PhobiaSocialis.pl

Pełna wersja: depresyjna osobowość i bezsens życia
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Witajcie Bratnie Dusze, mniej lub bardziej cierpiący. Bardzo nie lubię komuś się z takich własnych problemów zwierzać, ale przecież nikt nie każe czytać a internet wszystko przyjmie.

Piszę nie oczekując pomocy, sama nie wiem czego. Piszę bo nie wiem co z sobą począć już, bo nie mam siły wstać od komputera w ten jeden z nielicznych wolnych dni jak dziś w którym mogłabym zrobić cokolwiek co robią "normalni- zdrowi" ludzie. A ja nie mam siły i motywacji do niczego.

To nie typowa depresja, wiem to, ponieważ jest to ze mną całe życie. Jedynie czasem trochę bardziej w uśpieniu i wtedy jakoś funkcjonuję. Całe moje życie opiera się na jednym paradoksie. Otóż wiecie dlaczego żyję? Ponieważ nie potrafię się zabić, boję się bólu i cierpień. Nawet na to jestem za słaba. Tylko nie wymieniajcie mi proszę powodów, dla których żyć warto. Rozumiem troskę, ale też wierzę, że przeczytają to tacy, którzy wiedzą, że do pewnych osób nie trafią argumenty żadne. Bo czy ktoś z was jest w stanie uwierzyć, że już w przedszkolu prosiłam (boga? św. mikołaja? o zgrozo ) o ŚMIERĆ.? Jak bardzo muszę być chora, bo jakie dziecko ma takie myśli? I czy w takim wypadku da się tak bardzo chorą psychikę wyleczyć? Nie sądzę. Przebrnęłam przez różne leki, żadne nie działały, psychoterapie również nie dały nic. Moja osobowość jest totalnie wykrzywiona i ja się po prostu męczę... żyjąc. Nie cieszy mnie nic, nie mam żadnych pasji, nie jestem zdolna do uczuć i tak bardzo nienawidzę siebie, mojej psychiki, że jest to nie do zniesienia. Wykańczam męża, widzę to. A tylko on mi został, bo resztę już odsunęłam w życiu. Nie mam nikogo na własne życzenie. Nie ufam nikomu i nie potrafię z nikim trwać w normalnej relacji. Kłopoty z pamięcią utrudniają mi życie, czuję, że chyba wywalą mnie w końcu z pracy bo ile można.... Zbliżam się do 30-tki, moje życie przegrałam. Tak, wiem, powiecie, że jestem młoda, ale chodzi o uczucie w środku i to, że nie tak miało to życie wyglądać. Myślałam, że dam radę jakoś to poskładać.... Ale ja nawet jak bardzo chciałam nie raz, to nie potrafię... Mogłabym tak pisać bez końca ale komu to w sumie potrzebne.
Gdyby była magiczna pigułka... :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Cześć, Sad_Woman
Sad_Woman napisał(a):Mogłabym tak pisać bez końca..
Wiesz co? Ja myślę, że to jest naprawdę świetny pomysł :Stan - Uśmiecha się:
masterblaster napisał(a):Cześć, Sad_Woman
Sad_Woman napisał(a):Mogłabym tak pisać bez końca..
Wiesz co? Ja myślę, że to jest naprawdę świetny pomysł :Stan - Uśmiecha się:
A ja proponuję, byś ty skończył w ogóle pisać.
Może się mylę, ale odebrałem to jak nakłanianie do pogrążania się jeszcze bardziej w problemach.


Sad_Woman, wyślę Ci coś na pw.
Dzięki Judas za propozycję. :Stan - Uśmiecha się: Sam już na to wpadłem, ale jeszcze jakoś nie mogę się zebrać.

Zdaje się, że troszkę opacznie mnie zrozumiałeś, chyba nie pierwszy raz zresztą.. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Jeśli Sad_Woman posiada coś w rodzaju 'motywacji' do pisania to mz. bardzo dobrze jej zrobi jeśli za tym pójdzie. To prawie to samo co wygadanie się na terapii, więc może uda Ci się wyobrazić jakieś tego zalety Judasie..
masterblaster- uwierz, że nie mam motywacji do pisania, po prostu nie wiem dziś co z sobą zrobić tak bardzo źle się czuję psychicznie. Wyję dosłownie. A nie mam zamiaru komuś realnie w życiu się dziś nadstawiać z łzami i moim depresyjnym podejściem. Z resztą, chyba nawet nie mam komu. Ostatnio usłyszałam od mojej dobrej znajomej tekst, że jak mogę być tak nieszczęśliwa mają męża, mieszkanie i pracę (ona nie ma żadnej z tych rzeczy). Zrobiło mi się głupio, bo nie każdy rozumie, że ja nie narzekam na życie wokół mnie. Ja narzekam na życie wewnątrz mnie. W środku mojej głowy, której nie potrafię nauczyć normalnego myślenia. Przez to są wszystkie moje cierpienia i niepowodzenia. Wierzę, że wiele osób wie o czy mówię...
No wiem, motywacja to może nie jest akurat odpowiednie słowo.
Sad_Woman napisał(a):Wyję dosłownie. A nie mam zamiaru komuś realnie w życiu się dziś nadstawiać z łzami i moim depresyjnym podejściem.
Jeśli nie ma jak w realu to można sobie powyć wirtualnie np. pisząc. To jest mz. o tyle dobre, że jest aktywnym sposobem ekspresji, pewnym działaniem, czyli czymś przeciwnym do totalnej bezradności. Myślę, że lepiej zrobić coś z tymi myślami (cokolwiek), np. właśnie zapisując je niż pozostawiać same sobie. Poza tym to co masz do powiedzenia może być w jakiś sposób pouczające i ciekawe dla innych. Np. lepiej, gorzej ale radzisz sobie jakoś z funkcjonowaniem na zewnątrz co jest tutaj dużym wyczynem. :Stan - Uśmiecha się:
Obawiam się, że moje dzisiejsze podejście do rzeczywistości raczej pouczające nie jest. Ale wiem o co Ci chodzi. Nie powinnam tego pisać teraz ale "niestety" czuję się lepiej. A nie powinnam dlatego, że tym środkiem który pomógł był oczywiście alko :Stan - Niezadowolony - Smuci się: Prawdziwy wstyd nadejdzie jutro. Niestety. I podwójny dół. Czytający bądźcie mądrzejsi. Alkohol niszczy psychikę przede wszystkim tym którzy już ją mają chorą, nie uleczy to Was :Stan - Niezadowolony - Smuci się: (stara a taka głupia)
Może trochę słaba ale niegłupia. Alko mnie akurat nie korci ale dla mnie jest bardzo trudne odmówić sobie innych rzeczy (w nadmiarze) jeśli są w zasięgu..
Każdy ma swoje sprawdzone środki jak i i słabości. Moja słabość jest bardzo zgubna, ale, że lata mijają, ja czuję się coraz gorzej a nic innego na przestrzeni lat nie pomogło to w końcu sięgam po ten środek właśnie :Stan - Niezadowolony - Zastanawia się:
Słabości i sprawdzone środki to jest ciekawy duet. Niedawno robiłem pewne doświadczenie - przez trzy doby chciałem jeść tylko surową marchewkę. Wiele mnie kosztowało żeby w ogóle na coś takiego się poważyć (mimo, że uwielbiam marchewkę). Oczywiście szykowałem się na jakieś mega ciągoty i wariacje mentalne na temat jedzenia. Jednak zaskoczyło mnie coś zupełnie odwrotnego. W tym czasie pomimo niedoboru kalorii ogóle nie wzruszały mnie żadne 'łakocie'. Mijałem je zupełnie na luzie, patrzyłem jak inni się częstują, mogłem nawet wziąć coś pysznego do ręki, oglądnąć i odłożyć z powrotem. :Stan - Uśmiecha się - LOL: Normalnie szok.. Mentalnie czułem się zupełnie dobrze, nie byłem rozdrażniony ani sfrustrowany. Chciałbym to jeszcze kiedyś zbadać na sobie dokładniej, na razie skończyła mi się marchewka. :Stan - Uśmiecha się - LOL:
:Stan - Uśmiecha się - LOL: Ciekawa historia, chociaż ja będąc kilka razy na diecie znam ten schemat :Stan - Uśmiecha się: Czyli wychodzi na to, że można się przestawić na zasadzie "jem tylko marchewkę" = "nie używam alko" i przestaje to być bolesne? :Stan - Uśmiecha się:
Swoją drogą jestem zalana w trupa i nawet już nie płaczę.
Hehe, nie wiem. Brzmi podejrzanie prosto, z drugiej strony musi być w tym jakiś mega potencjał. W sumie jeśli chodzi o alko to kilka razy już czytałem, że np. surowe owoce sprawiły, że ktoś utracił zapał do picia. Albo, że na diecie bogatej w surowe soki warzywne palacze i ćpuny na trzeci dzień nie pamiętają o swoich nałogach albo już im nie smakuje. Więc chyba jest to ciekawe pole do eksperymentów.
Najlepiej jakby dało się taki soczek zapodawać na noc w kroplówce a rano bym się budził odtruty, odżywiony i chętny do życia. :-D
Coś faktycznie za proste się to wydaje :Stan - Uśmiecha się - Mrugając: Obstawiam, że nie straciłabym zapału do picia, bo jednak w piciu chodzi o efekt upojenia i to za nim się tęskni i do niego dąży.
Taaa wczoraj było cudowne odrealnienie a dziś już praca 15h i myślenie o tym po co to wszystko :Stan - Niezadowolony - Smuci się:
Pracuś z Ciebie. :Stan - Uśmiecha się - Mrugając:
Nie wiem jak to jest z tym upojeniem, mnie żadna dawka alko nie wprawia w błogostan. Pewnie można do tego dążyć tak dla samej niezdrowej 'frajdy' od czasu do czasu ale jeśli jest to jedyny sposób odreagowania codziennej frustracji a potem jednak przestaje być komuś potrzebny to jest zastanawiające mz.

A pro po "po co to wszystko" i uwięzienia w poczuciu bezsensu przypomniał mi się jeszcze jeden ciekawy i dziwny środek na ból istnienia:
Doing Time Doing Vipassana
Ja niestety zaczynam mieć powoli problem z uzależnieniem od alko, widzę to. Bo jak zaczyna się za wszelką cenę dążyć do dnia kiedy można się napić to znaczy, że zrobiło się niebezpiecznie. Po prostu marzę o cieszeniu się życiem a po alko cieszą mnie drobiazgi i coś odczuwam. Kocham, tęsknię, marzę, budzi się we mnie empatia. Na co dzień jestem totalnie pusta w środku i to jest okropne uczucie :Stan - Niezadowolony - Smuci się:

Filmiku niestety nie obejrzę w robocie ale nadrobię jutro.
Pomyślałem sobie, że fobia to też takie uzależnienie jakby - od czyjegoś widzimisię, które paradoksalnie okazuje się własnym wytworem.
Właśnie, fajnie jakby codzienność dostarczała dawkę pozytywnych odczuć.
masterblaster napisał(a):Pomyślałem sobie, że fobia to też takie uzależnienie jakby - od czyjegoś widzimisię, które paradoksalnie okazuje się własnym wytworem.
Właśnie, fajnie jakby codzienność dostarczała dawkę pozytywnych odczuć.

I uzaleznieneim od dokładania sobie...