lektura Pisma Świętego, życie sakramentalne- czyli to wszystko co oferuje Kościół. No i musisz sobie uświadomić, że nie jest prawdą to, iż jesteś rzekomo nieuleczalnie chory.